Oświadczenie prymasa (dobre i szybkie) dotyczące skierowania sprawy do Watykanu, ważne komentarze odpowiedzialnych za walkę z przestępstwami, krótki komentarz kurii wrocławskiej (też dobry), zawierający w istocie przyznanie się do winy (choć raczej uczynione nieświadomie), stanowisko kurii kaliskiej – to wszystko, co wydał w ostatnich dniach polski Kościół w sprawie zarzutów sformułowanych przez braci Sekielskich w filmie „Zabawa w chowanego".
Milczy przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki, choć w innych sprawach często i niekiedy ostro zabiera głos, ze świecą szukać komentarza gorliwie walczącego z wrogimi chrześcijaństwu ideologiami wiceprzewodniczącego episkopatu abp. Marka Jędraszewskiego. Milczą także inni. Tak jakby strategię przemilczania tematu, udawania, że nic się nie stało, uznano za najlepsze z rozwiązań. A przecież na dole księża nieustannie stykają się z pytaniami o tę sprawę, katolicy świeccy muszą tłumaczyć się z zarzutów. I wielu, naprawdę wielu, czeka na jasne deklaracje. A ich nie ma.
Sprawą zajmują się dziennikarze, nieliczni oddelegowani do tego specjaliści, a Kościół hierarchiczny w zasadzie milczy. I paradoksalnie to jest miarą trafności diagnozy braci Sekielskich. Opowiadając o chłopcach pokrzywdzonych przez księży i o tym, jak dzisiejszy biskup kaliski Edward Janiak chronił pedofilów, ukazali nie tyle straszliwe oblicze zła poprzez konkretne oblicza sprawców, ile patologię struktur, błędy w teologicznym myśleniu i bezduszność instytucji. To o wiele groźniejsze zjawiska, które trzeba zdiagnozować, opisać i zastanowić się nad ich zmianą. One też tworzą „misterium nieprawości", o którym wspominał św. Jan Paweł II.
Petent nie człowiek
U początków swojego pontyfikatu św. Jan Paweł II wprowadził zasadę personalistyczną w samo centrum teologii i duszpasterstwa Kościoła. Ona ma być miarą naszej wiary, naszej katolickości, naszego ewangelicznego zaangażowania. „Kościół nie może odstąpić człowieka, którego »los« – to znaczy wybranie i powołanie, narodziny i śmierć, zbawienie lub odrzucenie – w tak ścisły i nierozerwalny sposób zespolone są z Chrystusem. A jest to równocześnie przecież każdy człowiek na tej planecie – na tej ziemi – którą oddał Stwórca pierwszemu człowiekowi, mężczyźnie i kobiecie, mówiąc: czyńcie ją sobie poddaną (por. Rdz 1, 28). Każdy człowiek w całej tej niepowtarzalnej rzeczywistości bytu i działania, świadomości i woli, sumienia i »serca«. Człowiek, który – każdy z osobna (gdyż jest właśnie »osobą«) – ma swoją własną historię życia, a nade wszystko swoje własne »dzieje duszy«. (...) Ten człowiek jest drogą Kościoła – drogą, która prowadzi niejako u podstawy tych wszystkich dróg, jakimi Kościół kroczyć powinien" – pisał św. Jan Paweł II w swojej programowej encyklice „Redemptor hominis" (Odkupiciel człowieka).
Dlaczego przypominam właśnie ten dokument, gdy zaczynam rozważania na temat źródeł kryzysu, z jakim zmaga się obecnie Kościół, nie tylko w Polsce? Ten kryzys jest właśnie kryzysem zasady personalistycznej i jej zastosowania w praktyce. W teorii personalizm jest na ustach wszystkich, na jego temat powstały setki doktoratów i habilitacji, polscy biskupi (w tym bp Janiak) tysiące razy przywoływali go jako uzasadnienie pewnych decyzji czy stanowisk, a słowa „człowiek jest drogą Kościoła" powtarzano do znudzenia w kazaniach i referatach. Tyle że gdy przed człowiekiem Kościoła staje człowiek ze swoją historią życia, w którą ktoś brutalnie wkroczył, to nagle nie widzimy w nim „drogi Kościoła", nie widzimy losów zespolonych z losami Chrystusa, ale petenta, który się czepia i atakuje kapłanów, kogoś, kto nie chce i nie potrafi wybaczyć. Rozmowa bp. Janiaka z rodzicami chłopaka molestowanego przez księdza pokazuje to aż nadto boleśnie.