Jeśli chodzi bowiem o prawdy wiary związane z kosmosem, to jest ich zaledwie kilka. Po pierwsze, wierzymy, że jest on stworzony (paradoksalnie, na co wskazywał św. Tomasz, nie musi to oznaczać, że ma początek, ale tę prawdę uzupełnia akurat Objawienie, które nakazuje nam wierzyć, że świat nie tylko jest stworzony, ale ma również swój początek, co oznacza, że nie jest wieczny), po drugie – co wynika z pierwszego – że skoro jest stworzony, to istnieje jego Stwórca. Jak doszło do stworzenia, jakie procesy zachodziły, jak wygląda wszechświat, czy poza Ziemią istnieją światy, w których pojawiło się jakiekolwiek życie, a może nawet życie inteligentne, to nie jest przedmiot wiary, lecz wiedzy. Tym, co działo się w pierwszych sekundach po „wielkim wybuchu", zajmują się fizycy, a teorie na temat tego, co było przed nim, to także domena kosmologii teoretycznej czy fizyki z inklinacjami filozoficznymi, a nie teologii czy nawet filozofii religii.
Nie jest także przedmiotem naszej wiary twierdzenie, że Ziemia jest jedynym miejscem, gdzie pojawiło się życie, czy że jest ona duchowym lub materialnym centrum wszechświata. Nie ma także żadnych ściśle teologicznych argumentów za uznaniem, że człowiek musi być jedyną istotą rozumną w materialnym świecie. Z perspektywy wiary istotne jest tylko to, że człowiek został stworzony, ukształtowany na obraz i podobieństwo Boże i że zbawienie człowieka dokonało się poprzez Wcielenie.
Czy wyklucza to istnienie innych istot rozumnych? Nie! One mogą istnieć, a mogą nie istnieć. Jeśli coś jednak z prawdy o Wcieleniu Boga wynika teologicznie, to fakt, że miało ono znaczenie kosmiczne. Bóg stał się człowiekiem, a wcielenie odmieniło cały wszechświat, całą materialność, cały kosmos. Ale to nie wymusza ani uznania, że nie ma innych światów, ani uznania, że w innych miejscach Bóg objawił się innym racjonalnym istotom na inne sposoby. Mogło tak być, a mogło nie być. W gruncie rzeczy, z perspektywy religii, to temat nieistotny. Jeśli okaże się, że życie rozumne (w jakiejś formie) poza Ziemią istnieje, i jeśli tam także istnieć będą systemy religijne, to będzie to temat do rozważań. Na razie zastanawiamy się, czy poza Ziemią istnieją bakterie, a nie czy istnieją tam racjonalne istoty.
Wszystko to są zatem tematy w tej chwili mało z teologicznego punktu widzenia istotne, a dla niewierzących przypominające spory o liczbę aniołów na szpilce. Jeśli o nich piszę, to tylko dlatego, że one przypominają, że nigdzie w Kościele nie istnieje przekonanie, że człowiek musi być jedyną materialną, inteligentną istotą. A ponadto, by uświadomić, że wiedza o wszechmocy, wszechwiedzy, wszechogarniającej naturze Boga jest w pełni do pogodzenia z wiedzą naukową o potędze i wielkości świata. Już psalmiści wysławiali potęgę i wielkość natury oraz ukazywali, że jest ona jedynie cieniem wielkości Boga. Jeśli spoglądamy dziś na Kosmos, na jego wielkość, niezmierzoność, to dopiero z tej perspektywy możemy dostrzegać wielkość Boga. I z tej perspektywy dla teologii i religii badania łazika na Marsie mogą mieć znaczenie jako inspiracja.