Platforma Obywatelska skręca w lewo. Czy to się opłaci?

Zaangażowanie Platformy Obywatelskiej w progresywne, radykalne obyczajowo hasła może przeszkadzać niektórym jej wyborcom. Rzecz w tym, że legalność aborcji najwyraźniej przestała być odbierana jako coś radykalnego. Zwłaszcza przez młode pokolenie.

Publikacja: 26.02.2021 10:00

Przewodniczący PO Borys Budka powtarza frazes o szanowaniu cudzych poglądów i braku dyscypliny w spr

Przewodniczący PO Borys Budka powtarza frazes o szanowaniu cudzych poglądów i braku dyscypliny w sprawach sumienia. Jednak przeciwnik legalnej aborcji w partii uznającej „wolną aborcję” za wartość musi się stać niezrozumiałym anachronizmem

Foto: Reporter, Łukasz Szeląg

W tej sprawie walka toczy się także o język. Politycy Platformy Obywatelskiej upierają się, że to, co zaproponował 18 lutego zarząd ich partii, nie jest „aborcją na życzenie". Kłócą się o to z dziennikarzami. Przewodniczący PO Borys Budka poświęca temu „rozróżnieniu" kolejne tyrady, choć trudno z nich wychwycić argumenty. Nie mają jednak racji. To jest aborcja na życzenie. Obowiązek konsultacji z lekarzem (skądinąd oczywisty) i z psychologiem niczego nie ogranicza. Bo przesądza wyłącznie decyzja kobiety, a jedynym ograniczeniem jest czas ciąży. To całkowite spełnienie żądań Strajku Kobiet przy jednoczesnym uznaniu, że aborcyjnego „kompromisu" już nie ma.




Konserwatystów jak na lekarstwo

Jednocześnie politycy PO z Borysem Budką na czele mają rację taktyczną. Takie zabawy słowami się opłacają. Widać to po kolejnych sondażach dotyczących stosunku Polaków do aborcji, które miały różne wyniki w zależności od treści pytań. Czyli od doboru słów właśnie. Wystarczy zamachać formułką „aborcja z przyczyn społecznych", aby wielu działaczy partii i wyborców poczuło się uspokojonych. Choć przecież nikt owych przyczyn, po zaaplikowaniu prawnej konstrukcji proponowanej przez PO, nie będzie weryfikował.

Wątły spór w PO i jej okolicach się jednak pojawił. Roman Giertych rytualnie przestrzegł przed marszem Platformy w lewo, dodając, że zadowolony może być z tego tylko Jarosław Kaczyński. To stała formułka dawnego lidera Ligi Polskich Rodzin, a dziś politycznego celebryty, który pozostał wierny jakimś swoim dawnym przekonaniom (choć nie stara się z nich budować barykady) i z reguły w takich dyskusjach używa argumentacji taktycznej. Niekoniecznie zresztą uzasadnionej, a na pewno niedowiedzionej, o czym za chwilę.

Głos zabrał także poprzednik Budki na stanowisku przewodniczącego Platformy, Grzegorz Schetyna. Zakwestionował formę zajęcia stanowiska PO w sprawie aborcji przez zarząd, a nie przez radę krajową. Zasugerował też, że koniec dawnego, kompromisowego kształtu Platformy niekoniecznie jest rzeczą pożądaną. Wcześniej Schetyna dociskany przez dziennikarkę Polsatu odżegnywał się od „aborcji na życzenie".

Wiadomo, że były przewodniczący lubi punktować prawdziwe i domniemane słabości Borysa Budki. Czy jednak nie broni czegoś, czego już tak naprawdę nie ma?

Realnych konserwatystów pozostało w PO jak na lekarstwo. Media pokazywały tylko pełne rozżalenia, ale też niezbyt gwałtowne, wypowiedzi krakowskiego posła Ireneusza Rasia, którego brat jest proboszczem bazyliki Mariackiej. Podmuchy historii wygoniły już dawno nie tylko tuzy tego kierunku myślenia, takie Jak Jan Rokita czy Jarosław Gowin. Odeszli też tacy ludzie jak Marek Biernacki, którzy ulegali wszystkim platformerskim dogmatom i poprawnościom, a chcieli mieć jedynie komfort zajmowania innego niż liberałowie stanowiska w paru kwestiach związanych ze światopoglądem, takich właśnie jak aborcja. Dogadywać się w Platformie więc nie bardzo ma kto z kim. Budka powtarza frazes o szanowaniu cudzych poglądów i braku dyscypliny w sprawach sumienia. Ale przeciwnik legalnej aborcji w partii uznającej „wolną aborcję" za wartość, staje się nieczytelnym anachronizmem.

Tłumy posłanek i posłów jeszcze 10–15 lat temu bliskich swoim biskupom i dobrze reagujących na chrześcijańskie wartości w programie albo zmieniły zdanie, albo nie mają zdania, a całą sprawę traktują w kategoriach nieuchronnego postępu przychodzącego z Europy Zachodniej i dogodnego narzędzia w walce z rządzącą prawicą. Sam Schetyna był opisywany jeszcze w czasach rządów Tuska jako ktoś, kto sporu o aborcję nie czuje i nie rozumie. I który pytał swoich konserwatywnych kolegów, dlaczego się tak bardzo upierają.

Łowy po lewej stronie

Spór o potężnym etycznym ciężarze gatunkowym, interpretowany w kategoriach taktyki, pozwala znaleźć dla nowej linii partii stosowne uzasadnienie. Z badań zamawianych przez polityków Platformy wynika, że i w tej sprawie społeczeństwo się spolaryzowało bardziej niż kiedykolwiek, większość Polaków nie słucha uważnie Kościoła, a cały temat odbiera w kategoriach wojny PiS kontra anty-PiS.

W zastrzeżeniach Giertycha i wątpliwościach Schetyny prawdziwe jest to, że być może żyrowanie wulgarnego stylu manifestacji Strajku Kobiet czy zgoda na rozmaite ekscesy obyczajowe (choćby sprawa Margot) zniechęcą część wyborców umiarkowanych. Pytanie tylko czy uciekną oni do PiS? Na to mieli czas przez ostatnie lata, więc raczej wybiorą pozostanie w czasie wyborów w domach. Spora ich liczba przenosi zresztą swoje sympatie na ruch Szymona Hołowni Polska 2050. A to przecież dziś wprawdzie drapieżny konkurent, ale w ostateczności także i koalicjant – może wyborczy, a na pewno rządowy.

Ów trend przepływu elektoratu jest skądinąd absurdalny, wynika zapewne z katolickiej przeszłości Szymona Hołowni i jego ambiwalentnych wypowiedzi, m.in. właśnie na temat aborcji. Ten typ konserwatywnego wyborcy Hołowni pojawił się już podczas wyborów prezydenckich. To wyborca liczący na złagodzenie podziałów czy niepartyjną naturę kandydata Hołowni, który jednak w drugiej turze mógł nawet głosować na Andrzeja Dudę.

Tymczasem trzonem koła Hołowni w Sejmie są posłanki PO i Lewicy o jednoznacznie progresywnych poglądach, często radykalniejsze w przeszłości od głównego nurtu partii Schetyny i Budki. Co więcej, pojawiają się w ostatnim czasie wypowiedzi świadczące o tym, że Hołownia także inwestuje w przesuwanie się polskiego społeczeństwo w lewo – w ideowym wymiarze. On sam mówił, że chce ten marsz cywilizować, a jego były doradca prof. Rafał Matyja pokładał nadzieję w ideowej radykalizacji młodego pokolenia w duchu feministycznym – wychwycił to Jan Rokita.

Są oczywiście i sygnały przeciwne, choćby związki Szymona Hołowni z Romanem Giertychem, wyraźnie nastawionym na patronowanie nowemu ruchowi. Jednakże sygnały progresywne przeważają. Skądinąd mecenas Giertych podporządkuje wszystko swojej idée fixe walki z Kaczyńskim.

Co do PO, to może ona na dokładkę liczyć, że jej zwrot w sprawie aborcji zaprocentuje skutecznymi łowami w kręgach określających się mianem lewicowych. Bo owszem, Lewica ma swój oryginalny program socjalny, lecz można podejrzewać, że przynajmniej część jej wyborców to „progresiści od pasa w dół". Notabene „Krytyka Polityczna" odnotowuje nowe trendy. Na przykład młodzieżowy wyborca kojarzy „lewicowość" z wolnym rynkiem – na przekór Kaczyńskiemu.

Program Platformy w sprawach społecznych i ekonomicznych, niespójny i ogólnikowy, jest mniej etatystyczny niż pomysły Partii Razem, a jednocześnie w tych kwestiach pozostaje obrotowy. Konsekwentnej wolnorynkowości zostało tam niewiele, jest za to żądanie wielkich budżetowych wydatków. Przetrwały wprawdzie partyjne związki PO z biznesem, ale on rozumie, że w dobie „pisowskich ekscesów" trzeba się trochę powstrzymać, powściągnąć aspiracje. W takiej atmosferze tematyka światopoglądowa staje się tym atrakcyjniejszym przedmiotem licytacji.

Aborcja bolesna, ale...

Temat aborcji dla katolika jest szczególnie bolesny. Można sobie wyobrazić z katolickiego punktu widzenia akceptację postulatów dotyczących związków jednopłciowych czy edukacji seksualnej. W przypadku aborcji jednak mamy do czynienia ze szczególnie wrażliwym problemem przerywania życia. Kogoś, kto to podważa, można spytać, dlaczego w takim razie nienarodzone dziecko jest w pewnych wymiarach prawa cywilnego podmiotem, a w przypadku zabójstwa ciężarnej matki – dodatkową ofiarą.

Można oczywiście kontrargumentować. Tzw. kompromis aborcyjny nie wynikał z żadnego porozumienia, tylko z sejmowej arytmetyki, a potem z werdyktu Trybunału Konstytucyjnego, który wydał skład sędziów pod przewodnictwem prof. Andrzeja Zolla. A jednak wyjątki zapisane w ustawie podważały pewność, że mamy do czynienia z niekwestionowanym zabójstwem. To samo dotyczy granic penalizacji aborcji: kilkuletnie wyroki (z zasady niewydawane) zamiast dożywocia.

Niemniej jednak stanowisko partii uznającej, że wolna aborcja to prawo człowieka, stanowi dla mnie przejaw braku empatii. Platforma jednak może się powoływać na trendy światowe – organy Unii Europejskiej, ba, samo ONZ uznają ją za normalny zabieg medyczny i przejaw troski zdrowotnej o kobietę. W takiej atmosferze wystarczy parę prostych operacji na języku w oficjalnych dokumentach i gotowe. Europejskie partie chadeckie łykają to na równi z innymi. Dlatego upór posła PO Sławomira Nitrasa aby się uważać za „chadeka", znajduje wielorakie światowe potwierdzenia. To tych, którzy mu tego szyldu odmawiają, łatwo przedstawić jako archaicznych.

Dochodzi do tego kontekst polskiego konfliktu o wyrok Trybunału Konstytucyjnego. Ta banalizacja aborcji jest osłaniana „drastycznymi przypadkami", obawami o to, że kobietę będzie się „zmuszać do heroizmu". Nawet na ludziach o moich poglądach robi to wrażenie. To manifestantki spod znaku Strajku Kobiet oskarżają Trybunał i PiS, że będą miały krew na rękach. Choć na dobrą sprawę powinno być na odwrót. W takiej atmosferze politycy PO pod przywództwem Borysa Budki mogą być pewni psychicznego i społecznego komfortu działania. Mimo iż ten konflikt owocuje wielką brutalnością języka, która powinna być dla wrażliwców po lewej i liberalnej stronie sygnałem ostrzegawczym. Przykładowo dziennikarz TVN-u Jarosław Kuźniar, mówiąc o „przymusie rodzenia karykatur człowieka", odgrzał wprost eugeniczne argumenty i tony. A jednak to po stronie progresywnej unosi się klimat męczeństwa. Pomimo ich okrzyków, że „aborcja jest OK".

Wobec tego wszystkiego nawet część duchownych katolickich godzi się już z nową logiką. W tak zwanym liście zwykłych księży czytamy, że „poczęte dzieci to odrębne ludzkie istoty, a nie organy ciała kobiety". A zarazem możemy w tym liście przeczytać: „nie chcemy zmuszać kobiet do rodzenia chorych dzieci". Czyli z jednej strony „odrębne ludzkie istoty", a z drugiej jednak bez ochrony prawnej. A przecież prawo pełni również rolę aksjologiczną. Wśród „zwykłych księży" podpisanych pod listem: Adam Boniecki, Tomasz Dostatni, Kazimierz Sowa, Józef Oszajca, Paweł Gużyński, Alfred Wierzbicki. Księża nie występują przeciw dawnemu aborcyjnemu kompromisowi. Są zakłopotani jego podważeniem przez wyrok TK. Ale ich logika jest jak gotowiec w pełni do wykorzystania przez tych, którzy jak Budka i jego partyjni koledzy poszli krok, a nawet kilka kroków dalej i dotarli do przystanku pod nazwą „aborcja na życzenie".

Gdzie wina PiS?

Mamy też kontekst naszej codziennej walki politycznej. Nawet niektórzy konserwatyści, jak Tomasz Terlikowski, skłonni są większą winą za zwrot opinii publicznej – do niedawna jeszcze ostrożnie antyaborcyjnej – obarczać sam Kościół w Polsce oraz PiS. Bo przez wrażenie „sojuszu tronu z ołtarzem" ułatwili podobno zadanie zwolennikom zachodnich nowinek. Tymczasem bardziej politycznie neutralni biskupi (którzy pozostają na drugim planie) mieliby być skuteczniejsi w obronie tradycyjnych wartości.

Ile w tym prawdy? Sam uważam, że wyrok Trybunału został podjęty w złym momencie – trwa przecież pandemia i bardziej niż kiedykolwiek potrzeba nam narodowej zgody. I nie wiem, czy z punktu widzenia aksjologicznej wrażliwości społeczeństwa dotychczasowa formuła „środka drogi" nie była bezpieczniejsza. Pozwalała ona uniknąć otwarcie wykrzykiwanego hasła „Aborcja jest OK". Choć dostrzegam też paradoks mojego poglądu (a może raczej hipotezy): ceną za „kompromis" była zgoda na eliminację dzieci z zespołem Downa.

Patrząc szerzej i jednocześnie odnosząc się do domniemanej winy polskiego Kościoła. Powtórzę to, co parę razy już pisałem: byłoby lepiej, gdyby wyrzeczeń żądała od ludzi instytucja mniej obciążona grzechami i mniej korporacyjna. Czy to jest jednak pełna konkluzja? Czy Kościół mógł zachować równy dystans wobec Zjednoczonej Prawicy i opozycji? Platforma co najmniej od 2014 roku odchodzi od dawnej linii, w myśl której unikała kontrowersji ideowych i trwała przy status quo na wszystkich poziomach. Autorem tej strategii trwania był Donald Tusk.

Jednocześnie to dość zrozumiałe, że prawica jawi się Kościołowi jako bliższa i przyjaźniejsza, bo taką po prostu jest z uwagi na swoją tradycję i tożsamość. A i sam Tusk zmienił się ostatnio definitywnie w jastrzębia progresywizmu obyczajowego i antyklerykalizmu. Robi to nie tylko z powodu walki z PiS. Po latach pracy w unijnych strukturach reaguje po prostu na opisane już trendy światowe, a PO reaguje wraz z nim. I w żadnym wypadku nie są to trendy stanowiące reakcję ani na kształt polskiego Kościoła, ani na język polityków i stronników PiS. Przeciwnie, tam gdzie Kościół był ostrożny, wystrzegał się triumfalizmu, a prawica ustępowała logice „postępu", te zmiany cywilizacyjne następowały wcześniej. Są one podyktowane ludzką wygodą, stawianiem szczęścia jednostki ponad wszelkie inne wartości. To musiało dotrzeć kiedyś do Polski, dyskusji podlegają co najwyżej szczegóły aplikowania tej zmiany, jej forma i polityczne uwarunkowania.

Czy PO ocali swój stan posiadania, odrzucając filozofię konsensusu na rzecz filozofii konfrontacji i polaryzacji także i w tej sferze? Nie ma tu automatyzmu, liczą się zaszłości historyczne i okoliczności polityczne. Platforma, jak napisał Jan Rokita, to duże zmęczone zwierzę opędzające się przed nowymi rywalami. Ale akurat poczucie unoszenia przez poprawny wiatr historii raczej jej nie zaszkodzi. Zaangażowanie w rozmaite cywilizacyjne dziwactwa może i przeszkadzać, rzecz w tym, że legalność aborcji najwyraźniej przestała być odbierana jako coś radykalnego. Zwłaszcza w młodym pokoleniu, co jest skądinąd rewolucją dość nagłą, ale też przyniesioną z zewnątrz. Co konstatuję bez radości, z kronikarskiego obowiązku. 

W tej sprawie walka toczy się także o język. Politycy Platformy Obywatelskiej upierają się, że to, co zaproponował 18 lutego zarząd ich partii, nie jest „aborcją na życzenie". Kłócą się o to z dziennikarzami. Przewodniczący PO Borys Budka poświęca temu „rozróżnieniu" kolejne tyrady, choć trudno z nich wychwycić argumenty. Nie mają jednak racji. To jest aborcja na życzenie. Obowiązek konsultacji z lekarzem (skądinąd oczywisty) i z psychologiem niczego nie ogranicza. Bo przesądza wyłącznie decyzja kobiety, a jedynym ograniczeniem jest czas ciąży. To całkowite spełnienie żądań Strajku Kobiet przy jednoczesnym uznaniu, że aborcyjnego „kompromisu" już nie ma.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Tomasz Terlikowski: Śniła mi się dymisja arcybiskupa oskarżonego o tuszowanie pedofilii
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Polska przetrwała, ale co dalej?
Plus Minus
„Septologia. Tom III–IV”: Modlitwa po norwesku
Plus Minus
„Dunder albo kot z zaświatu”: Przygody czarnego kota
Materiał Promocyjny
Fotowoltaika naturalnym partnerem auta elektrycznego
Plus Minus
„Alicja. Bożena. Ja”: Przykra lektura
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje