Odpowiem klasycznym zarembizmem: i prawda, i nieprawda. Jakkolwiek są tacy, którzy robią w Polsce wino z merlota czy cabernet sauvignon, to zgódźmy się, że Bordeaux nie przeskoczą. Sorry, taki klimat. Czy to oznacza, że jesteśmy skazani na doskonalenie się w sztuce uszlachetniania rondo i regenta? Można wystające z nich buraki potraktować beczką, można – popieram gorąco – robić z nich wina różowe, ale ja do win z tych szczepów bez kija nie podchodzę. To sztuka skazana na porażkę.

Basia i Marcin Płochoccy przez lata uważali, jak niemal wszyscy polscy winiarze, że czerwone wina w naszych warunkach mogą powstać tylko z regenta i rondo. Dziś wycinają te krzewy. Co w zamian? Mamy od jakiegoś czasu austriackiego zweigelta i faktycznie – jak szczep każe – ich Geltus 2019 jest ultraowocową petardą. Wyczuwamy tu bez trudu czereśnie, w tle majaczą jeżyny, za młodu były też dzikie, leśne poziomki, wszystko lekko pieprzne, niestłumione beczką. Poważniejszy w smaku, zdecydowanie śliwkowy, ale też waniliowy (beczka!), będzie kupaż Ma-Fo 2018, czyli polska odpowiedź na wina południowe. Nie żebym chciał państwu odbierać ochotę na primitivo, ale może zamiast Włoch wyprawa pod Sandomierz? Smaczniej i taniej.

Na koniec zostawiłem sobie sankt laurenta, kolejny środkowoeuropejski (Morawy, Austria) szczep dający bardzo aromatyczne wina. Do St Laurent 2019 podchodziłem czterokrotnie (dwukrotnie, kiedy dojrzewał jeszcze w beczce) i powiem wprost: to jedno z dwóch, trzech najlepszych polskich win czerwonych, jakie kiedykolwiek piłem. Bardzo długi finisz – to wino nie chce się skończyć – uwalnia nie tylko wyraźne wiśnie. Ta pełna smaków perełka swoją premierę będzie miała za miesiąc, bądźcie na to gotowi.