A cóż to za dziwy? Już tłumaczę. Znają państwo kategorię „książki nie do czytania", prawda? Albumy ze sztuką, przyrodą, architekturą kupujemy, by sobie pooglądać, w piękniejszy świat się przenieść. Ale przecież nie wyczerpuje to całego bogactwa tej kategorii. Są wszakże przeróżne przewodniki, do których sięgamy, gdy przyjdzie potrzeba, ot, choćby winiarskie. Te, o których wspomniałem, to szczególny rodzaj przewodnika, bo tego się nie da czytać. Żadnych tu anegdot, pouczających historyjek, żadnych legend o regionie, miasteczku czy winiarzach. Zamiast tego suche fakty – najkrótsze z możliwych, zawarte w kilku słowach recenzje kolejnych win, koniecznie z punktami lub gwiazdkami, by czytelnik to sobie uszeregował. Czy to można polubić? Wątpię, ale obejść się bez tego nie da.




W tej kategorii startują „Polskie wina. Przewodnik enoturystyczny 2021". Pierwsza to próba skatalogowania 0,5 tys. polskich winnic, wykonano więc benedyktyńską pracę, by je spisać i opisać, a wina zdegustować. O skali trudności niech świadczy to, że ogromna większość polskich winnic to mikrusy, działalność hobbystyczna. Niewielu winiarzy stać na luksus utrzymywania się z wina, wielu zresztą ze względu na skalę produkcji nie może go legalnie sprzedawać.

Przewodnik „Polskie wina" ten świat opisuje skrupulatnie. Autorów jest sześcioro, redaktora de facto ani jednego, co skutkuje tym, że niektóre winnice doczekały się niemal barwnych opisów („najbardziej stroma winnica w Polsce"), inne zaś to suchość i encyklopedyczne fakty. Niestety – i to poważna wada przewodnika – o samych winach nie ma tu nic. Owszem, wymieniono wina producenta, każdemu dano tyle serduszek, na ile zasługuje... i nic więcej. Powie ktoś, że rocznik może się zmienić i całą ocenę szlag trafi, książka stanie się bezużyteczna. Tak, ale przewodnik ma w tytule rok 2021, co sugeruje, iż będzie aktualizowany. No cóż, wina będziecie musieli zrecenzować sobie państwo sami, ale przynajmniej wiecie, dokąd pojechać i gdzie się zatrzymać.