Bogusław Chrabota: O nowy język polityki

Rządy populistów nigdy nie będą dobre. Dlatego w imię przyszłości trzeba próbować się z populizmem rozprawiać. Pokolenie po pokoleniu. Jak to robić?

Publikacja: 17.05.2024 17:00

Bogusław Chrabota: O nowy język polityki

Foto: AdobeStock

Profesor Michael Sandel, filozof polityki z Harvardu, twierdzi, że jednym z największych problemów współczesnej polityki jest to, że nie słuchamy swoich antagonistów i nie traktujemy poważnie tego, co mówią. I rzuca z rękawa przykładami. Najprostszy dotyczy wykształcenia. Jaka część społeczeństw współczesnego Zachodu ma wyższe wykształcenie? – pyta Sandel. I odpowiada: to około 30 proc. A jak się ma sprawa z tym samym wskaźnikiem w kręgach reprezentacji parlamentarnych? Tu wyższe wykształcenie ma ponad 90 proc.

Najprostszy wniosek z tej dysproporcji jest taki, że ludzie o niższym wykształceniu nie mają swojej reprezentacji na tym etapie procesu demokratycznego. Inny, nawet ważniejszy, ma związek z różnicą pomiędzy przeciętnymi poglądami najszerszego kręgu społeczeństwa, które wychodzą z badań, a decyzjami podejmowanymi przez parlamenty. Parlamentarzyści są zazwyczaj bardziej konserwatywni, mniej „postępowi”, a ich decyzje bardziej zachowawcze. Dlatego są obiektem krytyki, a czasem rewolucji, które zmiatają ich z powierzchni życia publicznego.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Elon Musk nie myśli o niczym. Na śniadanie marchewka i szampan

Populizm jest tak stary jak polityka, ale to dziś jest szczególnie groźny

Czy jest to naturalne? Czy to aberracja? Czy da się temu zaradzić? Sandel oczywiście wie, że wykształcenie daje ludziom aparat krytyczny, i uczy języka, dzięki któremu politykom łatwiej rozumieć i opisywać politykę. To się przydaje w kampanii czy w szeroko rozumianych relacjach, które dają wstęp do sfery publicznej. Bez tego aparatu zaistnieć niemal się nie da; a wyjątki tylko potwierdzają regułę. Co więcej, wykształcenie daje wiedzę porównawczą, która w naturalny sposób wyzwala mechanizm ostrożności. Ludzie łatwiej i szybciej rozumieją, że nieostrożne czy pochopne działanie może przynieść fatalne skutki. Znając historię, innymi słowy czerpiąc z wiedzy porównawczej, wstrzymują podczas głosowań rękę, gdy nie są pewni skutku. Stąd ta „zachowawczość”, skłonność do czasochłonnego namysłu czy ostrożność w legislacji.

Populizm istniał od zawsze. A jednak teraz jest szczególnie groźny, bo do zjawiska kupowania ludzkiej uwagi prostym opisem świata dołączyła polaryzacja epoki mediów społecznościowych.

Wszystko to jasne, zrozumiałe, chciałoby się powiedzieć oczywiste. A jednak taka konstatacja nie rozwiązuje problemu. Wykluczenie części społeczeństwa z parlamentaryzmu jest faktem; podobnie jak czytelna jest różnica między poglądami społeczeństwa a wynikiem procesu legislacyjnego. Czym to grozi? Ano wytwarza się w ten sposób nisza, w którą wchodzą populiści. Uwodzą tłum radykalizmem i prostotą wywodu; upraszczają opis polityki i definicje celów. Oferują łatwe recepty na skomplikowane problemy. Nic to nowego. Populizm jest tak stary jak polityka. I o niezmiennej naturze; populizm to żerowanie na ludziach, którzy nie posiadają czy nie chcą używać nieco bardziej wysublimowanego aparatu niż przyjmowanie bez zastrzeżeń i wątpliwości zdań prostych. Istniał od zawsze. A jednak teraz jest szczególnie groźny, bo do zjawiska kupowania ludzkiej uwagi prostym opisem świata dołączyła polaryzacja epoki mediów społecznościowych. To one rządzą, spychając powoli na margines analityków, ekspertów, rzemieślnicze dziennikarstwo, nie wspominając już o domenie głębszej, teoretycznej refleksji, a więc dziedziny, którą para się prof. Sandel.

Czytaj więcej

Chrabota: Kaczyński najsilniejszym spoiwem koalicji rządowej Tuska

Skrótowe i obudowane emocjonalnie wpisy polityków na platformie X powinny wyjść z mody 

Ludzie łakną prostoty, bo tylko taka wydaje się przebijać we współczesnej chmurze informacyjnej. Rządy populistów – jak świetnie wiemy – mogą być lepsze lub gorsze. Ale co do jednej rzeczy możemy mieć pewność – nigdy nie będą dobre. Populizm, który polega na schlebianiu większości, po prostu nie daje na to przestrzeni. Dlatego w imię przyszłości trzeba próbować się z nim rozprawiać. Pokolenie po pokoleniu. Jak? Oczywiście przez edukację obywatelską. To prawda uniwersalna i oczywista. Ale jeszcze ważniejsze jest stworzenie i propagowanie adekwatnego do naszych czasów języka polityki. Języka oszczędnego, ale odpowiedzialnego. Jasnego i wyzutego z emocji. Opartego na sylogizmach zrozumiałych i akceptowanych przez najszersze kręgi odbiorców.

Przykładem takiego języka nie są na pewno skrótowe i obudowane emocjonalnie wpisy polityków na platformie X. To w ogóle powinno wyjść z mody i pewnie kiedyś wyjdzie. Ale czy uda nam się wyrwać z kajdan platform społecznościowych? Wierzę, że tak, bo każda medialna moda przemija, a siła ludzkiej kreacji ma niezmierzony potencjał. Jednak budowa nowego języka polityki będzie – o ile to w ogóle nie utopia – gigantycznym wyzwaniem. Może ponad nasze siły. Niemniej, i to najważniejsze, dla dobra demokracji trzeba wciąż próbować. Innego wyjścia nie ma.

Profesor Michael Sandel, filozof polityki z Harvardu, twierdzi, że jednym z największych problemów współczesnej polityki jest to, że nie słuchamy swoich antagonistów i nie traktujemy poważnie tego, co mówią. I rzuca z rękawa przykładami. Najprostszy dotyczy wykształcenia. Jaka część społeczeństw współczesnego Zachodu ma wyższe wykształcenie? – pyta Sandel. I odpowiada: to około 30 proc. A jak się ma sprawa z tym samym wskaźnikiem w kręgach reprezentacji parlamentarnych? Tu wyższe wykształcenie ma ponad 90 proc.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi