Alicja Lenczewska. Szczecińska mistyczka rozmawia z Bogiem

Od piątku 8 marca 1985 roku, ?gdy – jak pisała Alicja Lenczewska – Pan po raz pierwszy dotknął ją swoją bliskością i to całkowicie zmieniło jej życie, już nic nie było takie jak wcześniej

Publikacja: 01.11.2019 18:00

Alicja Lenczewska w 2005 roku

Alicja Lenczewska w 2005 roku

Foto: Wydawnictwo Znak

Życie Alicji Lenczewskiej (1934–2012) dzieli się na okres przed nawróceniem i po nawróceniu, którego kulminacyjnym momentem było spotkanie Jezusa w Gostyniu 8 marca 1985 roku. Ona sama mówiła o dwóch swoich nawróceniach. Pierwszym, który rozpoczął się w okresie choroby matki Jadwigi Agnieszki i kiedy trafiła do ruchu Odnowy w Duchu Świętym, oraz drugim, w Gostyniu. Alicja pod wpływem matki, osoby wierzącej, którą opiekowała się od 1982 roku, zaczęła sięgać po książki religijne, czytać Pismo Święte. Śmierć matki w maju 1984 roku była wstrząsem dla Alicji i starszego o sześć lat brata Sławomira. Oboje zaczęli uczęszczać na spotkania wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym w kościele Świętego Jana Chrzciciela w Szczecinie.




Podróżująca nauczycielka

Alicja w 1984 roku skończyła pięćdziesiąt lat, nie miała rodziny, była wicedyrektorką w szczecińskim Studium Wychowania Przedszkolnego i prowadziła intensywny tryb życia. „Była to osoba bardzo ciekawa, wybitnie inteligentna, zdolna, o dużej kulturze osobistej. W działaniu była bardzo konsekwentna, zdyscyplinowana i twórcza"– tak po latach wspominała ją przyjaciółka Bernadeta Woźniak-Hoppe. Do czasu nawrócenia treścią życia Alicji, podobnie jak brata Sławomira, były podróże i podziwianie piękna świata.

–?Ciekawość świata, a także zdolności, inteligencję oboje odziedziczyli po rodzicach. Szczególnie po ojcu Auguście, oficerze rezerwy Wojska Polskiego i wynalazcy między innymi kłódki wytwarzanej z jednego kawałka metalu – opowiada Dorota Lenczewska, żona Sławomira, która Alicję poznała w 1991 roku.

Dzisiaj to ona wraz z córką Olgą, doktorantką filozofii na Uniwersytecie Stanforda w Kalifornii, przechowuje rodzinną pamięć o Alicji. Niestety, Sławomir Lenczewski, który towarzyszy naszej rozmowie w ich szczecińskim mieszkaniu, nic już o siostrze powiedzieć nie może – nie pozwala na to postępująca choroba.

Rodzice Alicji i Sławomira w 1930 roku przeprowadzili się z Sambora na zachodniej Ukrainie do Warszawy, gdzie ojciec otworzył zakład produkcji kłódek, a potem do podstołecznych Włoch. Tutaj, we Włochach (dzisiaj to część Warszawy), 5 grudnia 1934 roku – jak świadczy metryka – urodziła się Alicja. W istocie była o rok starsza.

–?Kilkakrotnie o tym opowiadała – przypomina sobie Dorota Lenczewska. – Ksiądz w metryce chrztu pomylił datę, wpisał 1934 zamiast 1933 rok. Stwierdził jednak, że nie będzie kreślić, a dla dziewczynki to nawet lepiej... I tak już zostało.

Inne było też nazwisko rodowe Alicji – brzmiało: Lichwa. Z uwagi na złe skojarzenia zamierzał je zmienić już ojciec August (dlatego matka została pochowana pod panieńskim nazwiskiem Węcowska), ale zrobił to dopiero brat Sławomir w latach pięćdziesiątych XX wieku, zaś w 1965 roku powtórzyła to Alicja. Ze świadectwa urodzenia wynika, że ochrzczona została we wrześniu 1939 roku, czyli już po śmierci ojca, który zmarł w kwietniu tego roku. W 1940 matka wyjechała z dziećmi na Rzeszowszczyznę, do krewnych we wsi Knapy, a następnie do Dęby, gdzie pracowała jako pomoc kuchenna w obozie dla niemieckich żołnierzy przygotowujących się do wyjazdu na front wschodni. Po wojnie przez rok mieszkali w Barcinie, wsi w okolicach Inowrocławia, gdzie matka z marnym skutkiem prowadziła gospodarstwo rolne. Wreszcie w 1946 roku osiedlili się w Szczecinie. Tu Jadwiga Lichwa, absolwentka przedwojennego seminarium nauczycielskiego w Stryju, zaczęła uczyć w szkole. Z czasem tą drogą poszły dzieci: Sławomir, z wykształcenia chemik, a następnie tłumacz przysięgły pięciu języków, biegle posługujący się dwunastoma, oraz Alicja, pedagog. W 1952 roku Alicja ukończyła czteroletnie liceum pedagogiczne (w tym czasie mieszkała w internacie) i rozpoczęła pracę w szkole w miejscowości Banie pod Szczecinem. Następnie przez dwanaście lat pracowała jako zastępca inspektora szkolnego w Gryfinie, gdzie też mieszkała. Jednocześnie się dokształcała. W 1960 roku ukończyła dwuletnie studia nauczycielskie, a w 1965 ku studia magisterskie w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Gdańsku. Wtedy też rozpoczęła pracę w Szczecinie, w I Liceum Ogólnokształcącym, gdzie przez dziesięć lat uczyła rysunku, prac ręcznych i mechaniki. Następnie, od 1975 aż do emerytury w 1987 roku, pracowała w Studium Wychowania Przedszkolnego jako nauczycielka pedagogiki, a potem wicedyrektor.

–?Była konkretna, zrównoważona i opanowana – wspomina Magdalena Nowek, dziś emerytowana nauczycielka.

Dorota Lenczewska dodaje, że Ala – bo tak nazywali ją bliscy – jako nauczycielka była wymagająca i zdystansowana. – Nie przez wszystkich uczniów była lubiana – mówi. Przypuszcza, że wczesna śmierć ojca, przeżycia okresu wojny, kiedy Alicją opiekował się przede wszystkim brat, bo matka, choć kochająca, zajęta była głównie zdobywaniem środków do życia, a w okresie powojennym pobyt w internacie – to wszystko miało wpływ na emocjonalną konstrukcję bratowej.

–?Ala nie doznała czułości i nie umiała jej okazywać. Choć bardzo się starała, była raczej chłodna – twierdzi Dorota Lenczewska, która do chorego męża zwraca się z wielką tkliwością.

Alicja Lenczewska nie założyła rodziny, choć pod koniec lat pięćdziesiątych była bliska zawarcia związku małżeńskiego z niejakim Jankiem. Natomiast w 1960 roku związała się z Włochem z Bolonii o imieniu Michele, ale okazało się, że mężczyzna jest żonaty.

W czasie wolnym Alicja podróżowała. „Swego czasu Alicja miała motocykl i jeździłyśmy codziennie w plener, bo kochałyśmy przyrodę, naturę i podróże. Kochałyśmy wspinaczki po górach i jazdę na nartach. Byłyśmy ciekawe kultury, także innych krajów, nie tylko Polski. Z tych podróży przekazywałyśmy sobie ciekawe wrażenia i wiadomości, które nas wzbogacały" – wspominała Bernadetta Woźniak-Hoppe. Lenczewska jeździła na zagraniczne wycieczki, podróżowała też po innych krajach sama albo z bratem. Podróże po świecie ułatwiały umiejętności językowe Sławomira, który w latach siedemdziesiątych zajął się tłumaczeniami i porzucił posadę nauczyciela. Alicja zwiedziła między innymi Włochy, Hiszpanię, Grecję, Jugosławię, Bułgarię, Rumunię, Maroko. W 1957 roku jako instruktorka harcerstwa była w Moskwie na VI Światowym Festiwalu Młodzieży. W PRL-u spędzanie wakacji na Zachodzie było udziałem nielicznych, a południe Europy z wielu powodów mogło zachwycać. I zachwycało.

–?Ala i Sławek bardzo lubili słońce, ciepłe kraje. Te wyjazdy były dla nich radością i treścią życia – opowiada Dorota Lenczewska.

Alicja zaś po latach tak pisała: „Główne moje zainteresowania w tym okresie to historia sztuki, turystyka, robienie przeźroczy oraz chwalenie się nimi i doznanymi przeżyciami. W swoich podróżach poszukiwałam piękna i dobra, a także sensu życia. Tęsknota za nimi goniła mnie po wielu krajach przez wiele lat, kiedy to zaczęłam coraz wyraźniej odczuwać pustkę takiego życia".

–?Oboje gdzieś po drodze stracili Pana Boga, a potem do Niego wrócili – mówi Dorota Lenczewska, która przyszłego męża i jego siostrę poznała w 1991 roku, gdy rodzeństwo na nowo nawiązywało więź z Bogiem.

W przekazach rodzinnych zachowało się, że Alicja jako nastolatka broniła się przed komunistyczną indoktrynacją, mówiła, że szkoła chce odebrać wiarę; oburzał ją zakaz noszenia krzyżyków. Ale z czasem laicka szkoła stała się jej światem. Również jako instruktorka harcerstwa (ZHP) miała swój udział w socjalistycznym wychowaniu młodzieży. Była też członkiem PZPR.

–?Mnie się wydawało, że ona nie jest wierząca. Kiedy zobaczyłam ją w kościele Bożego Ciała, który był naszym wspólnym kościołem parafialnym, byłam trochę zdziwiona – przyznaje Magdalena Nowek.

Alicja Lenczewska pisała: „Wychowałam się w rodzinie katolickiej, ale mój katolicyzm przez wiele lat był bardzo powierzchowny. A nawet były okresy kilkuletnie, kiedy to żyłam poza Kościołem, prawie zupełnie będąc w wyraźnej sprzeczności z przykazaniami Bożymi" – wyznała Alicja w tekście świadectwa przygotowanym dla wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym. Już po pierwszym spotkaniu w Odnowie w 1984 roku wiedziała, że jej życie „zaczęło odradzać się" i „odnalazł się jego sens". 24 listopada 1984 roku złożyła Bogu przyrzeczenie: „Przyrzekłam przed Twoim ołtarzem, że zawsze będę Twoja. Zawarłeś ze mną przymierze, a ja zobowiązałam się podporządkować wszystko Twej woli, Twym rozkazom". Przez kilka miesięcy Lenczewska przygotowywała się do przyjęcia sakramentu bierzmowania. Stało się to 17 marca 1985 roku, a zatem już po rekolekcjach w Gostyniu 8 marca 1985 roku Alicja na wyraźne polecenie Jezusa jako patronkę obrała siostrę Faustynę Kowalską, wówczas Służebnicę Bożą, której proces beatyfikacyjny był w toku.

„Będę mówił każdego dnia"

Od piątku 8 marca 1985 roku, gdy – jak pisała Alicja Lenczewska – Pan po raz pierwszy dotknął ją swoją bliskością i to całkowicie zmieniło jej życie, już nic nie było takie jak wcześniej. Zmieniło się wszystko: „hierarchia wartości, struktura potrzeb, cel życia. Jedyną wartością, pragnieniem i celem stał się On – Jezus Chrystus. A najpiękniejszymi chwilami stały się spotkania z Nim; w modlitwie codziennej, w codziennej Eucharystii, w Komunii św., a także w powszedniości życia i pomagania innym. Wszystko, za czym tęskniłam i goniłam po świecie przez tyle lat, dał mi On. I dał wiele więcej, niż mogłam sobie wyobrazić i pragnąć" – pisała dwa lata później, w 1987 roku.

Od spotkania w Gostyniu rozpoczęły się Alicji rozmowy serca z Jezusem, które nazywała modlitwą czuwania, a do których doszły także inne przeżycia mistyczne.

Jezus, który przyszedł do Alicji i po Alicję, miał dla niej misję, którą odsłaniał powoli.

–?„Kim ja mam być?"

–?„Prorokiem" – usłyszała 2 kwietnia 1986 roku podczas porannej modlitwy.

Miała być prorokiem i świadkiem Chrystusa wobec ludzi: „Wszędzie i zawsze powinnaś świadczyć o Mnie. Jeśli posyłam cię w określone miejsce, to właśnie w tym celu. Masz być Moim świadkiem – zawsze, bez względu na okoliczności". Świadomą własnej niemocy i niegodności, słabości charakteru – „Jestem nieśmiała i się peszę" – Jezus zapewniał: „Dam ci Moją moc. Dam ci wszystko, co jest potrzebne. Nie trwóż się i nie pytaj o nic. Zaufaj". To był początek. Najważniejszy cel misji Jezus wyjawił jej w kwietniu 1986 roku: „Przygotowałem cię na ofiarę za innych dla Mnie". Lenczewska miała tego przeczucie, gdy rok wcześniej, w 1985, w widzeniu obrazowym ujrzała Jezusa na drodze krzyżowej „niosącego krzyż – pod górę na tle sylwetek tłumu niemego i nieruchomego". Wtedy poznała, że zanim zjednoczy się z Bogiem w wieczności, „najpierw potrzebne jest zjednoczenie z Nim w Jego Ofierze i Cierpieniu". Wzrok Jezusa dźwigającego krzyż – pełen cierpienia i miłości – będzie towarzyszył jej do końca życia.

Przygotowywanie Alicji do realizacji najważniejszej misji trwało kilka lat, od marca 1985 do czerwca 1989 roku, kiedy Pan dał jej „program na dalsze dni". Te cztery lata to był czas intensywnej przemiany serca, oczyszczania z wszystkiego, co ułomne, słabe, zmysłowe, co nie pozwalało w pełni żyć łaskami Boga, co oddzielało od zjednoczenia z Nim.

Od widzenia w Gostyniu w marcu 1985 roku Alicja Lenczewska przez kilkadziesiąt lat prowadziła codzienne rozmowy z Jezusem przy częstym odczuwaniu bliskiej Jego obecności. „Będę mówił każdego dnia. Chcę, żebyś zawsze pragnęła rozmowy ze Mną" – usłyszała 24 maja 1986 roku.

„Ja jej pragnę – mówiła – ale wstydzę się mojej małości, bo nie jestem godna. Widzę swoje wady, a nie potrafię ich pokonać. Tyle już powiedziałeś, a tak mało zmieniło się we mnie" – skarżyła się. A Jezus mówił, że zmieniło się już dużo, że nawet „najwięksi święci walczyli ze swymi małościami. I ciągle mieli co robić – do śmierci". Bo postęp duchowy powoduje, że człowiek widzi coraz więcej, widzi to, co w nim małe i nędzne. Jezus zapewniał: „Ja cię kocham taką, jaka jesteś, i o wszystkim wiem lepiej niż ty sama. (...) Moje miłosierdzie jest większe niż twoja nędza. Ufaj!". Jezus po wielekroć zapewniał Alicję o miłości. „Kocham cię" – mówi, także wtedy, a może szczególnie wtedy, gdy ona płacze nad swoją małością, niegodnością, grzesznością, wadami, które próbuje z pomocą Boga przezwyciężyć. „Przecież Ja cię kocham taką, jaka jesteś. Chcę tylko, żebyś była doskonalsza, żebym mógł dać ci to wszystko, co mam dla ciebie". Dlatego ją pouczał, korygował, napominał, ćwiczył, pocieszał, wyznaczał zadania, zawsze przy tym przypominając, że ma wolną wolę i może się wycofać. A przede wszystkim kochał. „Ja cię kocham" – mówił. I prosił, aby mu ufała, zawierzyła i była we wszystkim oddana.

Zdumiewająca szczegółowość

W pierwszym okresie po przełomie 1985 roku Alicja zadaje więc Jezusowi wiele pytań, na które odpowiedzi są dla niej wskazówkami lub wyjaśnieniem tajemnicy życia, jakby otwarciem oczu, poszerzeniem perspektywy. Pyta na przykład, jakie wady w sobie ma zwalczać (pychę, egoizm, rozproszenia), co poprawić (mniej żywiołowości, więcej planowania), jak żyć („W ascezie wśród ludzi"), co robić („Zdaj się na Mnie"), co może dać Panu („Miłość. Możesz mi dać Miłość"). Jezus poucza Alicję, jak się ma modlić („Modlić się trzeba sercem, a nie słowami"), jak żyć w skupieniu („Skupienie nie zależy od tego, co zewnętrzne, ale od twojego wnętrza. Od tego, co masz w sercu, co kochasz"), jak żyć w ascezie („Rzeczy nie przeszkadzają temu, kto się do nich nie przywiązuje"), dlaczego powinna lepiej organizować dzień (czas „jest zbyt cenny, aby go marnować na niepotrzebne myśli. Bądź pilna i skupiona"). Alicja pyta Jezusa o wszystko, bo to było Jego życzeniem, o każdy dzień, o to, czym go wypełnić. Na przykład 20 kwietnia 1986 roku Jezus mówi jej, na co ma przeznaczyć dzień: „na modlitwę, na czytanie, na bezgłośne trwanie przy Mnie. Uwielbiaj Mnie swoim istnieniem. Żyj świadomością Mojej bliskości". Jezus zalecał Alicji robić plan kolejnego dnia w przeddzień lub rano i uzgadniać go z Nim. „Prosić o akceptację lub zmianę. Później trzymać się tego". Co więcej, zalecił jej nawet przestrzegać godzin snu od godziny 23:00 do 6:00 rano – „to ci wystarczy, ale nie mniej. Wówczas będziesz w pełni sił za dnia". Ta szczegółowość – rozmów, pytań, odpowiedzi, dyspozycji – zdumiewa. Alicja jest tego świadoma, bo mówi Jezusowi, że „zupełnie w głowie się nie mieszczą te rozmowy", a wtedy słyszy w odpowiedzi: „Czy uważasz, że rozum ludzki jest miarą wszech rzeczy? (...) Chodzi o to, by wyjść poza ciasnotę rozumu. Wtedy Ja będę mówił poprzez serce".

Innym razem Lenczewska pyta: „Kimże ja jestem, że tak troszczysz się", a Jezus mówi: „Moim dzieckiem. Troszczę się o wszystkie Moje dzieci. Ja je zrodziłem i pragnę mieć blisko Siebie i uszczęśliwiać Moją miłością i Moimi darami". Jezus przypomina, że jest zawsze blisko niej, z nią, ale ona nie dostrzega tego przez rozproszenia. „Tym, co Mnie zasłania, jest grzech i rozproszenie, choć jestem tak blisko każdego z was". Co ważne, Jezus kilkakrotnie powtarza Alicji, że każdego człowieka prowadzi inną drogą, stworzoną dla niego i dopasowaną do jego możliwości. „Maksymalnie optymalną. Dlatego drogi są różne i nie można komuś zazdrościć jego drogi, jego doznań czy łask. Każdy otrzymuje to, co dla niego najwłaściwsze i najlepsze, choćby wydawało się inaczej". Trzeba więc Bogu zaufać i godzić się na to, co czyni w naszym życiu.

Fragment książki Ewy K. Czaczkowskiej „Mistyczki. Historie kobiet wybranych", która ukazała się nakładem wydawnictwa Znak.

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Życie Alicji Lenczewskiej (1934–2012) dzieli się na okres przed nawróceniem i po nawróceniu, którego kulminacyjnym momentem było spotkanie Jezusa w Gostyniu 8 marca 1985 roku. Ona sama mówiła o dwóch swoich nawróceniach. Pierwszym, który rozpoczął się w okresie choroby matki Jadwigi Agnieszki i kiedy trafiła do ruchu Odnowy w Duchu Świętym, oraz drugim, w Gostyniu. Alicja pod wpływem matki, osoby wierzącej, którą opiekowała się od 1982 roku, zaczęła sięgać po książki religijne, czytać Pismo Święte. Śmierć matki w maju 1984 roku była wstrząsem dla Alicji i starszego o sześć lat brata Sławomira. Oboje zaczęli uczęszczać na spotkania wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym w kościele Świętego Jana Chrzciciela w Szczecinie.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi