„Linia na piasku. Konflikt, który ukształtował Bliski Wschód”: Bliskowschodnie rachunki do wyrównania

Sponsorowanie Żydów w Palestynie przez Wielką Brytanię oraz faworyzowanie chrześcijan w Libanie przez Francję stanowiło rodzaj polityki, która miała na celu wzmocnienie ich pozycji w regionie poprzez zdobycie wdzięczności ze strony obu mniejszości.

Publikacja: 18.10.2024 15:28

Francja i Wielka Brytania silnie zantagonizowały, z nieodwracalnymi konsekwencjami, w przeważającym

Francja i Wielka Brytania silnie zantagonizowały, z nieodwracalnymi konsekwencjami, w przeważającym stopniu muzułmańską populację tego regionu. Na zdjęciu: przedstawiciele lokalnych plemion i brytyjscy żołnierze na wspólnym lunchu na posterunku kawalerii w Tel-el-Meleiha, 30 km na północ od Beer-Szeby, styczeń 1940 r.

Foto: HUM Images/Universal Images Group via Getty Images

Kiedy późną porą 6 listopada 1949 r. do drzwi W.F. Stirlinga zapukało trzech Arabów, którzy zażądali rozmowy, gospodarz nie miał zbyt wielkiej ochoty na spotkanie. Był niedzielny wieczór, wizyta niespodziewana, a Stirling z żoną Marygold gościli właśnie dwie osoby.

69-letni pułkownik Stirling, były oficer łącznikowy w syryjskim rządzie, a obecnie korespondent „The Times” w Damaszku, powinien był zaufać instynktowi. Miał jednak tendencję do życia ponad stan i wiecznie brakowało mu pieniędzy. Nie mógł sobie pozwolić, aby sensacyjny temat przeszedł mu koło nosa, ponieważ „The Times” zwolnił jego poprzednika za brak dobrych historii. Z osobistego doświadczenia, sięgającego 30 lat wstecz, do euforycznego październikowego dnia, kiedy razem z Lawrence’em z Arabii dotarli do Damaszku, wiedział, jak nieprzewidywalna potrafi być Syria.

Odkąd po ćwierci wieku francuskiego panowania, w 1946 r. kraj zyskał w końcu niepodległość, sytuacja w Syrii wciąż była niestabilna nawet według standardów panujących w regionie. Do listopada 1949 r. przeprowadzono dwa zamachy stanu. Szukri al-Kuwatli, który kierował kraj ku niepodległości, został w marcu obalony przez wojskowego, Husni Zaima, został zaś zamordowany, gdy ówczesny prezydent, Sami al-Hinnawi, doszedł w sierpniu do władzy. Pragnąc całkowicie zakończyć sprawę brutalnego usunięcia swojego poprzednika, Al-Hinnawi – według jednego z dyplomatów „gruby, podobny do obleńca stwór pozbawiony mózgu” – zwołał wybory powszechne, które miały się odbyć za kilka dni.

Wybory wzbudzały kontrowersje, ponieważ Al-Hinnawi, który pochodził ze starożytnego miasta Aleppo, położonego na północy, zakazał udziału w nich na wpół nomadycznym Beduinom ze wschodniej Syrii, tłumacząc swoją decyzję tym, że byli podatni na obce manipulacje pochodzące zza nieszczelnych pustynnych granic kraju. Tego rodzaju spięcia pomiędzy osiadłymi ludami ze zurbanizowanego żyznego zachodu a dzikimi nomadycznymi ludami wschodnich, pustynnych terenów były jedną z przyczyn, dla których syryjska polityka była tak nieprzewidywalna. Członkowie plemion odczuwali silny gniew z powodu pozbawienia ich praw obywatelskich, a Stirling, który osiem tygodni wcześniej udał się w głąb pustyni, aby zrobić reportaż na temat ich frustracji, był tego doskonale świadomy. Kiedy więc w progu jego domu stanęło trzech mężczyzn, twierdzących, że zostali przysłani przez szejka dużego i wpływowego plemienia, który był dawnym przyjacielem Stirlinga, ten wziął ich upór za znak, że przynosili kluczowe informacje, mające znaczenie dla zbliżających się wyborów. Ugiął się i poprosił służącego Alego, aby wpuścił gości. Był to fatalny błąd Stirlinga. Jeden po drugim mężczyźni weszli do gabinetu gospodarza, odmówili zajęcia miejsc, a zamiast tego podeszli bliżej Stirlinga. Kiedy wstał zza biurka, aby podsunąć w kierunku mężczyzn srebrną papierośnicę, ich przywódca złowieszczo spytał, czy jest pułkownikiem Stirlingiem. Kiedy Stirling w odpowiedzi skinął głową, mężczyzna wyciągnął automatycznego kolta.

Po fakcie ustalono, że pierwszy strzał wytrącił z dłoni Stirlinga papierośnicę. Kolejne dwa trafiły go w brzuch; jeden przebił wątrobę. Czwarty uderzył w klatkę piersiową. Piąty drasnął żyłę na szyi. Dopiero szósta kula, która przeszła przez jego prawe przedramię, spowodowała, że upadł. Zabójca Stirlinga zastrzelił również Alego, który usłyszawszy strzały, przybiegł do gabinetu. Mężczyźni uciekli na dół i wybiegli na ulicę. Marygold najpierw znalazła Alego, leżącego na perskim dywanie w gabinecie męża; biała marynarka przesiąknięta była krwią. Umierał, ale wciąż starał się coś powiedzieć.

– Ali, Ali, o co chodzi – błagała Marygold Stirling, klęcząc obok na podłodze. – Madame, pułkownik, pułkownik – westchnął służący. Z drugiej strony pokoju dało się słyszeć jęki. Marygold Stirling się poderwała. Za biurkiem znalazła swojego męża z rozłożonymi ramionami, błyskawicznie tracącego przytomność. (…)

Stirling cudem przeżył zamach na swoje życie. „Cóż, zdaje się, że jestem martwy, albo przynajmniej umieram, ale niech mnie szlag trafi, bo wcale się tak nie czuję” – wspomina Stirling chwile, gdy leżał na podłodze, krwawiąc i tracąc przytomność. Jednak to nie silna wola, a jeden z obecnych wtedy w domu gości uratował mu życie. Ernest Altounyan, który przybył zaledwie 20 minut wcześniej z pytaniem, czy mógłby przenocować, był znanym lekarzem, prowadzącym niewielki prywatny szpital w Aleppo, założony jeszcze przez jego ojca. Altounyanowie podziwiali Wielką Brytanię. Ojciec Ernesta wysłał go na studia do Rugby School w Anglii, gdzie Ernest w trakcie studiów medycznych ożenił się z Angielką, Dorą. Przyjaźnili się z pisarzem Arthurem Ransomem, a ich dzieci stały się inspiracją dla bohaterów „Jaskółek” Ransome’a, który jak niedawno ujawniono, pracował dla brytyjskiego wywiadu MI6. Po wkroczeniu Brytyjczyków w roku 1941 do Syrii Altounyan na ochotnika ofiarował swoje usługi. W trakcie wojny pracował dla wywiadu wojskowego w północnej Syrii i dzięki temu poznał Stirlinga.

W ciągu godziny od zamachu Stirling trafił pod nóż Altounyana, któremu udało się wyciągnąć z ciała starego przyjaciela dwie z sześciu kul. Zdecydował, że pozostałe cztery będą musiały zostać. W trakcie rekonwalescencji Stirling wydawał się dochodzić do siebie. Pewnego dnia poprosił pielęgniarkę o szklankę wody. Kiedy napił się z naczynia, wstrząsnął się. „To nie jest woda” – zwrócił uwagę. Okazało się, że pielęgniarka napełniła szklankę skażonym spirytusem. Alkohol nie wyrządził Stirlingowi żadnej krzywdy i kilka dni później został wypisany ze szpitala. Wkrótce wyleciał do Kairu i nigdy więcej nie wrócił do Syrii.

Czytaj więcej

Gość "Plusa Minusa" poleca. Maciej Siembieda: Najlepszą obroną jest jakość

Przykrywka dla brytyjskich działań szpiegowskich

Istotna wskazówka co do tego, kto pragnął śmierci Stirlinga, znajdowała się w plotkach krążących jeszcze przed strzelaniną. Były to insynuacje, jakoby Stirling był brytyjskim agentem usiłującym zmanipulować wynik wyborów powszechnych, które miały się odbyć dziewięć dni po zamachu na jego życie. Plotka tak wryła się w świadomość niektórych osób, że kiedy na początku 1951 r. Arabowie stanęli w końcu przed sądem, syryjski oskarżyciel zasugerował, że motywowani byli przez fakt, że „uwierzyli, iż [Stirling] odegrał istotną rolę w zabójstwie (…) Zaima, jak również że prowadził działania szpiegowskie wśród plemion”. Kiedy 30 marca 1949 r. Husni Zaim przejął władzę po Szukrim al-Kuwatlim, gospodarka Syrii była w opłakanym stanie, a armia w listopadzie poprzedniego roku została pokonana przez Izraelczyków. Zaim zdawał sobie sprawę, że w krótkim czasie będzie musiał podjąć działania na obu frontach. Po obaleniu Al-Kuwatliego bez jakiegokolwiek rozlewu krwi rozpoczął przygotowania do rozmów pokojowych z Izraelem oraz naprawy stosunków z Francuzami, dzięki porozumieniu dotyczącemu waluty oraz broni, które miało utorować drogę do przywrócenia francuskich wpływów na byłym terytorium mandatowym. Jednak rządy Zaima nie trwały długo. 14 sierpnia, 137 dni po przejęciu władzy, został obalony i stracony.

Uwagę na źródło krążącej plotki, jakoby jego przyjaciel odegrał rolę w obaleniu Zaima, zwrócił znany reporter „Timesa”, Louis Heren, piszący z Izraela. Heren był twórcą aksjomatu zaciętego dziennikarstwa: „Zawsze pytaj sam siebie, dlaczego te kłamliwe dranie cię okłamują”. Zauważył, że to nie syryjskie agencje prasowe jako pierwsze oskarżyły Stirlinga o bycie szpiegiem, ale francuska Agence France Presse, która ujawniła zarzuty wysunięte przez francuskiego generała Fernanda Olivę-Rogeta po nieudanym francuskim zamachu stanu w Damaszku w czerwcu 1945 r. W opinii Herena zamach na Stirlinga wiązał się z tym starym konfliktem. Stanowił, jak powiedział, część „bardzo głupiej, niepotrzebnej i zdecydowanie niebezpiecznej nieoficjalnej walki prowadzonej w tych rejonach przez niektórych Francuzów i Anglików”. Zasugerował również, że „pułkownik więcej wie o powodach zamachu na jego życie, niż jest w stanie przyznać”, co było dyplomatyczną wersją przyznania, że Stirling jest kimś więcej niż tylko reporterem prasowym.

Wcześniej w tym samym roku Heren sądził, że „byłoby dobrym pomysłem”, gdyby Wielka Brytania potajemnie spróbowała „ostatecznie pozbyć się Francji z Lewantu”, jednak uświadomienie sobie faktu, że Stirling mógł być uwikłany w tak tajną działalność, całkowicie zmieniło jego nastawienie do tej kwestii. Być może się niepokoił, co może go spotkać, gdyby nadal krążyły plotki, że jego gazeta zapewnia przykrywkę dla brytyjskich działań szpiegowskich. „Jest zbyt wielu rzekomych następców Lawrence’a, zbyt wiele niepotrzebnej goryczy pomiędzy tymi dwiema grupami narodowców” – zdecydował, twierdząc, że „należy coś z tym zrobić”. „Nie próbuję wnosić, iż odpowiedzialność spoczywa na Francuzach” – dodał Heren, ale zasugerował, że Agence France Presse stworzyła klimat podejrzeń, zachęcający innych do brania Stirlinga za cel.

Jego kolega z Kairu, Cyril Quilliam, poszedł o krok dalej. Quilliam, były oficer wywiadu, który odpowiadał za sprawy bliskowschodnie w „The Times”, upierał się, że udział Agence France Presse w sprawie sugeruje, iż atak na Stirlinga faktycznie miał formalne poparcie, ponieważ zbieranie informacji było zależne od finansowego wsparcia francuskiego rządu, które opiewało na kwotę 800 mln franków. Winiąc AFR za podtrzymywanie przy życiu mitu „złego ducha tajemniczego, antyfrancuskiego agenta Korony”, zauważył, że w rezultacie finansowała syryjską gazetę, nieustannie krytykującą Stirlinga.

Co do samego motywu, Quilliam uważał, że była nim zemsta. Francuzi – powiedział – „bardzo liczyli na Zaima”, wierząc, że dzięki niemu będą mogli odzyskać wpływy utracone w momencie, gdy zostali zmuszeni do wycofania się z Syrii po uzyskaniu przez nią niepodległości. Kiedy obalenie, a następnie zamordowanie Zaima pogrzebało ich nadzieje, byli wściekli. Dwa tygodnie po przeprowadzonym zamachu stanu Quilliam donosił, że „nadal mówili każdemu, kto chciał słuchać, że to Brytyjczycy stali za zamachem na Zaima”. (…)

Czytaj więcej

Trochę Polak, trochę zdrajca

Granica narysowana pociągnięciem ołówka

Zarówno „The Times”, jak i brytyjski rząd usiłowały odciąć się od Stirlinga i potajemnej walki, która niemal doprowadziła do jego śmierci. Przed zbliżającą się wizytą prezydenta Francji w Wielkiej Brytanii, pod koniec listopada, paryski korespondent gazety – który po sierpniowym artykule na temat Stirlinga zawitał na dywaniku w Quai d’Orsay – zauważył, że w „tak zwanym konflikcie angielsko-francuskich interesów na Bliskim Wschodzie (…)” dokonano „wielkich postępów w kierunku wspólnego porozumienia”. Przyznał jednak, że „porozumienie w Londynie i Paryżu to jedno, natomiast działania zarówno strony brytyjskiej, jak i francuskiej na miejscu to drugie”. Bevin, minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii, podobno poprosił swojego francuskiego odpowiednika, Roberta Schumana, aby ten nie mylił polityki brytyjskiego rządu z tą prowadzoną przez „nieodpowiedzialne jednostki, takie jak generał Spears lub pułkownik Stirling”, co oznaczało skuteczne zaprzestanie wspierania Stirlinga.

W kwestii strzelaniny Francuzi nabrali wody w usta. Kiedy 10 listopada 1949 r. francuski chargé d’affaires w Damaszku poinformował Paryż, że strzelano do Stirlinga, nie mógł się powstrzymać przed określeniem go jako „oficjalnie pracującego w funkcji korespondenta »The Times«”. „Wymyślono najdziwniejsze wyjaśnienia tego ataku” – kontynuował. „Jednakże – dodał w formie refleksji – powszechnie uważa się”, że zamach „był wynikiem wyrównania rachunków”.

Wyjazd W.F. Stirlinga do Kairu wyznaczył koniec trzydziestoletniego oddechu imperium, który pogorszył nierozwiązany do dziś konflikt. Była to walka pomiędzy Wielką Brytanią a Francją o władzę na Bliskim Wschodzie, która spowodowała, że oba kraje rozdzieliły Imperium Osmańskie na podstawie porozumienia Sykes–Picot. I to brytyjskie niezadowolenie z wyniku tej ugody popchnęło ich, zgubnie, do ogłoszenia w deklaracji Balfoura swojego poparcia dla syjonistycznych dążeń. Tym sposobem prawa Żydów do własnego kraju stały się niebezpiecznie kojarzone z cynicznym imperialnym posunięciem, które pierwotnie miało przechytrzyć Francuzów. Deklaracja Balfoura stała się potwierdzeniem faktu, że lata świetności imperium minęły. Granice takie jak Sykesa – „narysowana pociągnięciem ołówka wzdłuż mapy świata”, jak to określi jeden z jemu współczesnych – które wydawały się tak pewne, gdy w XIX wieku używano ich do podziału Afryki, wyglądały arogancko w odniesieniu do Imperium Osmańskiego w wieku XX. To właśnie marność ich prawa do przerysowania politycznej mapy Bliskiego Wschodu wyjaśnia, dlaczego w tamtej chwili Brytyjczycy musieli wykorzystać zobowiązanie wobec bezpaństwowców, aby zamaskować swoją determinację do przejęcia Palestyny. Kiedy Francuzi zdali sobie sprawę z rozmiaru arabskiego sprzeciwu wobec ich władzy, szybko poszli za ich przykładem, odłączając Liban w rzekomym szacunku dla życzeń tamtejszej wspólnoty chrześcijańskiej.

Sponsorowanie Żydów w Palestynie przez Wielką Brytanię oraz faworyzowanie chrześcijan w Libanie przez Francję stanowiło rodzaj polityki, która miała na celu wzmocnienie ich pozycji w regionie poprzez zdobycie wdzięczności ze strony obu mniejszości. Była ona jednak nietrwała. Za to oba mocarstwa silnie zantagonizowały, z nieodwracalnymi konsekwencjami tych działań, w przeważającym stopniu muzułmańską populację obu krajów, a także innych regionów. Wraz z rosnącym brakiem popularności Francuzów i Brytyjczyków oba mocarstwa zostały przymuszone do zawierania sojuszy, które jeszcze bardziej spolaryzowały Arabów i Żydów, muzułmanów i chrześcijan. (…).

Do czasów II wojny światowej Brytyjczycy niechętnie akceptowali obecność Francuzów jako coś, co ich ambasador w Kairze, lord Killearn, określił jako „niepotrzebne zło, które musimy jak najlepiej wykorzystać”. O ile dalsza wojna z Niemcami wydawała się możliwa, wówczas prawdopodobna, a ostatecznie nieunikniona, o tyle ważniejsze były stosunki Wielkiej Brytanii z Francją metropolitalną. „Oczywistym faktem było to, że obecność Francuzów w państwach Lewantu była wieczną przyczyną irytacji, która zakłócała brytyjską politykę na Bliskim Wschodzie – przyznał Killearn – ale zawsze zdawałem sobie sprawę z tego, że powinniśmy dostosować się i dostosować naszą lokalną politykę do potrzeb naszych wyższych interesów w odniesieniu do Francji metropolitalnej, która była naszym sąsiadem po drugiej stronie Kanału”.

Upadek Francji w roku 1940 zniszczył założenie, na którym oparta była ta polityka – że Francja będzie kluczowym sojusznikiem w walce z Niemcami. Powstała w ten sposób próżnia dała brytyjskim urzędnikom możliwość naciskania na niepodległość Libanu i Syrii, aby zapewnić Arabom reprezentatywny rząd, którego nadal nie mieli ochoty zapewniać w Palestynie. Wysiłki, które miały odwrócić uwagę, działały tylko przez krótką chwilę, lecz ostatecznie ich konsekwencje okazały się odwrotne do zamierzonych. Obserwatorzy natychmiast zauważyli, że niepodległość Syrii oraz Libanu stanowiła precedens w krajach leżących bezpośrednio na południu, i niedługo potem wypędzono również Brytyjczyków.

Fragment książki Jamesa Barra „Linia na piasku. Konflikt, który ukształtował Bliski Wschód”, przeł. Tamara Woińska, która ukaże się za tydzień nakładem wydawnictwa Prześwity, Warszawa 2024

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

James Barr pracował dla „Daily Telegraph” oraz w londyńskim City, podróżował po Bliskim Wschodzie. Pełnił funkcję profesora wizytującego w St Antony’s College w Oksfordzie.

Kiedy późną porą 6 listopada 1949 r. do drzwi W.F. Stirlinga zapukało trzech Arabów, którzy zażądali rozmowy, gospodarz nie miał zbyt wielkiej ochoty na spotkanie. Był niedzielny wieczór, wizyta niespodziewana, a Stirling z żoną Marygold gościli właśnie dwie osoby.

69-letni pułkownik Stirling, były oficer łącznikowy w syryjskim rządzie, a obecnie korespondent „The Times” w Damaszku, powinien był zaufać instynktowi. Miał jednak tendencję do życia ponad stan i wiecznie brakowało mu pieniędzy. Nie mógł sobie pozwolić, aby sensacyjny temat przeszedł mu koło nosa, ponieważ „The Times” zwolnił jego poprzednika za brak dobrych historii. Z osobistego doświadczenia, sięgającego 30 lat wstecz, do euforycznego październikowego dnia, kiedy razem z Lawrence’em z Arabii dotarli do Damaszku, wiedział, jak nieprzewidywalna potrafi być Syria.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich