Możliwe, że w tym roku igrzyskom zagrozi kolejny dramat – pandemia. Oczywiście, nie można jej porównywać z wojnami czy Holokaustem, ale sam fakt, że japońska i światowa opinia publiczna stawia sens ich przeprowadzenia pod wielkim znakiem zapytania, pokazuje, jak strasznie Covid-19 przeorał nasze czasy, jak odkształcił cywilizację.
Rozwiązaniem byłyby zawody bez publiczności, ale miłośnicy sportu zadają sobie pytanie, czy takie igrzyska byłyby jeszcze igrzyskami, świętem człowieczeństwa, a nie już tylko pokazem próżności światowych gwiazd i ich sponsorów? Czy dla stworzenia tej wyjątkowej olimpijskiej aureoli wystarczą telewizja, serwisy online i lajki? A jeśli pandemia z nami zostanie? Czy wtedy taka ewolucja sportu olimpijskiego nie będzie jedynym rozwiązaniem?
Bez wątpienia byłoby to wbrew najbardziej uświęconej tradycji. Napisałem na początku o naftalinie, bo w istocie korzenie olimpizmu sięgają głęboko w przeszłość. Tradycję świętych igrzysk olimpijskich – hieroj olympiakoj agones – wiąże się z VIII stuleciem przed Chrystusem. To właśnie wtedy, w 776 roku, odbyły się pierwsze z nich. Co ciekawe, trwały jeden dzień, obejmowały jedną dyscyplinę, bieg na długość stadionu (192 metry), zwycięzca był dekorowany wieńcem laurowym, a wśród uczestników i na widowni mogli być wyłącznie mężczyźni. Jedyny wyjątek czyniono dla kapłanki Demeter, której świątynia stanowiła część kompleksu sakralnego w Olimpii.
Miejsce igrzysk przesądzało o ich charakterze. Uczestnicy rywalizowali w cieniu sanktuarium Zeusa i na jego cześć, w igrzyskach mogli brać udział wszyscy jego wolni greccy wyznawcy. Nie dopuszczano do nich skazanych i zbrodniarzy; zawody miały być czyste i sprawiedliwe.
Dziś często wiąże się ideę igrzysk z pacyfizmem, ale to błąd. Co prawda na miesiąc przed igrzyskami wstrzymywano wojny, ale nie dlatego, by ucieszyć Gromowładnego, ale z przyczyn bardziej praktycznych. Chodziło o to, by w zawodach wzięli udział wszyscy wojownicy (to oni dominowali wśród zawodników) i by do Olimpii z wszystkich zakątków Hellady mogła spokojnie dotrzeć publiczność.