Fawzia Koofi: Świat talibów jest prosty – albo jesteś z nami, albo trzeba cię zabić

Protesty kobiet w Afganistanie trwają, chociaż przybierają inną niż do niedawna formę. Udział w tajnym nauczaniu też jest formą protestu. Praca, gdy jest zakazana, a ty ją nadal wykonujesz, to też forma sprzeciwu - mówi Fawzia Koofi, była wiceprzewodnicząca afgańskiego Zgromadzenia Narodowego, działaczka emigracyjna.

Publikacja: 04.10.2024 17:00

Od kiedy w sierpniu 2021 r. talibowie zajęli jej ojczyznę, Fawzia Koofi jest ciągle w drodze. – Przy

Od kiedy w sierpniu 2021 r. talibowie zajęli jej ojczyznę, Fawzia Koofi jest ciągle w drodze. – Przypominam całemu światu o tym, czego doświadczają moje siostry w Afganistanie – mówi (na zdjęciu podczas konferencji Santander WomenNOW w Madrycie w 2022 r.)

Foto: Alejandro Martinez Velez/Europa Press via Getty Images

Plus Minus: „Nigdzie” – tak pani określa na profilach w mediach społecznościowych swoje miejsce pobytu. Jak mamy to rozumieć?

Gdy człowiek nie jest w swoim kraju, nie ma tego poczucia spokoju i ugruntowania, które tylko w ojczyźnie jest możliwe. Od ponad trzech lat, od pamiętnego sierpnia 2021 r., gdy talibowie zajęli Afganistan, jestem nigdzie. Większość czasu spędzam w samolotach. Przypominam całemu światu o tym, czego doświadczają moje siostry w Afganistanie.

Jestem nigdzie także ze względów bezpieczeństwa. Po ostatnim ataku (2021) uświadomiłam sobie, że właściwie przez całe swoje dorosłe życie jestem celem swoich przeciwników, którzy nieraz pokazali, że nie cofną się przed niczym.

W grudniu 2021 r. napisała pani w mediach społecznościowych: „Moje postanowienie noworoczne to odzyskać mój kraj”. Czy coś jeszcze z tego postanowienia zostało? Kobiety, połowa populacji (powyżej 12. roku życia), nie mają dostępu do edukacji i pracy, nie mają prawa mówić ani nawet patrzeć przed siebie – muszą patrzeć w dół. Kobieta nie może zatrzymać taksówki – nawet jeśli ma na to pieniądze – żeby zawieźć dziecko do szpitala. Chyba niewiele więcej można zakazać – bo wszystko jest właściwie zakazane.

Najważniejsze, że się nie poddałyśmy. Wtedy byłyśmy rozproszone po świecie – w różnych obozach dla uchodźców, w różnych pokojach hotelowych. Nie wiedziałyśmy, co robić. Teraz jesteśmy tu pod jednym dachem. Ponad 150 afgańskich kobiet – zarówno z kraju, jak i z diaspory. Jesteśmy tu jako uczestniczki pierwszego szczytu kobiet afgańskich („All Afghan Women Summit” w Tiranie odbył się od 11 do 13 września 2024 r. – red.), aby wypracować wspólne stanowisko. Są tu organizatorki ubiegłorocznych protestów ulicznych. Niektóre z nich zostały przez talibów uwięzione. Są tu kobiety, które w podróży spędziły trzy doby. Były wypraszane z samolotów, chociaż miały karty pokładowe, wizy i zaproszenia. Wypraszane z samolotów tylko dlatego, że są Afgankami. To, że jesteśmy tu razem, to jest krok do przodu. Tym bardziej jest to ważne teraz, gdy świat naprawdę o nas zapomniał.

Afganistan nie potrzebuje kolejnej wojny

Polityczne rozwiązanie dla Afganistanu nadal jest postrzegane jako możliwe?

To nasz cel. Afganistan nie potrzebuje kolejnej wojny. Po to tu jesteśmy – żeby po raz pierwszy wypracować wspólne stanowisko. Zacząć mówić jednym głosem. I wokół tego gromadzić także inne siły opozycyjne. Szukanie politycznego rozwiązania jest też zaleceniem ONZ, która wyznaczyła swojego specjalnego wysłannika do spraw Afganistanu. Wysłannik ten, Richard Bennett, nie może jednak teraz wjechać do Afganistanu.

Ponad rok temu obserwowaliśmy uliczne protesty afgańskich kobiet. Podziwialiśmy ich odwagę. Dzisiaj nie ma już protestów.

Trwają nadal, chociaż przybierają inną formę. Wiele grup kobiet regularnie protestuje w sieci. Branie udziału w tajnym nauczaniu też jest formą protestu. Praca, gdy jest zakazana, a ty ją nadal wykonujesz, to również forma sprzeciwu.

Dlaczego na ubiegłorocznych protestach nie było mężczyzn?

Też zadaję sobie to pytanie. Nie zapominajmy jednak, że talibowie są niezwykle brutalni i w tej chwili nie odpowiadają przed nikim. Przypadkowy talib na ulicy może w jednej chwili być twoim prokuratorem, sędzią i katem. Zginąć jest bardzo łatwo. Ludzie zdają sobie z tego sprawę. Co się stanie z moimi dziećmi, jeśli ja zginę podczas protestu czy przypadkowo na ulicy? Sprawca nie zostanie ukarany. Moje dzieci czy moja schorowana matka zostaną bez żadnej opieki.

Przez ostatnie trzy lata talibowie sprawili, że myśli większości Afgańczyków w kraju ograniczyły się do tego, jak zapewnić rodzinie jeden posiłek dziennie. A właściwie nie posiłek, tylko chleb. Ubóstwo jest niewyobrażalne dla większości z was. Ale tak to jest, gdy połowa populacji nie ma dostępu do pracy. Ludzie są psychicznie i fizycznie wykończeni. Trudy dnia powszedniego pochłaniają całą energię. Nie tylko fizyczną. Budzisz się rano, patrzysz na ściany i sufit swojego pokoju. W nocy nie śpisz i patrzysz w ciemnościach na to samo. Nie ma żadnego wsparcia psychologicznego – tego, co macie w swoich krajach. Ja wiem, co znaczy takie, niemalże z dnia na dzień, zamknięcie w domu. Doświadczyłam tego, gdy talibowie pierwszy raz opanowali Afganistan (w latach 1996–2001 – red.).

Jeśli dążycie do pokojowego rozwiązania, to kim miałyby być strony ewentualnego porozumienia?

Wokół stanowiska, jakie wypracowujemy, chcemy gromadzić jak najwięcej sił opozycyjnych w Afganistanie. W tej chwili to kobiety są trzonem protestów. Nie ma żadnych innych liczących się inicjatyw. To właśnie takie działania jak nasze szeroko rozumiany Zachód powinien wspierać.

Nikt nie mówi, że będzie łatwo i szybko. Talibowie nie uznają żadnej formy demokracji czy wyborów. Oczywiście, gdyby teraz odbyły się w Afganistanie wybory, talibowie przegraliby z kretesem. Ale wybory się nie odbędą. Talibowie wierzą bowiem, że w myśl swojej wypaczonej wersji islamu tylko oni mają prawo decydować i rządzić. Decydować o wszystkim. Ich najnowszy dokument dotyczący propagowania cnót i zapobiegania występkom (35 artykułów na 114 stronach) zakazuje kobietom praktycznie wszystkiego. Tymczasem kobiety to połowa populacji. One nie są w próżni. Zakazy ich dotyczące mają wpływ na życie wszystkich w Afganistanie. Jeśli lekarka, nauczycielka, fryzjerka czy kosmetyczka traci prawo do pracy i wychodzenia z domu, cierpi cała rodzina, bo z dnia na dzień znika źródło dochodu. Musimy dążyć do jedności i wypracowania wspólnego stanowiska. Tylko wtedy talibowie zrozumieją, że jest siła, z którą trzeba się liczyć.

Afganistan to bogactwo języków i kultur. Niby dwa – dari i paszto – to oficjalne języki, ale w użyciu jest znacznie więcej. Ponad 40 tych najważniejszych. Mamy zróżnicowanie etniczne i społeczne. Wykształconą kobietę z Kabulu czy Heratu dzieli przepaść od niepiśmiennej mieszkanki wioski, trzeciej czy czwartej żony również niepiśmiennego męża. Jak chcecie wypracować jedność?

Dziś prześladowania dotykają nas wszystkich. To prawda, niektórych bardziej. Hazarowie zawsze byli prześladowani przez talibów. Są szyitami – i to dodatkowy powód, aby ich prześladować. Świat talibów jest prosty – albo jesteś z nami, albo trzeba cię zabić.

Czasem spotykamy w mediach opinie, że może i talibowie wprowadzają drakońskie prawa, ale Afganistan stał się za ich rządów bardziej bezpieczny. Jest pani w stałym kontakcie ze swoimi rodakami i rodaczkami w kraju. Podzielają tę opinię?

To, że nie ma regularnych nalotów czy bitew, nie znaczy, że jest bezpiecznie. Brak wojny nie oznacza automatycznie bezpieczeństwa. Możesz się czuć bezpiecznie, gdy ministrem spraw wewnętrznych jest człowiek, który przez lata szkolił zamachowców-samobójców? Gdy w tym ministerstwie jest specjalna komórka do spraw zamachów samobójczych? Do tego się nadal zachęca. Talibscy oficjele spotykają się z rodzinami zamachowców-samobójców i zachęcają innych do pójścia w ich ślady. To jest bezpieczeństwo?

Każdego dnia nad ranem mogą do twojego domu wpaść zamaskowani, uzbrojeni ludzie – rzekomo w poszukiwaniu broni. Jeśli rzeczywiście coś znajdą, to następnym razem naprawdę nie będzie już jak się bronić. Jak ma się czuć Afganka, gdy kilkunastu brodatych mężczyzn z wypiekami na twarzy przegląda jej szuflady z bielizną? Jak ma się czuć Afgańczyk, który nie ma jak bronić swojej matki, żony i sióstr? To jest bezpieczeństwo? Nie ma dnia bez informacji o atakach czy egzekucjach. W biały dzień. Giną nie tylko ludzie, którzy pracowali w policji czy wojsku. Do nauczyciela podchodzi talib i strzela. Odchodzi, jak gdyby nigdy nic. Przecież nic się nie stało. Kolbą karabinu może bić kobietę po głowie, bo niewystarczająco w dół skierowała wzrok. Jeśli kobieta nie patrzy w dół, to może prowokować swoim zachowaniem do występków. On za to nie odpowie. Ona może pozostać trwale okaleczona.

Za to Afganistan teraz jest bezpieczną przystanią dla terrorystów wszelkiej maści. Ponad 20 takich grup działa teraz w Afganistanie, Pakistanie oraz krajach Azji Środkowej. Ale to w Afganistanie czują się szczególnie bezpiecznie. Sukces talibów sprzed trzech lat to inspiracja dla wielu ugrupowań terrorystycznych nie tylko w regionie. Skoro im się udało, jeśli pójdziemy w ich ślady, to też mamy szansę – tak myśli wielu w Boko Haram (Nigeria) czy Al-Szabab (Somalia).

Coraz więcej krajów decyduje się na przekazanie talibom afgańskich placówek dyplomatycznych.

Przekazanie placówki talibom oznacza dostęp do wszystkich danych, jakimi ona dysponowała. Dla przykładu – w połowie sierpnia 2021 r. do Polski ewakuowano około tysiąca Afgańczyków i Afganek, którym groziło bezpośrednie niebezpieczeństwo, bo pracowali dla sił koalicyjnych, dla wojska. Byli tłumaczami. Pośredniczyli w kontaktach. Przekazanie ich danych talibom byłoby powtórnym wyrokiem śmierci.

Czytaj więcej

Jemen. Przeżyć kolejny dzień i nakarmić dzieci

Świat o Afganistanie zapomniał

Co chciałaby pani przekazać rządom państw zachodnich, które stoją w przededniu takich decyzji? Talibowie oświadczyli niedawno, że wizy i wszelkie dokumenty wydawane przez afgańskie placówki w 14 krajach zachodnich – w tym w Polsce – nie będą przez nich honorowane. Polacy mogą się ubiegać o afgańskie wizy na przykład w Hiszpanii czy konsulacie w Monachium.

Świat o Afganistanie zapomniał. Nie chcecie myśleć o naszym bezpieczeństwie, to pomyślcie o własnym. Przyjedzie nowy talibski attaché prasowy czy kulturalny. Naprawdę wierzycie, że zdołacie prześwietlić człowieka tak, żeby było bezpiecznie? Naprawdę chcecie szeroko otworzyć drzwi dla ludzi, którzy będą dla was realnym zagrożeniem? Siatki terrorystyczne tworzone przez lata z łatwością przeniosą się do was. Naprawdę wierzycie, że zdołacie sprawdzić, że to syn dyplomaty, a nie zamachowiec samobójca gotowy do wypełnienia swojej misji?

To jest normalny ludzki odruch. Nikt nie chce kłopotów. Myślicie – Islamska Republika Afganistanu już nie istnieje (talibowie utworzyli Islamski Emirat Afganistanu – red.), trzeba się pogodzić z rzeczywistością, pozbyć się problemu. Ale to bardzo krótkowzroczna perspektywa. Wpuszczając do kraju talibów, możecie sprowadzić do siebie problemy na lata i całe dekady. Nowi talibscy „dyplomaci” wcale nie muszą wyglądem przypominać swoich pobratymców z Afganistanu. Mogą być elegancko ubrani, mieć schludnie przystrzyżone brody.

Wierzy pani, że jednak to przekazywanie ambasad talibom nie stanie się procesem na skalę światową. Jeśli jednak kolejne kraje tak postąpią, co stanie się z afgańskimi dyplomatami?

Z dnia na dzień zawisną w otchłani. Nie będą obywatelami Islamskiej Republiki Afganistanu, bo ta już nie istnieje. Nawet jeśli sami przedłużą swoje paszporty, w Afganistanie nie będą one honorowane. A i tak czekałaby ich tam egzekucja. Z dnia na dzień – nie są dyplomatami, nie są obywatelami Afganistanu, nie są uchodźcami. Co z ich dziećmi? Kto i gdzie przyjmie je do szkoły? Kto im zapewni ubezpieczenie zdrowotne i dostęp do – choćby elementarnej – ochrony zdrowia? Afgańscy dyplomaci pracowali przez ponad trzy lata bez żadnego wsparcia ze strony państwa – bo ich państwo zostało przejęte przez talibów. Były niewielkie dochody z działalności konsularnej, ale sami musieli się utrzymać. I najczęściej po prostu wykorzystywali swoje oszczędności lub korzystali z pomocy rodziny. Tak było w krajach – Polska jest tu dobrym przykładem – gdzie nie ma milionowej afgańskiej diaspory, która placówkę dyplomatyczną mogłaby wesprzeć.

Afgańskie placówki dyplomatyczne w rękach talibów to będą nie tylko ich centra wywiadowcze, ale także ośrodki prania pieniędzy. Talibowie czerpią ogromne dochody z produkcji narkotyków. Jako „dyplomaci” będą mogli z łatwością przesyłać ogromne kwoty na Zachód i będzie im znacznie łatwiej finansować operacje terrorystyczne. Te podwójne standardy okazywane teraz przez tzw. wolny, zachodni świat nie przestają mnie zdumiewać. Można mówić o przywiązaniu do demokracji, praw człowieka i jednocześnie przekazywać placówki dyplomatyczne ludziom, którzy są zaprzeczeniem takich wartości. Wciąż wierzę jednak, że przyjdzie refleksja i kolejne ambasady nie zostaną przekazane.

Zachód to jedno. Dlaczego potężne kraje muzułmańskie nie reagują na drakońskie prawa wprowadzane przez talibów? Często pani podkreśla, że edukacja to nie tylko prawo, ale i obowiązek muzułmanów i muzułmanek.

Podczas ramadanu odwiedziłam kilka wpływowych muzułmańskich krajów. Prosiłam, aby nasza konferencja mogła się tam odbyć. Wszędzie usłyszałam wiele miłych słów wsparcia i tę samą odpowiedź: „to nie pora”, „to bardzo dobry pomysł, ale nie teraz”. Bardzo brakuje jasnego sprzeciwu wobec wypaczania naszej religii. Talibowie spychają Afganistan w mroki czasów przedislamskich. Wpływowe muzułmańskie kraje mogłyby zwrócić się do nich, aby pokazali na gruncie religijnym uzasadnienie tego, co robią dziś w Afganistanie. Taka wyraźna konfrontacja mogłaby wiele zmienić. Wciąż na to czekam i będę o to zabiegać.

Wiemy, jak bardzo potrzebna jest pomoc humanitarna w Afganistanie. Co tydzień do opanowanego przez talibów banku centralnego wpływa 40 mln dol. pomocy międzynarodowej, którą zawiaduje ONZ. Czy nie byłoby lepiej przekazywać środki bezpośrednio do organizacji pomocowych?

Zdecydowanie tak. Talibowie wydają ogromne sumy na swoje służby i wywiad. Pomoc trafia nie do najbardziej potrzebujących, ale do tych, którzy okazują lojalność wobec reżimu. W dzisiejszym cyfrowym świecie naprawdę łatwo jest dotrzeć do organizacji pomocowych i wesprzeć je bezpośrednio. Dotrzeć do organizacji prowadzonych przez kobiety. Oficjalnie jest to zabronione, ale są kobiety, które działają i zapewniają regularne wsparcie swoim rodaczkom.

Organizacja, której jestem wolontariuszką, właśnie w taki sposób finansuje lekcje języka angielskiego w jednym z kabulskich sierocińców. 20 dziewcząt ma lekcje języka angielskiego trzy razy w tygodniu, a nauczycielka – regularne źródło dochodu. To 120 dol. miesięcznie. Co jakiś czas kupujemy też nowe podręczniki i zeszyty.

Oczywiście, łatwiej jest zrobić jeden przelew i zapomnieć o sprawie na miesiąc. Odrobina wysiłku i naprawdę można dotrzeć z pomocą do najbardziej potrzebujących. Jest internet, są telefony komórkowe, są media społecznościowe. Można nie tylko dokumentować zbrodnie, ale też szukać pomocy, kontaktów czy informacji. To znacznie lepsze niż comiesięczne wzbogacanie talibów. Inwestycja w edukację dziewcząt i kobiet to najlepsze, co można teraz zrobić. Bardzo do tego zachęcam.

Fawzia Koofi

Była wiceprzewodnicząca parlamentu afgańskiego. To najwyższe stanowisko zajmowane dotychczas przez Afgankę. Od 2015 r. poza krajem – zabiega o wsparcie dla swoich rodaków i rodaczek. Autorka „Listów do moich córek”, Warszawa 2011; współautorka (razem z Nadene Ghouri) „The Favored Daughter”, Nowy Jork 2012.

Beata Błaszczyk

Założycielka stowarzyszenia Szkoły dla Pokoju.

Plus Minus: „Nigdzie” – tak pani określa na profilach w mediach społecznościowych swoje miejsce pobytu. Jak mamy to rozumieć?

Gdy człowiek nie jest w swoim kraju, nie ma tego poczucia spokoju i ugruntowania, które tylko w ojczyźnie jest możliwe. Od ponad trzech lat, od pamiętnego sierpnia 2021 r., gdy talibowie zajęli Afganistan, jestem nigdzie. Większość czasu spędzam w samolotach. Przypominam całemu światu o tym, czego doświadczają moje siostry w Afganistanie.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku
Plus Minus
„Pić czy nie pić? Co nauka mówi o wpływie alkoholu na zdrowie”: 73 dni z alkoholem