Bo w węgierskim świecie winiarskim dzieje się wiele. Najbliższy nam, nie tylko geograficznie, Tokaj zmienia swe oblicze. Jeszcze 15 lat temu wytrawne wina spod wygasłych wulkanów były nowością, fanaberią niemalże. Wszyscy wiedzieli, że tokaje są słodkie i coraz lepsze, bo region otrząsa się z komunistycznej zapaści. Tak było i miało być na wieki, ale pojawił się problem. Otóż publika oduczyła się pić słodkie wina. Nie jest to problem tylko polski, bo – jak opowiadał mi jeden z tokajskich winiarzy – przyjeżdżają do nich węgierscy turyści, którzy nigdy nie pili słodkiego wina. Nie pili i nie są nim specjalnie zainteresowani, a legendy Tokaju na nich nie działają.
Twórca Gizelli László Szilágyi nie zamierza kopać się z koniem. Publika chce win wytrawnych? Będzie je miała, a on tymczasem za zarobione na nich pieniądze będzie robił także wyśmienite wina słodkie. Nawiasem mówiąc, rocznik 2018 tych słodyczy jest wyśmienity. No ale vox populi, vox Dei, my więc zajmiemy się wytrawnymi. Od razu powiem, że mnie najbardziej ujęło najprostsze, najtańsze, lekkie wino Gizelli. Orzeźwiająca kwasowość, skórka cytrynowa, błąkające się kwiaty – gęba się śmieje na samą myśl. Cudne wino, pić z przyjaciółmi.
Barat Harslevelu to poważniejszy zawodnik, trochę za młody, za to świeżutki i bardzo mineralny, kamienisty, grejpfrutowy. Mało tu lipowego miodu charakterystycznego dla harslevelu, ale mamy inne zalety. Bardzo dobre, klasowe wino. A furmint? Wyczuwalna beczka, która dla wielu będzie atutem, mnie raczej od niego odstręcza. Ma swoje ciało i swoją wagę, zupełnie inna kategoria niż pierwsza Gizella. Gruszka i orzechy dodają mu uroku.
No i co, dwa szczepy, trzy wina, każde zupełnie inne, prawda? Nie znacie wytrawnego tokaju? To nie ma się nad czym zastanawiać.