Prorosyjski pro-life

Dwie najbardziej radykalne polskie organizacje pro-life nie tylko szkodzą sprawie ochrony życia. Jeśli uważnie wczytać się w ich przekaz, widać, że propagują proputinowską narrację polityczną. Nie należy tego lekceważyć.

Publikacja: 07.06.2024 10:00

Prorosyjski pro-life

Foto: ADAM CHEŁSTOWSKI / FORUM

Ta rozmowa odbyła się w jednej z kijowskich knajp. Nieopodal budynku mediów publicznych spotkaliśmy się – w czasie wizyty studyjnej organizowanej przez Centrum Mieroszewskiego i Instytut Ukraiński – z grupą analityków zajmujących się putinowską propagandą. To oni zwrócili uwagę na fakt, że choć w pierwszym etapie wojny Ukraina zdecydowanie wygrywała wojnę informacyjną, to w chwili obecnej wcale nie jest to już tak oczywiste. – Rosja uczy się na własnych błędach, wraca do starej tradycji dezinformacji oraz propagandy i zaczyna w wielu miejscach wygrywać – tłumaczył jeden z analityków.

Co istotne, jego zdaniem Rosja wcale nie propaguje już przekonania, że Ukrainą rządzą naziści, a samo starcie jest wojną zastępczą, do której została ona sprowokowana. Przynajmniej nie w takich krajach jak Polska, świetnie orientujących się w tym, czym jest Rosja i jaki jest rzeczywisty charakter tej wojny. Miejsce tej wulgarnej narracji zajęły starannie przebadane pod kątem skuteczności próby siania zwątpienia w siły NATO, osłabianie autorytetu własnego państwa, wynajdywania przestrzeni, gdzie dane społeczeństwo jest najbardziej podzielone, i eksponowanie ich.

Wojna kultur, w której Rosja, o czym pisałem w poprzednim numerze „Plusa Minusa” w tekście poświęconym Aleksandrowi Duginowi i jego wizji nowej międzynarodówki konserwatywnej, jest niezwykle wygodną bronią w tej propagandzie, bo za jej sprawą można wywoływać niechęć do liberalnej Unii Europejskiej. I przekonywać, że tylko odwrócenie się od niej wraz ze zwróceniem się ku państwom prezentującym bardziej tradycyjne wartości może zatrzymać zmiany obyczajowe.

Pożyteczni idioci zamiast agentury. Jak Rosja obrzydza Polakom Unię Europejską i Ukrainę

Polska, jeszcze w czasie tamtej rozmowy, wydawała mi się wolna od tego elementu rosyjskiej propagandy. Konserwatyści w Polsce, i to nawet ci, którzy mocno akcentują (zostawiam na boku na ile realny) rozpad wartości w Unii Europejskiej mają przecież świadomość, że o Rosji można powiedzieć wszystko, ale nie to, że jest ona państwem czy społeczeństwem konserwatywnym. Prawosławie, które ma być rzekomo nośnikiem tradycyjnych wartości, praktykuje zaledwie garstka Rosjan, narracje teologiczne patriarchy Cyryla mają coraz mniej wspólnego z chrześcijaństwem, a są coraz bliższe neopogańskiej religii narodu. Prawdę o rosyjskim społeczeństwie i jego życiu wartościami najlepiej prezentują przechwycone przez stronę ukraińską rozmowy żołnierzy z rodzinami, w których np. żona jednego z oficerów mówi do niego, by ten „gwałcił ukraińskie baby, ale się zabezpieczał”. Polacy stanu Rosji i Rosjan powinni być zbyt świadomi, by się na to nabrać.

Ale… i to na to również zwrócono mi uwagę podczas wspomnianej rozmowy w Kijowie – Rosjanie mają świadomość, co Polacy o nich myślą, więc w miejsce prostych narracji sławiących Rosję jako ojczyznę wartości stawiają te obrzydzające Unię Europejską jako źródło zła i rozpusty, a także wspomagają rozszerzanie braku zaufania nie tylko do polityków, ale i naszych instytucji państwowych. Z perspektywy rosyjskiej propagandy istotne jest również wzniecanie niechęci wobec Ukrainy, kreowanie narodowych waśni oraz budzenie lęków, starych i nowych. I żeby nie było wątpliwości, o czym przypomina zawsze aktualna powieść Władimira Volkoffa „Montaż”, do tego wszystkiego wcale nie musi służyć „agentura”, to mogą być „pożyteczni idioci”, rozmaite pudła rezonansowe, które być może ze szczerych przekonań powtarzają pewne przekazy. Te ostatnie zaś będą tym bardziej skuteczne, im pozornie mniej bezpośrednio są powiązane z tematyką, na której zależy Rosji.

„Chodzi o jeszcze jedno zastosowanie głównej zasady: żadnych działań bezpośrednich, jedynie pośrednie. Nigdy nie walczyć z przeciwnikiem na własnym ani na jego terenie, dobierać się do niego gdzie indziej, w innym kraju, w innym kontekście społecznym, w innej dziedzinie intelektualnej niż ta, w obrębie której doszło do konfliktu” – wyjaśnia ten model działania, określany przez niego w „Montażu” „trójkątem”, Volkoff.

Rozmowa w Kijowie i późniejszy powrót do lektury rosyjskiego pisarza, który sam pod koniec życia dał się przekonać putinowskiej propagandzie, choć tę komunistyczną analizował z niezwykłą precyzją, wróciły do mnie z całą mocą, gdy kilka dni później na mojej komórce zabrzęczał sygnał informujący o nowym mailu. Tym razem była to wiadomość od zasubskrybowanej dawno temu Fundacji Pro – Prawo do Życia. „Polskę zalewa fala zła. Dużo od Pana zależy!” – przeczytałem, a później kliknąłem film, do którego obejrzenia mnie zachęcano.

Treść, choć opowieść założyciela fundacji Mariusza Dzierżawskiego sygnowana była tytułem „Zostań Kapitanem Różańcowym!”, daleka była od tematyki religijnej czy prolajfowej. „Rząd ciężko pracuje nad zlikwidowaniem suwerenności Rzeczpospolitej, aby poddać nas jarzmu zboczonej ideologii. Polska armia jest w znacznym stopniu rozbrojona po przekazaniu sprzętu na Ukrainę, wojsko nie ma wyszkolonych rezerw, a politycy prowokują Rosję do wojny. Upadek Polski wydaje się nieunikniony” – przekonuje Dzierżawski, by zaraz wezwać Polaków do wielkiej modlitwy. Można nie bez racji zadać pytanie, co kwestie, o których mówi, mają wspólnego z obroną życia i promowaniem różańca? W jakiż to sposób powiązano działalność pro-life z opowieściami zbieżnymi z rosyjską propagandą – o rzekomym rozbrojeniu polskiej armii czy o „prowokowaniu Rosji”?

Manipulacja i strach. Jak Mariusz Dzierżawski zapomniał o tym, że to Rosja zaczęła wojnę

Żeby nie było wątpliwości – ten filmik i zawarta w nim wypowiedź nie są wypadkiem przy pracy, ale stałym elementem narracji Dzierżawskiego. O rzekomym dramatycznym stanie polskiej armii opowiadał on także w innych materiałach. „Polska armia nie ma ani sprzętu, ani ludzi. Sprzęt został wysłany na Ukrainę, a jeśli chodzi o ludzi, Polska nie ma nawet przeszkolonych rezerwistów. Przystąpienie do wojny w takiej sytuacji byłoby szaleństwem, ale niestety szaleńców wśród polskich polityków nie brakuje. Co więc powinien robić w tej sytuacji potencjalny poborowy? Przede wszystkim nie powinien stać się surowcem maszynki do mięsa. Polska powinna być zdolna do obrony swojej suwerenności, nie niszcząc przy okazji swojego narodu. Od polityków musimy wymagać, by zapewnili warunki, w których wojna będzie miała szansę powodzenia. Wojna skazana na klęskę to zbrodnia tych, którzy do niej doprowadzili” – przekonuje w jednym z nich.

Gdzie polscy politycy mówią o włączeniu się do wojny, skąd Dzierżawski wie, że Polska nie ma uzbrojenia – o to pytać nie należy, tak jak nie należy pytać, co robić, jeśli zostaniemy zaatakowani tak jak Ukraina. Odpowiedzi nasuwają się, zgodnie z rosyjską propagandą, same. Obrona jest szaleństwem.

W innym materiale Dzierżawski pyta: „Co Amerykanie i Brytyjczycy zrobili dla Ukrainy?”. – Intensywnie szkolili ukraińskich żołnierzy, przygotowując ich do ofensywy w roku 2023, która miała zakończyć się odzyskaniem terenów zajętych przez Rosję. Ofensywa zakończyła się jednak fiaskiem, co było przewidywane przez wielu analityków. Atakowanie ufortyfikowanych pozycji, podczas gdy przeciwnik ma przewagę w powietrzu i dziesięciokrotnie większe dostawy amunicji artyleryjskiej, to samobójstwo. Armia ukraińska poniosła ciężkie straty w ludziach i sprzęcie. Amerykanie zmienili wówczas narrację, nie mówili już o ostatecznym zwycięstwie, ale deklarowali pomoc, jak długo będzie potrzebna. Kilka miesięcy później Kongres odmówił finansowania pomocy dla Ukrainy, wprawdzie po pół roku przepychanek 60 miliardów dolarów jednak przyznał, ale trafiły one głównie do amerykańskich koncernów zbrojeniowych, bez realnych możliwości produkcyjnych. Rosjanie tymczasem rozwinęli działania ofensywne, a wykrwawiona i pozbawiona amunicji armia ukraińska zaczęła się cofać. Załamanie frontu wydaje się kwestią czasu. Poleganie na amerykańskich i brytyjskich obietnicach sprowadziło na Ukrainę katastrofę. Tej historii nie usłyszysz w mediach. Spójrz na stan polskiej armii i retorykę polskich polityków. Niczego z katastrofy ukraińskiej się nie nauczyli – głosi.

Ta wypowiedź jest klasycznym przykładem manipulacji informacjami, o jakiej w „Montażu” pisał Volkoff. Jak ją wykonywać? To także starszy oficer tłumaczy w tym dziele młokosowi. Poprzez „nieprawdę nie dającą się zweryfikować, mieszankę prawdy i fałszu, deformację prawdy, zmianę kontekstu, zacieranie i jego odmiany: wybrane fakty, komentarz podtrzymywany, ilustracja, generalizacja”. Z niemal wszystkimi tymi elementami mamy do czynienia w przywołanej wypowiedzi. Tak się bowiem składa, że Dzierżawski w zasadzie nie wiadomo dlaczego ani słowem nie wspomina o tym, że Ukraina została przez Rosję zaatakowana i że tylko dzięki pomocy Zachodu jest w stanie się bronić. Milczeniem zakryty jest także fakt, że szkolenia prowadzone przez Amerykanów i Brytyjczyków są koniecznym elementem obrony Ukrainy i że bez nich, tak jak bez broni, być może Ukrainy już by nie było.

Dzierżawski zapomina też dodać, że powodem, dla którego przez pół roku pieniądze do Ukrainy nie płynęły, jest wpływ Donalda Trumpa na republikańskich kongresmenów, a nie zmiana polityczna w Stanach Zjednoczonych. Tyle dezinformacja i manipulacja, ale jest tu coś jeszcze, jest wprost fałsz, a mianowicie teza, że to nie Rosja, lecz Wielka Brytania i USA sprowadziły na Ukrainę katastrofę. Ta teza jest już całkowicie bezpośrednim powtarzaniem propagandy Dmitrija Miedwiediewa i innych putinowskich marionetek. I identycznie należy ocenić straszenie Polaków polskimi politykami, którzy niczego się nie nauczyli z lekcji Ukrainy.

Czytaj więcej

Tomasz P. Terlikowski: Kościół dalej posługuje się retoryką abp. Głódzia

Dlaczego Kaja Godek rozbudza antyukraińskie emocje. „Może już starczy tego skundlenia”

Zinnej strony, ale również zgodnie z rosyjskimi interesami, narrację snuje liderka radykalnego ruchu pro-life Fundacja Życia i Rodziny Kaja Godek. Tu w miejsce opowieści o mocarnej Rosji i słabej Polsce oraz niegodnego zaufania Zachodu znajdziemy nieustanne budzenie niechęci do Ukrainy i Ukraińców. Tuż przed wyborami samorządowymi Godek zamieściła na swoim profilu społecznościowym zdjęcie jednej z kandydatek startującej w Częstochowie, którą uznała za Ukrainkę (niezgodnie zresztą z prawdą, bo kobieta była Polką, a ukraińskie nazwisko miała po mężu), i oznajmiła, że „Ukraińcy prą do władzy w Polsce”. Dalej zaś było pytanie: „co Państwo o tym sądzicie” i dodatek „pytanie do Polaków, off”. Zarzutem do owego plakatu miało być również to, że miał on niebiesko-żółte barwy, ale i tu Godek trafiła kulą w płot, bo takie są właśnie kolory Częstochowy.

Działaczka pro-life entuzjastycznie wypowiadała się także na temat zmiany podejścia Polaków do Ukraińców. „Biedronka na Woli w W-wie. Koło kas na promocji wystawiony olej spożywczy. Starsza pani zastanawia się, czy go włożyć do koszyka, pan z kolejki zaczyna ją ostrzegać, żeby nie brała, bo z ukraińskiego zboża, a polscy rolnicy itp. itd. W lewicującej Warszawie już takie klimaty” – cieszy się Godek. I aż trudno nie zadać pytania, czy szczucie na ludzi innych narodowości jest do pogodzenia z nastawieniem „za życiem”? Tak jak trudno nie zadać pytania, czy przekonywanie, że „odruch wymiotny” na widok osoby transpłciowej jest zgodny z zasadami Ewangelii, na którą często się ona powołuje.

Jeśli ktoś jest przekonany, że była to najgorsza z wypowiedzi Godek w kwestiach ukraińskich, to niestety się myli. Gdy trwał protest rolników blokujących granicę polsko-ukraińską, napisała wprost: „Lwów powinien wrócić do Polski. Dostaliście go od ZSRR całkowicie bezpodstawnie. Tak tylko przypominam”.

W tej sprawie ostro przywołali ją do porządku nawet politycy prawicy, choćby szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Jacek Siewiera. „Szanowny Panie Siewiera! Ukraińcy na granicy w Korczowej krzyczą »śmierć Lachom«, strajkujących transportowców wrzucają na swoje czarne listy, mer Lwowa, który wielbi Banderę, beszta Polaków, a Pan upomina na Twitterze Polkę zamiast wstać z kolan i interweniować na Ukrainie. Może już starczy tego skundlenia w polityce zagranicznej, bo ono najbardziej naraża naszą Ojczyznę na szwank. Bądźcie wreszcie sługami narodu polskiego, a nie żadnego innego” – zbeształa w odpowiedzi polityka.

Nie będę cytował już dalszej części tej dysputy, w której Godek przekonywała, że Ukraina powstała na odebranych Polsce „kresach”, bo już tylko to wystarczy do pokazania, że jej narracja idealnie wpisuje się w słowa Putina, który zapewnia, że gdy polskie wojska wejdą do Ukrainy, to już z niej nie wyjdą. Ponadto świetnie realizują też rosyjską strategię skłócenia Polaków i Ukraińców.

Mariusz Dzierżawski i Kaja Godek szkodzą już nie tylko sprawie pro-life. Czy państwo obserwuje ich aktywność?

Tyle przywołanych wypowiedzi Dzierżawskiego i Godek, z zaledwie ostatnich kilku tygodni, wystarczy. Nie będę epatował innymi „analizami” czy „wypowiedziami” ludzi, którzy przedstawiają się w Polsce jako obrońcy życia, a od lat nie tylko szkodzą samej sprawie pro-life, ale też – jak widać – propagują (nie rozstrzygam, na ile świadomie) narracje obce polskiej racji stanu i najlepszym geopolitycznym interesom naszego kraju. Już jednak tylko ta krótka wyprawa w świat tego rodzaju umysłów uświadamia, że zarówno od Fundacji Pro-Prawo do Życia, jak i od Fundacji Życie i Rodzina powinni jak najszybciej odciąć się obrońcy życia z innych organizacji, którzy jeszcze tego nie zrobili. Istotne pytanie trzeba zadać także darczyńcom obu fundacji: czy rzeczywiście chcą, żeby ich środki uwiarygadniały działania organizacji, które poza radykalizmem w dziedzinie pro-life propagują także prokremlowskie narracje? Ale jest i pytanie, które warto skierować do służb polskiego państwa: czy zbadały one przepływy finansowe wewnątrz obu tych organizacji, czy kontrolują one model ich działania i czy obserwują zaskakującą, jak na obrońców życia, działalność obu środowisk?

Pytania te zadaję, choć sam uważam się za obrońcę życia, i chociaż uważam, że sprawa ta jest istotna dla polskiej debaty oraz mam świadomość, że przez część środowiska obrońców życia zostaną one uznane za kolejną zdradę. Nie mogę ich jednak nie zadawać, bo mam poczucie, że w najlepszym interesie polskich obrońców życia, ale przede wszystkim samej Polski, jest ograniczanie manipulacji, które – niezależnie od tego, z czego wynikają – służą nie Polsce, nie obronie życia i nawet nie wartościom konserwatywnym, ale wyłącznie Rosji i Putinowi.

Ta rozmowa odbyła się w jednej z kijowskich knajp. Nieopodal budynku mediów publicznych spotkaliśmy się – w czasie wizyty studyjnej organizowanej przez Centrum Mieroszewskiego i Instytut Ukraiński – z grupą analityków zajmujących się putinowską propagandą. To oni zwrócili uwagę na fakt, że choć w pierwszym etapie wojny Ukraina zdecydowanie wygrywała wojnę informacyjną, to w chwili obecnej wcale nie jest to już tak oczywiste. – Rosja uczy się na własnych błędach, wraca do starej tradycji dezinformacji oraz propagandy i zaczyna w wielu miejscach wygrywać – tłumaczył jeden z analityków.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS