Ziemianie dostrzegli pierwsze sygnały o zmianach w życiu Żydów w momencie, gdy obok niewiele im mówiących obostrzeń prawnych normujących reguły religijne, obyczajowe i ustalających status ludności żydowskiej, zabroniono im utrzymywać kontakty handlowe z ludnością „aryjską". Większość starała się te zarządzenia ignorować, potajemnie ułatwiając Żydom nabywanie towarów. Jednak wszelkie naruszenia tego prawa wiązały się z surowymi konsekwencjami dla obydwóch stron. Stanisław Turnau z Wlonic wspominał przypadek prowadzenia handlu zbożem z Żydem, któremu ufał. W wyniku donosu policja niemiecka skazała ich na wysokie grzywny oraz przepadek zboża.
Solidarność z inteligencją
W momencie gdy niemiecka polityka wobec ludności żydowskiej zaczynała przybierać opresywny charakter, coraz więcej Żydów poszukiwało pomocy na wsi, u znajomych. Także inteligenci żydowskiego pochodzenia. Większość mogła liczyć na pomoc przyjaciół we dworach. Więzy, jakie ich łączyły z ziemiaństwem, miały najczęściej charakter towarzyski. Właśnie to miało decydujące znaczenie przy powodach, dla których ziemianie udzielali komuś pomocy.
Tak właśnie było w przypadku rodziny Glücksmanów. Krakowscy Żydzi (ok. 50 tys.) zostali zmuszeni zarządzeniem gubernatora Franka do przymusowego opuszczenia miasta. Exodus żydowskich mieszkańców trwał aż do utworzenia krakowskiego getta w marcu 1941 r. Wśród wypędzonych znaleźli się Glücksmanowie: Wanda z bratem Leopoldem i matką. Początkowo Zofia Kernowa, właścicielka majątku Goszyce, umieściła ich na dłużej w domach Stefana Kozubskiego i Franciszka Kułagi. Następnie w 1942 r. zamieszkali u Kernów we dworze.
Pomoc, której doświadczyli, wynikała z faktu, że ich ojciec Aleksander był przyjacielem gospodarza domu. Wanda Glücksman po wojnie wspominała z wdzięcznością: „Kimże byliśmy? Ludźmi obcymi, a nadmiar ludźmi, przeciw którym okupanci występowali coraz ostrzej i bezwzględniej. (...) A jednak w Goszycach opiekowano się nami z niezmierną serdecznością".