Dwa lata temu Forstrater, działaczka londyńskiego think tanku Center for Global Development (CGD), zabrała głos na Twitterze w sprawie przygotowywanego przez rząd Wielkiej Brytanii Gender Recognition Act, ustawy, która pozwalałaby samodzielnie określać swą płeć. Napisała, że płeć jest niezmienna i nie należy jej mylić z tożsamością płciową. Uznano ten wpis za transfobiczny, a z Forstrater, w efekcie krytyki, jaka na nią spadła, CGD nie przedłużyło kontraktu. Poszła więc do sądu, gdzie przegrała, bo sędzia uznał, że jej poglądy są absolutystyczne i niewarte szacunku w demokratycznym społeczeństwie.

I właśnie wtedy sprawę skomentowała, również na Twitterze, Rowling. „Wyrzucać kobiety z pracy za stwierdzenie, że płeć jest prawdziwa?". I dodała: „Jeśli płeć nie istnieje, doświadczenia kobiet na całym świecie zostają wymazane". Organizacje LGBT oskarżyły ją o transfobię, uznały, że nie jest prawdziwą, lecz udawaną feministką. W efekcie fali oburzenia została poddana „cancelowaniu" – „anulowano" ją w mediach społecznościowych, poddając ostracyzmowi. W odpowiedzi m.in. na to wydarzenie „Harper's Magazine" opublikował list podpisany przez 150 międzynarodowych sław z dziedziny kultury, bynajmniej niekojarzonych z prawicą, protestujących przeciwko cancel culture, która ich zdaniem uniemożliwia jakąkolwiek dyskusję. Rowling ten głośny list podpisała, przez co jego kilku sygnatariuszy poddano w mediach społecznościowych „cancelowaniu".

Zostawmy jednak na boku Rowling i wróćmy do Forstrater, która odwołała się od wyroku sądu z 2019 r. Kilkanaście dni temu wygrała przed londyńskim High Court, który uznał, że jej pogląd dotyczący niemożliwości zmiany płci podlega ochronie prawnej. I tak długo, jak nie zamierza ona podważać praw osób transpłciowych, ma prawo głosić swoje poglądy. Sąd zaznaczył, iż wyrok nie oznacza, że wolno bezkarnie prześladować osoby transpłciowe ani że pracodawcy nie powinni robić wszystkiego, by takie osoby dobrze się czuły i nie były dyskryminowane. Skrytykował sąd pierwszej instancji za to, że nie wziął pod uwagę faktu, iż filozoficzne poglądy Forstrater również podlegają ochronie i nie można jej prześladować za to, że ma takie przekonania. Brytyjscy prawnicy tłumaczyli, że wyrok ten oznacza, iż nie można dyskryminować osób podważających możliwość zmiany płci, nadając takim poglądom taką samą ochronę jak przekonaniom religijnym, klimatycznym czy środowiskowym (np. dotyczącym weganizmu). Rzecz jasna wyrok został skrytykowany przez organizacje zrzeszające środowiska LGBT.

Oczywiście wyrok angielskiego sądu nie ma większego znaczenia dla innych państw. Nie ma też żadnego znaczenia dla polskiego orzecznictwa. Niemniej wydaje się ciekawy. Zwraca bowiem uwagę na to, że żyjemy dziś w świecie przeoranym głębokim konfliktem kulturowym. I że strony tego konfliktu mają prawa do swoich przekonań – tak długo, jak nie nawołują do przemocy czy dyskryminacji strony przeciwnej. A rolą państwa, czyli również sądownictwa, nie jest rozstrzyganie, kto w tym konflikcie ma rację – czy strona bardziej postępowa, czy bardziej konserwatywna. I czasem sprzeczne ze sobą punkty widzenia podlegają takiej samej ochronie. Bo to, czy uznajemy, że płci są dwie, czy jest ich całe spektrum, jest kwestią poglądów, a nie czymś, co powinien rozstrzygać sąd. Będzie tak przynajmniej tak długo, jak tego typu wyroki same nie padną ofiarą cancel culture.