Bogusław Chrabota: Wysoka cena historycznych uproszczeń

Bez wątpienia sierpień 1980 r. to nasz najważniejszy wzlot w drugiej połowie XX wieku. Szczyt, po którego osiągnięciu można było myśleć o realnym odmienianiu historii. Udało się to ostatecznie dziewięć lat później. W czerwcu 1989 r., którego waga dla dziejów narodu była równa innym kluczowym momentom, listopadowi 1918 r. czy sierpniowi 1920 r. Bez wątpienia te cztery momenty w historii Polski to daty zdarzeń przełomowych, pozostawiających w cieniu nawet maj 2004 r., kiedy wróciliśmy do struktur europejskich.

Publikacja: 28.08.2020 17:00

Bogusław Chrabota: Wysoka cena historycznych uproszczeń

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

Ale za tą konstatacją chwila niezgody. Argument przeciwko, który będzie jak szpila wobec zaprezentowanej powyżej tezy. Otóż myślenie datami, choć stoi za nim siła skrótu, może prowadzić na manowce. Bywa ułomne, podobnie jak postrzeganie dziejów przez pryzmat jednostek, nawet najwybitniejszych, takich jak Piłsudski czy Wałęsa. Myślenie w kategoriach dat wyłącza refleksję o czymś dużo ważniejszym, o chronologii.

Podobnie postrzeganie dziejów przez pryzmat heroizmu jednostek kusi uwiecznieniem momentów chwały ze stratą dla tych chwil, kiedy bohaterowie nie sprawiali się najlepiej. Kult Piłsudskiego wiąże się z jego rolą odnowiciela ojczyzny i męża opatrznościowego w czasie wojny z bolszewikami. Ale czy na tę postać nie powinny rzucać innego światła zamach majowy, proces brzeski czy Bereza Kartuska? Podobna, a może jeszcze czytelniejsza jest historyczna karta Wałęsy. W istocie strajk sierpniowy i triumfalny pochód Solidarności „wystrzeliły Wałęsę w stratosferę globalnej rozpoznawalności". Nikt przytomny mu tego nie odbierze. Ale czy ten oszałamiający sukces rzeczywiście powinien zatrzeć pełną niedopowiedzeń przeszłość i nieudaną prezydenturę?

W jego osobistym przekonaniu pewnie tak jest. Ja – i zapewne nie jestem w tym przekonaniu odosobniony – wolałbym, by narodowy bohater, którym pozostanie bez wątpienia Lech Wałęsa, był człowiekiem z krwi i kości. By umiał zmierzyć się z zarzutami i wytrzymać krytykę. Wtedy jego karta byłaby jeszcze silniejsza. Powoli tracę nadzieję, że kiedykolwiek do tego dojdzie.

Wracając do polskiego sierpnia, a właściwie wyrywając się tyranii dat, trzeba zdać sobie sprawę się z procesu historycznego, który do sierpnia doprowadził. Sierpień nie powinien i nie może być interpretowany jako nagłe przebudzenie Polaków do wolności i niepodległości. Sierpień poprzedzał długi proces degenerowania się państwa, które z nazwy było ludowe, z treści socjalistyczne, a z natury sowieckie. Ale to państwo przez dekady miało niemal powszechne poparcie swoich obywateli. Realizowało przekonujący sen o równości, sprawiedliwości i bezpieczeństwie. Owszem, początkowo lojalność była wymuszana siłą, ale po 1956 roku Polacy dali się zwieść, że Polska ludowa to ich własne, suwerenne państwo. Potrzeba było błędów gospodarczych Gierka, kryzysu i pustych półek, by większość odwróciła się od rządzącej krajem de nomine robotniczej partii.

Niezwykle ważne były w tym procesie odwracania się od PRL środowiska podziemne i dysydenckie. W tym sensie, hasło niepodległości odświeżyli działacze ROPCiO, KPN i RMP, legitymację moralną zaś odebrali PZPR członkowie KOR i WZZ. To oczywiście tylko przedstawiciele większej fali antykomunizmu, która nabrzmiewała dość gwałtownie od połowy lat 70. W 1980 roku świat dostrzegł rozwichrzoną czuprynę i powiewające na wietrze wąsy charyzmatycznego Wałęsy, ale nie byłoby ani Wałęsy, ani jego sukcesu, gdyby nie prawdziwi bohaterowie tego procesu, bracia Czumowie i Stefan Niesiołowski, Jacek Kuroń i Adam Michnik, Leszek Moczulski i Aleksander Hall, Bogdan Borusewicz, Świtoń i Gwiazdowie, by wymienić tylko niektóre nazwiska. Czy umieliśmy ich rolę i znaczenie dostrzec i docenić?

Ilekroć wracam pamięcią do buńczucznych deklaracji Wałęsy, że to on obalił komunizm, potwierdza się pewność, że nie oddaliśmy sprawiedliwości ludziom, którzy wywalczyli nam Sierpień. To wielkie nazwiska i małe. Organizujący się spontanicznie w grupy oporu studenci i robotnicy oraz znani szerzej dysydenci. To świat prasy podziemnej i liderzy intelektualni, jak Kołakowski i Turowicz. Oni przez lata napędzali koła historii, które wyniosły na koniec Sierpień.

Dlaczego walczę z zasadą historycznych uproszczeń? Bo ponosimy jako Polacy z ich powodu potworną cenę. Liderzy „czwartej Rzeczypospolitej", przekonując o zakłamywaniu historii, nie tylko trafili na podatny moralnie grunt, ale dość łatwo mogli przekonywać do swoich racji. Mogli więc bez trudu przesunąć historyczny czerwiec o trzy lata i gruntowanie przebudować katalog bohaterów polskiej wolności. Sponiewierać irytującą wielkość lidera Solidarności i wynieść na postumenty jego krytyków. Tylko samego Sierpnia nie dało się zamazać ani odmienić. Namawiam więc do poniechania błędów plakatyzacji i celebryzacji historii. Opowiadajmy nasze dzieje bez uproszczeń. Takie, jakimi były. Tylko tak obronimy prawdę o polskich majach, sierpniach i grudniach. Bo wszystkie wydarzyły się naprawdę. 

Ale za tą konstatacją chwila niezgody. Argument przeciwko, który będzie jak szpila wobec zaprezentowanej powyżej tezy. Otóż myślenie datami, choć stoi za nim siła skrótu, może prowadzić na manowce. Bywa ułomne, podobnie jak postrzeganie dziejów przez pryzmat jednostek, nawet najwybitniejszych, takich jak Piłsudski czy Wałęsa. Myślenie w kategoriach dat wyłącza refleksję o czymś dużo ważniejszym, o chronologii.

Podobnie postrzeganie dziejów przez pryzmat heroizmu jednostek kusi uwiecznieniem momentów chwały ze stratą dla tych chwil, kiedy bohaterowie nie sprawiali się najlepiej. Kult Piłsudskiego wiąże się z jego rolą odnowiciela ojczyzny i męża opatrznościowego w czasie wojny z bolszewikami. Ale czy na tę postać nie powinny rzucać innego światła zamach majowy, proces brzeski czy Bereza Kartuska? Podobna, a może jeszcze czytelniejsza jest historyczna karta Wałęsy. W istocie strajk sierpniowy i triumfalny pochód Solidarności „wystrzeliły Wałęsę w stratosferę globalnej rozpoznawalności". Nikt przytomny mu tego nie odbierze. Ale czy ten oszałamiający sukces rzeczywiście powinien zatrzeć pełną niedopowiedzeń przeszłość i nieudaną prezydenturę?

Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi