Ogolony niemal na łyso mężczyzna jest blady i zmęczony, ale uśmiechnięty. Tak na ujęciach nagranych przez Federalną Służbę Bezpieczeństwa (FSB) wyglądał Evan Gershkovich siedzący na pokładzie rosyjskiego samolotu, który zabrał go do Turcji, skąd potem trafił do domu. Na wojskowym lotnisku w stanie Maryland czekali 1 sierpnia prezydent Joe Biden i wiceprezydent Kamala Harris. Wychudzony korespondent „Wall Street Journal” po zejściu ze schodów samolotu kilkukrotnie wyściskał prezydenta i wymienił z nim parę zdań. Chwilę później z radości na szyję rzuciła mu się matka, która niemal go przewróciła.
Kilka dni później dziennikarza owacjami i oklaskami powitała niemal cała redakcja „WSJ”. Ta radość jest zrozumiała. Po ponad 400 dniach od aresztowania, obwożenia po salach sądowych i skazaniu na 16 lat zamknięcia w kolonii karnej Gershkovich był wreszcie wolny. Udało się go wymienić wraz z 15 innymi więźniami politycznymi na ośmiu rosyjskich agentów służb specjalnych, w największej takiej operacji od czasów zimnej wojny.
Jego historia pokazuje, co grozi dziennikarzom wciąż przebywającym w Rosji, niezależnie od narodowości i medium, dla jakiego pracują. Żaden z nich nie może już czuć się bezpiecznie.
Czytaj więcej
W obliczu wrogości ze strony Azerbejdżanu Erywań ma poważny dylemat bezpieczeństwa. Nie wierząc w pomoc Rosji, Ormianie odwracają się od niej i zbliżają do Zachodu. Pytanie tylko, czy ten jest w stanie udzielić im pomocy, jakiej oczekują.
Aktualnie dziennikarzom w Rosji jest ciężej niż w Związku Radzieckim
Kilka dni po tym, gdy Rosja rozpoczęła pełnoskalową inwazję na Ukrainę, rosyjskie MSZ zaprosiło na spotkanie korespondentów zagranicznych mediów. Jak pisze „New Yorker”, wielu z nich spodziewało się usłyszeć, że nowe prawo nakładające kary za „fałszywe informacje” o rosyjskiej armii będzie dotyczyło tylko miejscowych dziennikarzy, a obcokrajowcy będą traktowani inaczej. Dzień wcześniej Kreml postanowił m.in., że za używanie słowa „wojna” do opisywania ataku na Ukrainę grozić ma do 15 lat więzienia. Na uczestników spotkania zamiast słów uspokojenia czekała reprymenda od Marii Zacharowej. Agresywna rzeczniczka MSZ zasugerowała, że jeśli jakiś dziennikarz uważa, że nie będzie w stanie przestrzegać nowych przepisów, już teraz powinien opuścić kraj. „Na Zachodzie, jeśli mężczyzna postanowi być kobietą, to oczekuje się, że ludzie będą go tak nazywać. My tutaj oczekujemy, by mówić o specjalnej operacji wojskowej” – podsumowała Zacharowa.