Donald Trump u doktora Frankensteina

„Wybraniec” opowiada o kuszeniu młodego Donalda Trumpa przez demonicznego Roya Cohna. Niewiele wnosi do zrozumienia skomplikowanej natury 45. prezydenta USA, ale sporo mówi o Cohnie. Dlaczego ten nieżyjący od blisko czterech dekad prawnik tak bardzo przeraża amerykańskich liberałów?

Publikacja: 18.10.2024 13:30

Donald Trump u doktora Frankensteina

Foto: M2Films

W sztuce „Anioły w Ameryce” Tony’ego Kushnera umierający na AIDS Roy Cohn jest nękany przez ducha Ethel Rosenberg, do której śmierci na krześle elektrycznym znacząco się przyczynił. Zjawa skazanej za szpiegostwo na rzecz Związku Sowieckiego komunistki informuje go na łożu śmierci, iż wykreślono go z listy członków palestry. Był to kołek osinowy wbity w serce „wampira”, ostateczny cios powalający demiurga. W „Wybrańcu” Alego Abbasiego wszechmocny Cohn również zostaje wewnętrznie złamany i umiera pogrążony w rozpaczy. Pokonuje go jednak nie jego ofiara, ale własny twór i niemal syn – Donald Trump.

Tytuł „Wybraniec” („The Apprentice”, dosłownie – praktykant) nawiązuje do reality show w telewizji NBC (2004–2017), dzięki któremu gwiazda Trumpa rozbłysła jak nigdy wcześniej. To w nim przyszły prezydent recenzował i szkolił amatorów do walki o miliony w biznesie. W filmie Abbasiego to jednak sam Trump jest przedmiotem.

„The Apprentice” to pierwsza filmowa biografia (nie parodia) milionera, którą na dodatek wyreżyserował Irańczyk, co w kontekście pamiętnego dekretu prezydenta Trumpa z 2017 r. o niewpuszczaniu do USA obywateli m.in. Iranu jest perwersyjnym krokiem producentów. Szczególnie w połączeniu ze scenariuszem Gabriela Shermana, który w serialu „Na cały głos” rozliczał inną ikonę amerykańskiej prawicy – Rogera Ailesa stojącego za potęgą medialną Fox News.

Czytaj więcej

„Ministerstwo niebezpiecznych drani”: Dobrze znani dranie

Dlaczego prawnicy Donalda Trumpa próbowali utrudnić dystrybucję „Wybrańca”? 

Wybraniec” nie jest klasyczną biografią bogatego synalka wchodzącego na kolejne szczeble drabiny bogactwa i władzy. Trump nie jest zresztą typowym dziedzicem fortuny z nowojorskiej elity. Jego rodzina była na Manhattanie uważana za pariasa, pochodzili oni z dzielnicy Queens. Właśnie odrzucenie przez nowojorski establishment spowodowało, że Trump nauczył się budować nić porozumienia z ludem. To, że na multimilionera głosuje dziś klasa robotnicza z Appalachów, nie wynika tylko ze zmian społecznych w USA, ale również z faktu, że Trump zawsze wolał się pojawiać publicznie w McDonaldzie niż w drogich restauracjach.

Prawnicy Trumpa po pierwszych pokazach filmu na festiwalu w Cannes próbowali utrudnić jego dystrybucję w Stanach Zjednoczonych, zarzucając twórcom liczne przekłamania. „Wybraniec” zawiera m.in. scenę, w której Donald Trump (Sebastian Stan) gwałci swoją pierwszą żonę Ivanę Zelníčkovą (Maria Bakalova). Ivana podczas sprawy rozwodowej w 1990 r. rzeczywiście takie oskarżenie postawiła, ale potem je odwołała. Trumpa musiały też rozwścieczyć sugestie, że zażywał tabletki z amfetaminą na schudnięcie, a także przeszedł liposukcję i operację plastyczną mającą uchronić go przed łysieniem. Nie jest tajemnicą, że jego piętą achillesową jest wizerunek maczo, który od początku kariery pieczołowicie buduje.

Jądrem tej opowieści jest „wodzenie na pokuszenie”. Kusicielem jest demoniczny prawnik Roy Cohn (znany z „Sukcesji” Jeremy Strong), którego nazwisko pierwszy raz wypłynęło szerzej podczas sprawy małżeństwa Ethel i Juliana Rosenbergów, straconych w 1953 r. za szpiegostwo. Cohn działał również przy senatorze Josephie McCarthym, co pozwoliło mu potem zbudować legendę antykomunisty i konserwatysty. To zaś przełożyło się na jego nieprawdopodobnie silne wpływy podczas rządów republikanów Nixona i Reagana. Tylko że w życiu prywatnym Cohn żadnym konserwatystą nie był. Ten rozwiązły homoseksualista uwielbiał bawić się (razem z Trumpem) w nowojorskim Klubie 54, a także był organizatorem seksualno-kokainowych orgii w swojej nowojorskiej kamienicy. Jedną z nich obrazowo nam Abbasi pokazuje. Te rozrywki nie przeszkadzały Cohnowi zaciekle walczyć ze środowiskami LGBT i bronić tradycyjnego modelu rodziny. Jak widać, w swoim życiu uczynił z hipokryzji sztukę. Zresztą Tony Kushner, który za wspomniane „Anioły w Ameryce” dostał Pulitzera oraz Tony Award, nie ukrywa, że on sam właśnie jako Żyd i homoseksualista bardzo chciał zrozumieć cyniczne postępowanie swojego bohatera i w tym celu napisał o nim sztukę. Twórcy „Wybrańca” chcą natomiast zrozumieć cynizm Trumpa i pokazać, co legło u jego fundamentów.

Trzy zasady na całe życie. Czego prawnik Roy Cohn nauczył Donalda Trumpa

W filmie poznajemy Donalda pod koniec lat 70., gdy był znany jeszcze wyłącznie jako syn dewelopera Freda Trumpa (Martin Donovan). „Donnie” jest jeszcze nieopierzony i naiwny, marzy jednak, by przebić surowego i zimnego ojca. Brak w nim późniejszej buty i aroganckiej pewności siebie, ma za to wiele ogłady i pokory, co widać, gdy poznaje na imprezie osławionego Roya Cohna. Prawnik bryluje w otoczeniu bossów nowojorskiej mafii Carmine’a Galante i „Grubego” Tony’ego Salerno. Nie jest tajemnicą, że to właśnie ci dwaj „ludzie honoru”, którzy kontrolowali wówczas w Nowym Jorku związki zawodowe i produkcję cementu, pomogli w budowie Trump Tower.

Pierwsza część filmu jest ułożona według schematu z „Adwokata diabła” (1997) Taylora Hackforda, gdzie szatan wprowadzał młodego prawnika w nowojorską dżunglę. Cohn bardzo szybko uczy swojego tytułowego wybrańca trzech zasad, które szczególnie dobrze poznaliśmy podczas jego urzędowania. Po pierwsze – atakuj, atakuj, atakuj. Po drugie – nie przyznawaj się do niczego i zaprzeczaj wszystkiemu. Po trzecie – zawsze ogłaszaj wygraną i nigdy nie przyznawaj się do porażki. Szturm zwolenników Trumpa na Kapitol 6 stycznia 2021 r. po przegranych przez niego wyborach był emanacją tych przykazań.

Czytaj więcej

Żywcem pogrzebany Kevin Spacey

Sebastian Stan dobrze wypada w roli Trumpa, ale siłą „Wybrańca” jest kreacja Marka Stronga. Jego Roy Cohn jest jak gad i łotr z Szekspira 

W kolejnych aktach „Wybrańca” oglądamy, jak Trump wprowadza te zasady w życiu zawodowym i prywatnym. Po świetnej pierwszej połowie „Wybraniec” traci jednak sporo pary, przelatując przez kolejne etapy działalności milionera, które w spłycony sposób mają pokazać jego fascynację prawami turbokapitalizmu ery reaganowskiej. Abbasi i Sherman zbyt szybko przeskakują od rodzącego się zła do wizerunku potwora. A gdzie środkowy akt i rozwój postaci?

Niemniej Sebastian Stan wypada dobrze w roli Trumpa. Nie parodiuje go, a jednocześnie potrafi odtworzyć jego manieryzmy oraz specyficzny język. Siłą „Wybrańca” jest jednak przede wszystkim kreacja Marka Stronga, który stworzył zupełnie inną rolę niż Al Pacino w telewizyjnej adaptacji „Aniołów w Ameryce” (2003) czy James Woods w „Obywatelu Cohnie” (1992). Aktor ten znany jest ze stosowania metody Konstantina Stanisławskiego i przejął specyficzny sposób poruszania się oraz oślizgłą mimikę Roya Cohna. Upodabnia go to do gada i wydobywa szekspirowskiego łotra. Cohn szczerze nienawidził komunizmu i kochał na swój sposób Stany Zjednoczone. Uważał przy tym, że Ameryka jest jego klientem, a on dla jej dobra może naginać zasady. „Tylko tak uratujemy demokrację przed komunistyczną tyranią” – mówi na ekranie. Ileż to razy słyszeliśmy o tych wszystkich rzeczach, które można poświęcić dla walki o demokrację. Jego szloch na widok tortu w kolorze amerykańskiej flagi, który sprezentował mu jego wychowanek w posiadłości Mar-a-Lago na Florydzie, mówi nam wszystko o tym duecie, doktorze Frankensteinie, którego zatrważa jego własne monstrum. To znakomita scena, która powinna dać do myślenia każdemu, kto uważa, że bezwzględny biznesmen Donald Trump nie jest w stanie sprzedać najlepszego przyjaciela w imię interesów. On akurat Ameryki nie traktuje jak najważniejszego klienta. Raczej jak swoją zdobycz.

W sztuce „Anioły w Ameryce” Tony’ego Kushnera umierający na AIDS Roy Cohn jest nękany przez ducha Ethel Rosenberg, do której śmierci na krześle elektrycznym znacząco się przyczynił. Zjawa skazanej za szpiegostwo na rzecz Związku Sowieckiego komunistki informuje go na łożu śmierci, iż wykreślono go z listy członków palestry. Był to kołek osinowy wbity w serce „wampira”, ostateczny cios powalający demiurga. W „Wybrańcu” Alego Abbasiego wszechmocny Cohn również zostaje wewnętrznie złamany i umiera pogrążony w rozpaczy. Pokonuje go jednak nie jego ofiara, ale własny twór i niemal syn – Donald Trump.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich