Robert Mazurek: Kobieta w dwóch trzecich

Niewinnie? Co tam niewinnie, to brzmi wręcz zachęcająco, filuternie, nawet kusząco. No bo jak inaczej brzmieć może nazwa Black Girls Wine Society? Bądźmy szczerzy, wszystko tu urocze, sympatyczne, życzliwość budzące. Cóż to musi być za wspaniały twór, ta „bezpieczna przestrzeń, w której czarne kobiety z całego świata gromadzą się, aby oddawać się luksusom wina i siostrzeństwu". Za bezpieczeństwo i siostrzeństwo trzeba płacić, ale co to jest 9 tys. dol. rocznie? Nie, no jasne, można taniej, ale na siostrach oszczędzać będziecie? Wstyd.

Aktualizacja: 05.09.2020 22:38 Publikacja: 05.09.2020 00:01

Robert Mazurek: Kobieta w dwóch trzecich

Foto: Fotorzepa/ Marta Bogacz

Ale, zaraz – bo ja tu przecież nie o winach – a jakby to odwrócić? Czy klub białych mężczyzn oddających się paleniu cygar i braterstwu brzmi równie niewinnie? Tak, znam odpowiedź, lecz mimo to pytam serio. No bo skoro nie rażą nas czarne damy – przecież nie napiszę Murzynki, bo mnie pan profesor od polszczyzny na stos wyśle – popijające wino, to czemu tych samych praw, by gromadzić się na podstawie nie tylko hobby, ale również płci i rasy, nie przyznać innym? Nawet jeśli to grube białe samce. I co dalej? Restauracje dla białych? Bar z zakazem wstępu dla facetów?

Wiem, nie przekonam niektórych, że nie stoją za mną ledwo skrywane ciągoty rasistowskie i mizoginizm, a chcę tylko ze swobód obywatelskich skorzystać. Tak się bowiem składa, że wolność słowa nie jest, zwłaszcza wśród liberałów, w cenie. Wolność słowa, wolność zadawania pytań, swoboda debaty – te hasła potrzebne były tylko na pewnym stadium cywilizacyjnej rewolucji i tylko idioci nie pojęli, iż to wyłącznie mądrość etapu, było, minęło. Zaraz też usłyszę, że strasznie to od nas odległe i te amerykańskie dylematy mają się nijak do naszych problemów.

Tymczasem Uniwersytet Warszawski – to już u nas – przyjął właśnie Plan Równości Płci. Może i jesteśmy w czwartej setce uniwersytetów światowych, ale nadgonimy to postępem i wyrównamy płcie. Trzeba je wyrównać, bo, imaginujcie sobie, państwo, na UW – jak czytam w oficjalnym dokumencie podpisanym przez odchodzącego rektora – „mężczyźni zdecydowanie przeważają wśród osób z tytułem profesorów i profesorek". Teraz więc wśród profesorek ma być tyle samo facetów i babek. Bo – i tu dochodzimy do sedna – zdaniem wyrównywaczy płci „sprawiedliwie" oznacza „po równo".

Z przerażeniem wyliczają, że dwoma wydziałami (filozofia i socjologia oraz fizyka) zarządzają wyłącznie panowie, a trzema (geologia, neofilologia, pedagogika) tylko panie. I to jest niesprawiedliwe. Można by – to mój pomysł, ale chętnie się podzielę – przerzucić jakąś niewiastę z geologii na filozofię, a fizyka przenieść na filologię. Mądrzej nie będzie, ale na pewno śmieszniej – studenci docenią.

Śmiesznie zresztą będzie na uniwersytecie i bez mojej pomocy, jak tylko zaczną wprowadzać te obowiązkowe – nie pomyliło się państwu – zajęcia z marksizmu-leninizmu, czytaj: równości płci. Obowiązkowe dla studentów i pracowników płci wszelakiej, dodajmy. I tu pojawia się pytanie, czemu Uniwersytet Warszawski rozpoznaje tylko dwie płcie. A margoty? Co jeśli i margoty zechcą się sprawdzić, całkiem niebinarnie, na akademickiej niwie? To nie jest tylko pytanie, do jakiej toalety mają chodzić, ale i czy powstaną katedry margotyzmu-genderyzmu. Zresztą katedra to złe słowo, ale meczet margotyzmu brzmi jeszcze gorzej. Jeśli mamy Uniwersytety Trzeciego Wieku, to czy nie pora, panie rektorze, na Uniwersytety Trzeciej Płci?

Wbrew moim, nienachalnie dowcipnym, żarcikom temat jest poważny i sprowadza się do pytania: kogo można dyskryminować? Zdaniem postępowych badaczek od rzecznika Bodnara, które uniwersytet wspierają, do sprawy należy podejść dialektycznie, bo zasadniczo dyskryminować nie wolno, ale w imię wyrównywania szans owszem. Pierwsi wpadli na to Rosjanie, mówiąc, że jeśli coś jest zakazane, to robić tego nie można, ale jeśli się bardzo, bardzo chce, to wolno. Można więc – to nie Rosjanie, to margotyści-genderyści z UW – dawać punkty za płeć. A co, jeśli na skrzypce do akademii muzycznej dostaną się po równo kobiety i mężczyźni, biali i czarni, ale sami Żydzi? Będą, prócz płciowych i rasowych, kryteria narodowościowe?

Ale zostawmy te akademickie nudy. Mnie bardziej interesuje, jakie są kryteria przyjęcia do Black Girls Wine Society? W ilu procentach trzeba być czarną? A w ilu kobietą? 

Ale, zaraz – bo ja tu przecież nie o winach – a jakby to odwrócić? Czy klub białych mężczyzn oddających się paleniu cygar i braterstwu brzmi równie niewinnie? Tak, znam odpowiedź, lecz mimo to pytam serio. No bo skoro nie rażą nas czarne damy – przecież nie napiszę Murzynki, bo mnie pan profesor od polszczyzny na stos wyśle – popijające wino, to czemu tych samych praw, by gromadzić się na podstawie nie tylko hobby, ale również płci i rasy, nie przyznać innym? Nawet jeśli to grube białe samce. I co dalej? Restauracje dla białych? Bar z zakazem wstępu dla facetów?

Pozostało 83% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich