Ale, zaraz – bo ja tu przecież nie o winach – a jakby to odwrócić? Czy klub białych mężczyzn oddających się paleniu cygar i braterstwu brzmi równie niewinnie? Tak, znam odpowiedź, lecz mimo to pytam serio. No bo skoro nie rażą nas czarne damy – przecież nie napiszę Murzynki, bo mnie pan profesor od polszczyzny na stos wyśle – popijające wino, to czemu tych samych praw, by gromadzić się na podstawie nie tylko hobby, ale również płci i rasy, nie przyznać innym? Nawet jeśli to grube białe samce. I co dalej? Restauracje dla białych? Bar z zakazem wstępu dla facetów?
Wiem, nie przekonam niektórych, że nie stoją za mną ledwo skrywane ciągoty rasistowskie i mizoginizm, a chcę tylko ze swobód obywatelskich skorzystać. Tak się bowiem składa, że wolność słowa nie jest, zwłaszcza wśród liberałów, w cenie. Wolność słowa, wolność zadawania pytań, swoboda debaty – te hasła potrzebne były tylko na pewnym stadium cywilizacyjnej rewolucji i tylko idioci nie pojęli, iż to wyłącznie mądrość etapu, było, minęło. Zaraz też usłyszę, że strasznie to od nas odległe i te amerykańskie dylematy mają się nijak do naszych problemów.
Tymczasem Uniwersytet Warszawski – to już u nas – przyjął właśnie Plan Równości Płci. Może i jesteśmy w czwartej setce uniwersytetów światowych, ale nadgonimy to postępem i wyrównamy płcie. Trzeba je wyrównać, bo, imaginujcie sobie, państwo, na UW – jak czytam w oficjalnym dokumencie podpisanym przez odchodzącego rektora – „mężczyźni zdecydowanie przeważają wśród osób z tytułem profesorów i profesorek". Teraz więc wśród profesorek ma być tyle samo facetów i babek. Bo – i tu dochodzimy do sedna – zdaniem wyrównywaczy płci „sprawiedliwie" oznacza „po równo".
Z przerażeniem wyliczają, że dwoma wydziałami (filozofia i socjologia oraz fizyka) zarządzają wyłącznie panowie, a trzema (geologia, neofilologia, pedagogika) tylko panie. I to jest niesprawiedliwe. Można by – to mój pomysł, ale chętnie się podzielę – przerzucić jakąś niewiastę z geologii na filozofię, a fizyka przenieść na filologię. Mądrzej nie będzie, ale na pewno śmieszniej – studenci docenią.
Śmiesznie zresztą będzie na uniwersytecie i bez mojej pomocy, jak tylko zaczną wprowadzać te obowiązkowe – nie pomyliło się państwu – zajęcia z marksizmu-leninizmu, czytaj: równości płci. Obowiązkowe dla studentów i pracowników płci wszelakiej, dodajmy. I tu pojawia się pytanie, czemu Uniwersytet Warszawski rozpoznaje tylko dwie płcie. A margoty? Co jeśli i margoty zechcą się sprawdzić, całkiem niebinarnie, na akademickiej niwie? To nie jest tylko pytanie, do jakiej toalety mają chodzić, ale i czy powstaną katedry margotyzmu-genderyzmu. Zresztą katedra to złe słowo, ale meczet margotyzmu brzmi jeszcze gorzej. Jeśli mamy Uniwersytety Trzeciego Wieku, to czy nie pora, panie rektorze, na Uniwersytety Trzeciej Płci?