Hłasko pisze z Paryża do narzeczonej. „Opowieść o Twojej nieposkromionej zmysłowości”
Myślałem, że wczoraj, w niedzielę, będziesz dzwonić, więc nie wychodziłem z domu. Czekałem cały wieczór. Myślałem również, że napiszesz do mnie – zawsze poznaję, a właściwie poznawałem Twój charakter pisma wśród stosu innych kopert. (…) czekamy wszyscy na Twój przyjazd i bardzo się niepokoimy. Jesteś stałym tematem rozmów i wszyscy mnie zadręczają, abym opowiadał na Twój temat, ale udało mi się ich zrazić opowieścią o Twojej nieposkromionej zmysłowości – teraz mnie już nie dręczą. W Paryżu już bardzo zimno, a konie znów podrożały. Kwiaty także. Natomiast tanie są pomarańcze. To strasznie śmieszne. (…)
Panno Czaczkes, jeśli możesz pisać do innych mieszkańców tego domu czułe listy, zdobądź się również na parę słów do mnie. I wybacz mi pierwszy smutny list – i nie mów o nim nikomu. Ojcu powiedz, żeby się nie denerwował – ja sobie jakoś skromnie radzę. Dziś przeprowadziłem pierwszą rozmowę z jakimś nieznajomym panem w pisuarze: mówił coś do mnie bardzo długo, a ja mu w końcu odpowiedziałem: »Olala«. Rozstaliśmy się w przyjaźni: jest to pierwszy Francuz przyjaciel, jakiego mam – ale liczę na dalszych.
Fernandino
PS. Cenzorom wyjaśniam, że informacje o koniach nie stanowią żadnego szyfru, tylko że ja jestem wesołym idiotą”.
Kolejny list z Paryża, z początku kwietnia 1958 roku, jest już w zupełnie innym tonie:
„Mademoiselle Thackqesse!
Nie pisałem tak długo z powodu kompletnego zamętu w móżdżku. (…). Wybacz mi kabotyński ton listu, ale tylko do Ciebie tak piszę. Dla innych Paryż: las neonów, orgia świateł i tak dalej. Źle się czuję, marnie śpię, w dzień chodzę, jakby mnie byk wyjebał. A tutejsi dobrzy ludzie patrzą na mnie ze zgrozą. (…) To jest straszne, jak człowiek przestaje się cieszyć słońcem, dobrą pogodą i tym wszystkim, co może wycisnąć dla siebie z tej kupy gówna objętej planowym deficytem, jaką jest kosmos. Dlaczego tak idiotycznie dzieje się w moim przypadku? Tak samo chciałem być szczęśliwy, jak inni ludzie. A teraz często zapytuję sam siebie: czego pragnę? Czy są takie rzeczy na świecie, o których bym marzył? I wiem dobrze, że nie ma niczego takiego, że obracam się w pustce i rozkładam ludzi – tych, którzy mi dobrze życzą, i tych, którzy mnie lubią.
Nie mogę nic pisać; wszystko, co mam do napisania, jest wrogie człowiekowi i przeciwko człowiekowi. To jest literatura brudnego mikroskopu, literatura bez konsekwencji, którą powinno się tapetować ściany w klozetach. Życie bez idei jest nonsensem. (…)
Najszczęśliwszy byłem w Polsce, kiedy nie miałem co jeść, co palić. Kiedy chodziłem w podartych portkach i kiedy wierzyłem, że jakoś ułożę swoje życie. Postaram się pojechać jeszcze do Włoch, a potem wracam do Warszawy. I będę jeździł w teren, będę łaził kilometrami po błocie, będę rozmawiał z dyrektorami PGR; z łazikami i przodownikami. Z milicjantami i traktorzystami; i nie umrę spokojnie, dopóki nie znajdę wiary i apoteozy. Wtedy będę szczęśliwy. Całuję Ciebie, moje kochane stworzonko i czekam na Ciebie tutaj wraz z innymi.
Mark
PS Strzeż się swej nieposkromionej zmysłowości”.
Wyrażona w liście tęsknota za powrotem do Polski pojawia się w czasie, kiedy Hłasko zaczyna odnosić sukcesy w Paryżu. Za „Cmentarze” wydane przez Instytut Literacki wraz z „Następnym do raju” otrzymuje nagrodę „Kultury” dla pisarza krajowego. To wywołuje wściekłość w kraju. „Trybuna Ludu”, nazywając Hłaskę „Primadonną jednego tygodnia”, rozpoczyna dyskredytującą go kampanię medialną. Ponieważ nie przedłużono mu wizy, twórca „Pięknych dwudziestoletnich” występuje o azyl polityczny w RFN, co praktycznie zamyka mu powrót do PRL.
Jan Peszek: Uwielbiam prowokację
Mówi się, że jest aktorem istniejącym, a niemożliwym. Właśnie skończył 80 lat, a kalendarz ma zapisany gęsto na następne sezony. Opowiada o chwilach triumfu i załamań, o odwadze i władzy nad widzem, która daje rozkosz - mówi Jan Peszek.
Ostatni wywiad przed śmiercią, Hłasko mówi o utraconej miłości. Myślał o Osieckiej?
Przerażony zmasowanym atakiem na niego, w listach do Osieckiej pisał: „Nie wiedziałem, że świat dzieli się na dwie połowy: w jednej jest nie do życia, w drugiej nie do wytrzymania. (...) Nigdy nie myślałem, że będę Cię tak kochać… Co będzie, jeśli ja tu zdechnę i nie zobaczę Cię już? Może by było lepiej dla Ciebie, żebyś się zakochała i zapomniała o mnie? Może mnie już nie kochasz”.
Utwory Hłaski wychodzą w Tel Awiwie, Kopenhadze, Budapeszcie. On wyjeżdża do Włoch i Niemiec, gdzie spotyka Sonję Ziemann poznaną w Polsce na planie „Ósmego dnia tygodnia”. Proponuje jej małżeństwo. W 1960 roku w Izraelu ogromne wrażenie robi na nim Esther, którą potem wielokrotnie będzie wspominał, a po rozstaniu z Sonją postanawia do niej wrócić. Podróżuje po świecie, pisze kolejne opowiadania i powieści. Podczas pobytu w Londynie na zaproszenie producenta filmowego, wylatuje do Hollywood. Ma kłopoty ze zdrowiem. Ukrywane przed rodziną i znajomymi w kraju powtarzające się coraz częściej zatrucia środkami nasennymi i alkoholem stają się oficjalnie przyczyną śmierci 14 czerwca 1969 roku, kiedy to jego ciało znaleziono w mieszkaniu producenta filmu „Wszyscy byli odwróceni”, kolejnej ekranizacji jego utworu.
– Myślę, że zażywanie proszków i popijanie ich alkoholem stało się dla Marka jakimś rytuałem, sposobem, by zrobić wrażenie na kobiecie, czy też doznać silnych wrażeń. Udało mu się raz, drugi, trzeci, aż w końcu się przeliczył – mówiła mi Agnieszka.
Ostatni raz spotkali się w Stanach Zjednoczonych. Mieli już więc za sobą różne doświadczenia życiowe. W „Dziennikach” Osiecka podzieliła się refleksją. „Zamiast świętować miłość, zamiast chuchać na to, to się tak strasznie kręciłam, ponieważ myślałam, że ja po prostu zdążę. Że ja będę zawsze młoda, zawsze Marek będzie młody. Że świat na nas poczeka. A nic nie poczekało”.
To wyznanie Agnieszki bardzo koresponduje z listem Hłaski wysłanym z Monachium pod koniec 1958 roku: „Kochanie moje! Gdyby mi ktoś powiedział, gdybym miał choć odrobinę gwarancji, że będę mógł być z Tobą choć przez rok, choć przez pół roku, a potem – śmierć, to bym przyjechał do Ciebie. To nie melodramat. To wyznanie tego, który na pewno, z całym idiotyzmem i kabotynizmem najwięcej Cię kochał. W końcu przyjdzie taka noc, kiedy prześpisz się z innym. Ja Ci się nigdy nie podobałem. Ale to inna sprawa. Ale lepiej być pijanym, niż myśleć, że ta chwila w końcu przyjdzie. Ale jeszcze nie rób nic ostatecznego. Jesteś taka młoda. Masz jeszcze czas, każdy chce być szczęśliwy. Ja chciałem być szczęśliwszym od innych, ale Bóg mnie ukarał. Bałem się o Ciebie. Ale dziś wszystko, co nas dzieliło nie wydaje się tak ważne. (…) Ja też jestem sam, zupełnie sam…”.
W ostatnim wywiadzie, tuż przed śmiercią, Marek Hłasko przyznał: „Wielka miłość zdarza się w życiu tylko raz. Wszystko, co następuje potem, jest tylko szukaniem tej utraconej miłości”.
Hłasko nie wymienił wprost nazwiska tej jednej jedynej. Czy myślał o Osieckiej…?
Cytaty z Osieckiej pochodzą z moich rozmów z poetką. Listy zacytowałem z Marek Hłasko „Listy”, Wydawnictwo Agora 2014