Podczas niedawnej wizyty w Polsce kanclerz Olaf Scholz miał ponoć zaproponować zasiłek finansowy dla żyjących jeszcze ofiar II wojny światowej. Ku zdziwieniu Niemców propozycja została przez stronę polską odrzucona. Zdziwienie to łatwo byłoby osłabić, dając kanclerzowi do ręki książkę Alexa Kaya „Imperium zniszczenia”, poświęconą zbrodniom niemieckim podczas wojny. Kay, historyk brytyjski, wykłada na Uniwersytecie Poczdamskim i specjalizuje się w historii hitlerowskich Niemiec, więc ze zdobyciem niemieckiego wydania nie byłoby chyba problemu.
Jest to dzieło porażające, gdyż w jednym tomie grupuje wiedzę o zbrodniach niemieckich na terenie Europy zdobytej przez Wehrmacht. Niemcy mordowali wszędzie, choć nie tak samo intensywnie: im bardziej na wschód, tym ich zaciekłość i okrucieństwo były większe. Łączną liczbę ich ofiar Kay szacuje na prawie 13 mln, w tym 5,8 mln Żydów i 3,3 mln sowieckich jeńców wojennych. Dalsze 2 mln stanowi ludność sowieckich miast, zamorzona głodem, a okrągły milion ludność cywilna wymordowana w ramach tzw. działań antypartyzanckich (z tego 185 tys. w Warszawie podczas powstania). W całej Europie postradało życie z rąk niemieckich 300 tys. kalek, chorych, pacjentów szpitali psychiatrycznych itp., 200 tys. stanowili Cyganie, a polską klasę rządzącą i inteligencję oszacowano na 100 tys.
„Imperium zniszczenia” jest książką informacyjną, widać, że zamiarem autora było skomprymowanie treści, aby zmieścić się wraz z przypisami w poręcznym tomie. Od tego jest jedno odstępstwo: w blokach tekstu naszpikowanego informacjami i liczbami Kay dopuszcza wstawki w postaci zeznań świadków, którzy przeżyli opisywaną gehennę. Czynił tak, aby suchy opis nie zamienił się w abstrakcję, a także by choć w minimalnym stopniu oddać głos ofiarom. Polskiemu czytelnikowi opisywanie zbrodni niemieckich w Grecji czy Serbii może wydać się egzotyczne, ale jest niezbędne „do kompletu”, a poza tym pokazuje straszną prawdę: wszędzie, gdzie zjawiali się Niemcy, natychmiast przybywało trupów. Tak jakby hitlerowcy za swoje naczelne zadanie uznali zmniejszenie liczebności rasy ludzkiej, zabijając przypadkowo i przeważnie niewinnych, jeśli o jakiejkolwiek winie można tu mówić.
Polskim sprawom Kay z konieczności poświęca wiele miejsca, bo też mordowanie niemieckie odbywało się na naszych ziemiach ze szczególną intensywnością i bezwzględnością. Opisy Auschwitz i innych obozów, mordowania jeńców, rzezi mieszkańców Warszawy, rozstrzeliwania Polaków przy byle okazji, a nawet i bez okazji, w ujęciu obcego autora sprawiają tym bardziej przygnębiające wrażenie. Została przytoczona historia rotmistrza Pileckiego, który dobrowolnie poszedł do Auschwitz i potem stamtąd uciekł, aby dać świadectwo. Nie ma natomiast rodziny Ulmów, rozstrzelanej za ukrywanie Żydów; Kay nie zauważa, że w Polsce za pomoc Żydom groziła utrata życia, co na zachodzie Europy nie obowiązywało.
Przy okazji Kay zastanawia się, co pchnęło Niemców do tak straszliwych zbrodni i to na taką skalę, i sugeruje, że było to poczucie pokrzywdzenia traktatem wersalskim po I wojnie światowej. Z pewnością Wersal odegrał tu rolę, lecz moim zdaniem Niemcy jako naród przystali na transakcję zaproponowaną przez Hitlera: mordujemy rzetelnie przez kilka lat, w zamian zyskamy tysiącletnią Rzeszę gwarantującą szczęście i do cholery Lebensraumu. Była to obietnica fałszywa, bo wnet okazało się, że mordować trzeba niezmordowanie (proszę mi wybaczyć ten wątpliwy aforyzm). Generalplan Ost przewidywał wszak wypędzenie do zachodniej Syberii 30 mln Słowian, w tym 85 proc. Polaków (reszta miała pozostać na miejscu jako niewolnicy „rasy panów”). Zbrodnie opisane szczegółowo przez Kaya miały zatem stanowić dopiero preludium masakr, do których dojść miało po wygraniu przez Niemcy wojny.