Jürgen Klopp. Niemiec, którego pokochał Liverpool

Po 30 latach mistrzostwo Anglii dla Liverpoolu odzyskał Jürgen Klopp i dziś w tym mieście wszyscy są zgodni, że klubowi nie mogło się zdarzyć nic lepszego niż ten Niemiec. I wcale nie chodzi tylko o futbol.

Publikacja: 03.07.2020 10:00

Jürgen Klopp. Niemiec, którego pokochał Liverpool

Foto: AFP

Było już nad ranem, sobotnia noc dawno zmieniła się w niedzielny świt, a w domu Jürgena Kloppa w nadmorskim Formby impreza trwała w najlep-sze. Otwierano coraz to nowe butelki piwa i wina, a gospodarz przyjęcia co chwilę intonował przyśpiewkę kibiców Liverpoolu, którą usłyszał po raz pierwszy zaledwie kilka godzin wcześniej na stadionie w Kijowie: „We saw the European Cup/Madrid had all the fucking luck/We swear we'll keep on beeing cool/ We'll bring it back to Liverpool", co można przetłumaczyć mniej więcej tak: „Widzieliśmy Puchar Europy/Madryt miał mnóstwo pieprzonego szczęścia/Przysięgamy, że nie przestaniemy być cool/ Puchar wróci do miasta Liverpool".

Klopp wykrzykiwał słowa piosenki przytulony do Campino, wokalisty niemieckiego zespołu rockowego Die Toten Hosen, który jest jednym z naj-bliższych przyjaciół szkoleniowca. Na szyi piosenkarza wisiał srebrny medal za zajęcie drugiego miejsca w Champions League. Kilka godzin wcześniej na szyi Kloppa zawiesił go w stolicy Ukrainy Aleksander Ceferin – prezydent Europejskiej Federacji Piłkarskiej (UEFA).

Gdyby wścibscy dziennikarze angielskich brukowców zwęszyli sprawę, prawdopodobnie rozkręciliby aferę. Kto to widział, by nad ranem święto-wać porażkę w najważniejszym meczu sezonu. By pić z przyjaciółmi po tym, jak największa nagroda w europejskiej piłce przeszła koło nosa. By śpiewać wniebogłosy, budząc bogatych i dobrze sytuowanych sąsiadów.

Szczególnie że piłkarze Kloppa byli po finale załamani. W drodze powrotnej z Kijowa – czarter wystartował niemal od razu po zakończonym po-rażką 1:3 meczu z Realem – w samolocie panowała przejmująca cisza. Nie można się dziwić, biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich doszło do porażki: Liverpool kompletnie zdominował rywala na początku pierwszej połowy i wydawało się, że gol dla Anglików jest tylko kwestią czasu. Kon-tuzji doznał jednak najlepszy piłkarz klubu z Anfield Mohamed Salah. Kapitan Realu Sergio Ramos sprytnie powalił go na ziemie, tak że sędzia nicze-go nie zauważył. Egipcjanin, upadając, nie zdążył się zaasekurować i wybił sobie bark. Strata Salaha była potężnym ciosem w psychikę zawodników Liverpoolu. W drugiej połowie dwa koszmarne błędy popełnił bramkarz Loris Karius. Po meczu przepraszał kibiców i kolegów, ale było za późno. W internecie grożono mu śmiercią, a Klopp, który swojego zawodnika publicznie pocieszał, wiedział już, że musi znaleźć innego bramkarza. Nie ma co się dziwić, że w samolocie panowała grobowa atmosfera.

Klopp wspomina, że jeszcze gorsze nastroje były wśród osób towarzyszących i gości. „Byłem jedynym z mojej rodziny, który nie płakał. Nawet mój agent płakał, bo tak bardzo mi współczuł. Byli tak strasznie rozczarowani i smutni, bo uważali, że ja też jestem. Oczywiście byłem, ale wcale nie uważałam, że to koniec. Wiedziałem, że to tylko jeden z etapów" – przytacza słowa Niemca portal The Athletic.

Pił i śpiewał

Po wylądowaniu w Liverpoolu autokar odwiózł zawodników do ośrodka w Melwood, gdzie Klopp w sali konferencyjnej pożegnał ich kilkoma zdania-mi i rozesłał na urlopy. – Jestem z was bardzo dumny. Droga, którą przebyliśmy do tego finału, była niesamowita – powiedział, po czym przytulił każdego piłkarza z osobna i każdego współpracownika. Kilka godzin później, pijany, w bejsbolówce założonej daszkiem do tyłu, śpiewał, że nie prze-stanie być cool (ktokolwiek w to wątpił?) i że Liverpool zdobędzie trofeum.

Klopp wiedział, że nieszczęśliwie przegrany finał to dopiero początek. Dlatego pił i śpiewał, a swój srebrny medal zawiesił na szyi przyjaciela.

A przecież nawet jemu musiała towarzyszyć refleksja, że coś jest nie tak. To był jego szósty z rzędu przegrany finał z siedmiu, w których jego dru-żyny brały udział – wyłączając mecze o Superpuchar, które nigdzie nie cieszą się przesadną estymą. W 2012 roku, prowadząc Borussię Dortmund, pokonał 5:2 Bayern Monachium w finale Pucharu Niemiec (fantastyczny mecz Roberta Lewandowskiego, który strzelił hat tricka; dwie asysty miał Jakub Błaszczykowski, a jedną Łukasz Piszczek), a później już wszystko jak krew w piach. Najbardziej bolesne były oczywiście porażki w meczach o europejskie trofea: z Borussią w maju 2013 roku, gdy Bayern okazał się lepszy w finale Ligi Mistrzów na Wembley; trzy lata później, w pierwszym sezonie pracy z Liverpoolem, gdy w finale Ligi Europy Sevilla wygrała bezdyskusyjnie 3:1, no a później ten pechowy Real.

Niemiec przyznawał, że po porażce z Bayernem na Wembley był załamany, nigdy nie obejrzał tego meczu z odtworzenia i starał się o nim nie my-śleć. Wiedział doskonale, że to było apogeum tamtej Borussii. Natomiast po Kijowie nie przejmował się nic a nic. Klopp jest miłośnikiem filmów o Rockym, więc po finale w Kijowie mówił dziennikarzom, że jego klub jeszcze nie jest na poziomie Włoskiego Ogiera, tylko wciąż jest Ivanem Drago. W głębi duszy jednak wiedział, że do prawdziwej wielkości Liverpoolowi potrzeba niewiele.

Porównania do kultury popularnej uczyniły z Niemca ulubieńca zarówno mediów, jak i piłkarzy. Anglicy go pokochali na długo przedtem, nim ob-jął Liverpool. Klopp przedstawił im się w pełnej okazałości przy okazji wspominanego już wewnątrzniemieckiego finału Ligi Mistrzów na Wembley w 2013 roku. To wtedy powiedział, że podziwia grę Arsenalu, ale to dla niego trochę jak muzyka klasyczna. Tymczasem on najbardziej lubi futbol intensywny i dynamiczny, głośny jak heavy metal. Później już nie musiał się bawić w opisywanie, a gdy został poproszony o komentarz po zwycię-stwie z Manchesterem City, spojrzał tylko w kamerę Sky, wybuchnął śmiechem i powiedział: – Boooom.

Zna wszystkich

Jego język, sposób przekazu trafia do ludzi – przede wszystkim do tych w szatni, ale także do tych trzymających mikrofon lub dyktafon oraz czytają-cych jego wypowiedzi. To nie jest napuszony język intelektualisty patrzącego z góry na wszystkich ani specjalisty, do którego nie można się zbliżyć bez papierów trenerskich.

Gdy został trenerem Liverpoolu, kazał zebrać w wielkiej sali konferencyjnej wszystkich pracowników zatrudnionych w ośrodku w Melwood – po-cząwszy od piłkarzy i sztabu, poprzez ludzi od marketingu, reklamy, social mediów, aż po specjalistów od przygotowania murawy, personel sprząta-jący i obsługę kantyny. Każdy miał się przedstawić i opowiedzieć, czym się zajmuje w Liverpoolu. Klopp powiedział piłkarzom, że mają się nauczyć imion wszystkich pracowników i ich funkcji. Dodał, że tylko poczucie jedności jest gwarantem sukcesu. Dla młodych piłkarzy milionerów, zazwyczaj oderwanych od rzeczywistości, którzy od lat są obsługiwani, przywożeni, zawożeni, mają wyprane i podane, to była nowość.

Klopp zna wszystkich w Melwood. Hitem internetu są filmy publikowane na YouTubie, pokazujące piłkarzy i trenerów wracających po wakacjach do klubu. Niemiec szczerzy się od ucha do ucha i rzuca na szyję każdemu – zarówno kupionemu za 75 milionów funtów Virgilowi van Dijkowi, jak i pani z recepcji oraz ogrodnikowi.

Asystent szkoleniowca Pep Lijnders mówi: – Jürgen stwarza w klubie rodzinę. Zawsze powtarzamy, że nasz sukces to w 30 procentach taktyka, a w 70 procentach wspólnota.

Dla Kloppa przyjaźń to nie jest puste słowo. Otacza się ludźmi, którym ufa i których lubi. Przez 18 lat jego asystentem i najbliższym współpracow-nikiem był Željko Buvač, który w 2018 roku poszedł w końcu pracować na własny rachunek i został dyrektorem sportowym Dynama Moskwa. Nie-miec opowiadał wielokrotnie, że kwestią przypadku było to, iż on został pierwszym szkoleniowcem. Poznali się, grając w Mainz, i umówili, że ten, który pierwszy dostanie pracę w roli trenera, na asystenta weźmie przyjaciela. Traf chciał, że szefowie Mainz zwrócili się do Kloppa. Buvač pracował z nim w Nadrenii-Palatynacie, przeniósł się do Zagłębia Ruhry do Borussii Dortmund, a później do hrabstwa Mersey. Klopp mówił, że w ich związku on jest sercem, drugi asystent Peter Krawietz oczami, ale mózgiem był Buvač.

Dziś rolę tego najbardziej zaufanego przejął Lijnders, który ma zupełnie inną osobowość niż porozumiewający się monosylabami Serb. Piłkarze uwielbiają dowcipnego i pełnego energii Holendra. Uwielbia go też Klopp i regularnie obwieszcza to światu: – Mógłbym o nim napisać książkę – wypalił podczas jednej z konferencji prasowych. – To wspaniały młody człowiek, którego wpływ na nasze wyniki jest ogromny. Jego optymizm jest zaraźliwy, to, jak żyje każdym treningiem, jest imponujące. Gdy byłem młody, byłem taki sam.

Jak bardzo Klopp dba o przyjaciół i jak bardzo ich ceni, świadczy historia opisana przez The Athletic. W 2005 roku, jeszcze gdy prowadził Mainz, dostał ofertę podpisania indywidualnej umowy z Nike. Marc Kosicke – przedstawiciel amerykańskiej firmy na Niemcy – przyjął 38-letniego trenera, który przyjechał w dżinsach i bluzie w towarzystwie znajomego prawnika. Klopp nie miał agenta, więc ilekroć w grę wchodziły umowy, paragrafy i zapisy prawne, prosił o przysługę kolegę, któremu obiecywał procent od kontraktu. Po pierwszym spotkaniu Kosicke uznał, że podoba mu się ten młody facet. Miał dobre przeczucia, ale chciał wiedzieć więcej. Zaproponował kolejne spotkanie, tym razem już mniej formalne – w barze. Klopp znów pojawił się ze znajomym prawnikiem – postawił kolejkę pszenicznego piwa, Kosicke drugą, i tak na przemian. W pewnym momencie panowie minęli się w drzwiach toalety. Klopp miał mu powiedzieć: „Słuchaj, nie dbam o pieniądze. Ale kolega prawnik kupił starą zardzewiałą barkę. Brakuje mu 12 tysięcy euro, żeby przeprowadzić remont, po którym łódź znów będzie się nadawała do pływania. Podpiszmy tę cholerną umowę i niech ma swoją łajbę, co?". Nie tylko podpisali, ale niedługo później Kosicke przestał być przedstawicielem Nike i został przedstawicielem Kloppa.

Serce po lewej stronie

To on poleciał z niemieckim szkoleniowcem do Nowego Jorku na negocjacje z amerykańskimi właścicielami Liverpoolu – przedstawicielami konsorcjum FSG. Roz-mowy prowadził prezes Mike Gordon. Po kilku godzinach zadzwonił do właściciela firmy Johna W. Henry'ego i zachwycony perorował, że Klopp ma wszystko, by zostać CEO każdej wielkiej korporacji na świecie, a nie tylko menedżerem klubu piłkarskiego. Gordon rozpływał się w zachwytach i przekonywał właściciela, że Niemiec to kandydat idealny. O Carlo Ancelottim, który dzień wcześniej opuścił ten sam gabinet, nie chciał nawet rozmawiać. Gdy kolejnego dnia negocjacji doszło do rozmów o finansach, Klopp wstał i powiedział, że na tym etapie sprawy w swoje ręce przejmuje Kosicke. Wyszedł pospacerować po Central Parku. Nie chciał zniszczyć relacji z nowym przełożonym, targując się o pieniądze, całkowicie w tej kwestii ufał przyjacielowi. Poszedł na Strawberry Fields, a także pod Dakota Buil-ding, gdzie został zastrzelony John Lennon. Przecież wkrótce miał pracować w Liverpoolu.

Pewne jest, że z Lennonem łączą go poglądy. Klopp otwarcie nazywa się lewicowcem. W jednym z wywiadów w „Guardianie" mówił: „Oczywi-ście, że stoję po lewej stronie. Wierzę w państwo opiekuńcze, nie jestem prywatnie ubezpieczony, nigdy nie zagłosowałbym na jakąś partię tylko dlatego, że obiecałaby mi obniżenie podatków". Autor jego biografii Raphael Honigstein dodawał zaś, że Klopp mógłby zostać w przyszłości prezy-dentem Niemiec. „Moje rozumienie polityki jest takie: jeśli mi się dobrze powodzi, chcę, żeby innym też było dobrze. Jest jedna rzecz, której nigdy w życiu nie zrobię: nie zagłosuję na prawicę" – mówił w tym samym wywiadzie.

To nie są puste słowa. Gdy spełnił swoją obietnicę i w 2019 roku przywiózł Puchar Mistrzów do Liverpoolu, został wybrany na trenera roku w plebiscycie Światowej Federacji Piłkarskiej (FIFA). Podczas przemówienia na uroczystej gali, transmitowanej na żywo do wielu krajów (także do Polski), przyznał, że nagrody indywidualne to nie jest coś, co szczególnie popiera i rozumie. – Muszę podziękować mojemu zespołowi. Trener może być tylko tak dobry jak jego drużyna. Czuję się dumny, że prowadzę tak niesamowitą bandę – mówił, po czym dodał: – Stoję na tej scenie w imieniu wielu osób.

Najważniejsze w przemówieniu Niemca było jednak to, co powiedział na koniec: – Wszyscy tu zebrani jesteśmy po dobrej stronie życia. Jest jed-nak mnóstwo ludzi na świecie, którzy nie są w równie uprzywilejowanej sytuacji. Od dziś zostałem członkiem rodziny Common Goal. Jeśli nie wiecie co to, sprawdźcie w Google'u.

Common Goal to fundacja, której współzałożycielem jest pomocnik Manchesteru United Juan Mata. Mogą do niej przystąpić wszyscy z piłkar-skiego środowiska – jednym warunkiem jest przekazywanie na jej rzecz jednego procenta swoich rocznych dochodów. Z tych pieniędzy Common Goal finansuje różne projekty związane z futbolem w państwach rozwijających się albo wśród mniej uprzywilejowanej młodzieży w Europie. Już przed galą FIFA fundacja miała niejaki rozgłos – ze znanych piłkarzy dołączyli do niej Mats Hummels, Giorgio Chiellini czy Serge Gnabry, twarzami tego projektu są Megan Rapinoe i Alex Morgan – fantastyczne amerykańskie piłkarki i aktywistki społeczne. Już wcześniej wśród osób oddających jeden procent swoich dochodów znalazł się niemiecki trener – Julian Nagelsmann – ale to dopiero akces Kloppa, i to ogłoszony w tak ważnej chwili, spowodował wielki wzrost zainteresowania fundacją. Gdy Niemiec sugerował sprawdzenie w Google'u, czym jest Common Goal, zyskał tak wielki odzew, że serwery padły i przez dwie godziny się nie podnosiły.

Może dlatego Klopp tak pasuje do Liverpoolu, bo ten klub i miasto są wskroś lewicowe. Fundamenty pod klub, jaki znamy dziś, położył Bill Shan-kly, który otwarcie mówił, że jest socjalistą. Miasto ma długą tradycję głosowania na laburzystów, a w latach 80. było centrum sprzeciwu wobec polityki Margaret Thatcher. Bojkotuje popularny angielski brukowiec „The Sun" – to pozostałość po kłamstwach gazety i sposobie relacjonowania tragedii na Hillsborough, gdy całą winę „The Sun" zrzucił na kibiców (15 kwietnia 1989 roku na stadionie Sheffield Wednesday podczas półfinału Pucharu Anglii pomiędzy Liverpoolem a Nottingham Forest zginęło 96 kibiców Liverpoolu).

Miasto jest otwarte i tolerancyjne – to tu powstał pierwszy na Wyspach Brytyjskich meczet. W 2016 roku 58 procent mieszkańców Liverpoolu głosowało przeciwko brexitowi, a w wyborach parlamentarnych w grudniu zeszłego roku aż 76,7 procent oddało swój głos na Partię Pracy.

Klopp wielokrotnie wypowiadał się na temat Unii Europejskiej i brexitu. – Wystarczy zdrowy rozsądek. Historia wielokrotnie nas uczyła, że jako część grupy jesteśmy znacznie silniejsi niż pozostawieni sami sobie. Mam 51 lat (wywiad ze stycznia 2019 roku – red.), więc nigdy nie doświadczy-łem wojny. Nasze pokolenie otrzymało ogromny dar, ale przeszłość pokazała, że dopóki silni partnerzy trzymają się razem, Europa jest znacznie bezpieczniejszym miejscem – przekonywał w rozmowie z BBC, po czym dodawał: – Żyjemy we wspaniałych okolicznościach. Oczywiście, mamy swoje problemy, ale rozwiążemy je. Nie podoba mi się, że zaczynamy się dzielić.

Trener od autów

Nie było lepszego kandydata do przywrócenia Liverpoolowi po 30 latach oczekiwania tytułu mistrzowskiego niż Klopp w taki sposób identyfikujący się ze słowami klubowego hymnu „You'll never walk alone" („Nigdy nie będziesz szedł sam"). Gdy Manchester City przegrał z Chelsea i okazało się, że Liverpool nawet nie musi wychodzić na boisko, by świętować mistrzostwo, Klopp przed kamerami telewizyjnymi powiedział, że to tytuł dla Kenny'ego Dalglisha oraz Stevena Gerrarda. Obaj to legendy klubu z Anfield – Szkot był ostatnim trenerem (dodajmy: grającym trenerem), który poprowadził LFC do mistrzostwa w 1990 roku. Gerrard wychował się na Anfield, był jego kapitanem i symbolem. Zdobył z Liverpoolem wszystko, prócz najważniejszego – mistrzostwa Premier League.

A jednocześnie, mimo że tak przywiązany do historii i do ludzi, Klopp jest na wskroś nowoczesny. Świadczy o tym jego podejście do budowania. O Lijndersie i Krawietzu już było, ale jedną z pierwszych decyzji Niemca było ściągnięcie z Bayernu Monachium dietetyczki Mony Nemmer. Wszyscy piłkarze w klubie jedzą mniej więcej to samo, ale dla każdego z nich dieta jest indywidualizowana w zależności od ich preferencji i potrzeb, a także od tego, ile kilometrów przebiegli w ostatnim meczu, pochodzenia etnicznego i tendencji do tycia. W 2018 roku do sztabu dołączył Duńczyk Tho-mas Gronnemark – trener odpowiedzialny za wyrzuty z autu. Przy nim Liverpool stał się drugą najlepiej wykonującą auty drużyną w Europie – wy-przedza go tylko duńskie Midtjyland, czyli klub, który próbuje od jakiegoś czasu wynaleźć nową receptę na futbol: statystyczno-naukową (jako pierwszy w ogóle zaczął zatrudniać specjalistów takich jak Gronnemark).

I chociaż Klopp oczywiście zostawia sobie prawo weta, to potrafi współpracowników słuchać. Za wszelką cenę chciał mieć w zespole Juliana Brandta, który wówczas występował jeszcze w Bayerze Leverkusen. Dyrektor sportowy Michael Edwards był jednak zwolennikiem Mohameda Salaha, którego karierę śledził od czasów gry w Basel, i usilnie namawiał Kloppa do zmiany zdania. Z pewnością dziś Niemiec nie żałuje, że dał się przekonać.

Na pierwszej konferencji prasowej po objęciu Liverpoolu Klopp przedstawił się dziennikarzom jako „the normal one", co było oczywistą aluzją i żartem ze słynnego „the special one", bo tak o sobie mówił Jose Mourinho, przejmując Chelsea wiele lat wcześniej. U Kloppa nikt nie jest specjalny, albo inaczej – wszyscy są. 

Było już nad ranem, sobotnia noc dawno zmieniła się w niedzielny świt, a w domu Jürgena Kloppa w nadmorskim Formby impreza trwała w najlep-sze. Otwierano coraz to nowe butelki piwa i wina, a gospodarz przyjęcia co chwilę intonował przyśpiewkę kibiców Liverpoolu, którą usłyszał po raz pierwszy zaledwie kilka godzin wcześniej na stadionie w Kijowie: „We saw the European Cup/Madrid had all the fucking luck/We swear we'll keep on beeing cool/ We'll bring it back to Liverpool", co można przetłumaczyć mniej więcej tak: „Widzieliśmy Puchar Europy/Madryt miał mnóstwo pieprzonego szczęścia/Przysięgamy, że nie przestaniemy być cool/ Puchar wróci do miasta Liverpool".

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich