Wspominając bitwę pod Monte Cassino, bardzo często skupiamy się na ogólnym charakterze walk na tym odcinku, na jej znaczeniu w wymiarze całej kampanii włoskiej i otwarcia „drogi na Rzym”, a ostatnio na faktycznym wkładzie polskich oddziałów w ostateczne przełamanie niesławnej niemieckiej „Linii Gustawa”. Choć są to w większości cenne i potrzebne analizy, nie powinny one przesłaniać aspektu najbardziej oddziaływującego na wyobraźnię potencjalnego odbiorcy – pierwiastka ludzkiego. Jest to szalenie interesująca perspektywa, nie tylko niezbędna dla zrozumienia całości zagadnienia, ale posiadająca potężny wymiar emocjonalny.
Czytaj więcej
„Przechodniu, powiedz Polsce, żeśmy polegli wierni w jej służbie” – głosi napis na Polskim Cmentarzu Wojennym na Monte Cassino. Instytut Pamięci Narodowej z pełnym oddaniem realizuje to wezwanie.
W jednym pułku
Polski 2. Korpus dowodzony przez gen. Władysława Andersa nie był zwyczajnym alianckim związkiem taktycznym. W olbrzymiej większości składał się z ludzi mających za sobą piekielne doświadczenia z sowieckim systemem totalitarnym, który do tego momentu zdążył już zdewastować ich fizycznie, a często również psychicznie. Każda nieodwracalna strata bojowa była też szalenie trudna do uzupełnienia wobec braku wystarczającego zaplecza rekrutacyjnego. W przypadku podkomendnych gen. Andersa każdy ocalony z „nieludzkiej ziemi” był bezcenny bez względu na wiek, umiejętności czy doświadczenie. Dopiero ta świadomość, przy fakcie objęcia jednego z najkrwawszych odcinków frontu włoskiego, pokazuje wagę dylematów moralnych, jakie wiązały się z kierowaniem oddziałów do „krwawych łaźni” na stokach „Gardzieli” czy „Widma”. Jeśliby dodać do tego wspomniany pierwiastek ludzki – np. w postaci dramatu rodzinnego walczących razem ojca i syna – zbliżymy się znacząco do pełniejszego i prawdziwego obrazu tej tak ważnej w naszej świadomości historycznej bitwy.
Przykład walczących wspólnie ojca i syna nie jest wcale wymyślony ani jednostkowy. Tak było chociażby w przypadku spoczywających w Kamiennej Górze Dionizego i Tadeusza Podgórskich – ojca i syna – będących żołnierzami 4. Pułku Pancernego „Skorpion”. Przed wojną mieszkali w Brześciu nad Bugiem ze względu na przydział służbowy Dionizego, który był podoficerem zawodowym służącym w 9. Dywizjonie Samochodowym.
18 września 1939 r. zarówno on, jak i działający w ZHP Tadeusz zostali wzięci do niewoli przez Sowietów w Tarnopolu. Trafili do obozu jenieckiego w Krzywym Rogu na Zaporożu, a stamtąd w czerwcu 1940 r. wysłano ich do pracy w Północnym Obozie Budowy Kolei w Siewżeldorłagu w Republice Autonomicznej Komi. Stamtąd, podobnie jak dla tysięcy innych polskich jeńców, szlak biegł dalej przez obóz w Juży aż do Tatiszczewa, gdzie wspólnie wstąpili do formującej się w ZSRS Armii Polskiej gen. Andersa. Najpewniej ze względu na swoje specjalistyczne wyszkolenie w oddziałach pancerno-motorowych Dionizy otrzymał przydział do formowanych oddziałów czołgów, zostając ostatecznie żołnierzem 4. Pułku Pancernego 2. Warszawskiej Brygady Pancernej. Jego syn, wówczas zaledwie 20-letni, trafił zaś do 12. Pułku Ułanów 3. Dywizji Strzelców Karpackich.