Niewielu rzeczom ufam równie bezgranicznie co wyborom sercowym małych dziewczynek. A proszę ich zapytać, tak szczerze, teraz, kiedy są dorosłe i wreszcie mogą się przyznać, kto naprawdę był „tym pierwszym”. Idę o zakład, że na dziesięć przypadków średnio trzy do sześciu razy odpowiedzią będzie „Włóczykij”. Kiedy mają pięć lat, zakochują się w tajemniczym, milczącym samotniku z Doliny Muminków. Kiedy piętnaście – w podmiocie lirycznym z piosenki „Z nim będziesz szczęśliwsza” – wiecie państwo, tym, co to włóczęga, niespokojny duch i z nim to można tylko pójść na wrzosowisko i zapomnieć wszystko. A gdy kończą dwadzieścia pięć – nieudolnie parafrazując Agnieszkę Osiecką – wychodzą za mąż za mężów.
Wiem, że dzieje się mnóstwo dużo ważniejszych rzeczy, domagających się natychmiastowego komentarza i zajęcia niecierpiącego sprzeciwu stanowiska, ale proszę mi wybaczyć. Jest wrzesień, a do tego deszczowy wtorek – jeden z tych, które niechybnie przychodzą po niedzielach. I nie potrafię zająć stanowiska w żadnej innej kwestii niż niecierpiąca zwłoki sprawa Włóczykija. Trzeba się spieszyć, bo kto wie, kiedy w tym roku wyruszy na południe – czy zaczeka aż do listopada? Każdy jesienny deszcz może być w jego przypadku tym ostatnim, wygrywać na liściach melodię pożegnalną dla samotnego wędrowca. I ani się obejrzymy, a zostanie po nim tylko odciśnięty na trawie ślad po namiocie i wygasłe palenisko.
Czytaj więcej
Świętość jest chorobą, której objawy należy pogłębić. Kalectwem, doskonalonym z pasją. Powiewem błazeństwa, popisem niezdarności.
Zaufanie to nie wszystko. Pierwsze poruszenia dziecięcego serca to źródło bezcennej wiedzy. Tym cenniejszej, że ulatniającej się z wiekiem – coś jak senne marzenie, wyciekające błyskawicznie ze świadomości chwilę po przebudzeniu. Przebłysk rzeczywistości tak bardzo różnej od tego, co zwykliśmy nazywać „prawdziwym życiem”, że jeśli nie zostanie szybko zapisana na leżącej obok łóżka kartce papieru, to wysypie się jak piasek z pękniętej klepsydry. Bo jak długo, ile lat, pozwalamy im żyć tym naprawdę – w którym momencie zaczynamy w zamian za to tyranizować ideologią TakWidaćMusiByć czy TakieJużJestŻycie.