Nie zginiesz. Nie możesz zginąć. Wszak nie skończyłem jeszcze nawet czternastej pieśni…”.
Po jednej stronie patrycjusz cesarstwa, ostatni jego obrońca przed nadciągającymi ze wszystkich stron świata hordami barbarzyńców. A po drugiej – ukryty, zapomniany starzec. Nie byłby w stanie nawet unieść miecza, a co dopiero mówić o zrobieniu z niego użytku. I to on właśnie zagrzewa Aecjusza, ostatniego Rzymianina, do walki, dodaje mu sił. Musi stać na straży rzymskiego pokoju, choćby nie wiadomo jak bardzo trzeszczał w szwach i jakich ofiar by nie wymagało jego podtrzymanie. Imperium i względny spokój w jego granicach muszą jeszcze trochę potrwać. Wszak starzec nie przełożył jeszcze całej „Iliady”, nie skończył nawet czternastej pieśni.
Czytaj więcej
O ileż łatwiej wyznawać jest własną bezradność, niż uwierzyć, że Bóg umarł za nasze grzechy. Przehandlować zbawienie duszy za dobre samopoczucie i jeszcze dostać 30 srebrników reszty. Z ciężarem winy jeszcze jakoś dawaliśmy sobie radę. Ale Odkupienie… to już było naprawdę nie do wytrzymania.
Ramię Aecjusza musi odsuwać, odpychać Hunów, Gotów, Franków, całą resztę dyszących żądzą gwałtu i mordu barbarzyńców. Jest jak dłonie rozpalającego ogień, osłaniające tlący się ledwo płomyk przed podmuchami wiatru, z których nawet najlżejszy może go zagasić. Ten ogień – to Homer. On i kilku innych. Niewielu, jak nieliczne jest zawsze to, co godne zapamiętania i przekazania kolejnym pokoleniom. Ogień cywilizacji właściwie zawsze ledwo się tli. Nie stoją za nim siły przyrody ani prawa natury – to barbarzyństwo rozlewa się po świecie falami potopu. Cywilizacja jest krucha, świeci w ciemności. Oświetla tylko ten najbliższy odcinek drogi, to jedno zadanie. Ma w sobie coś z dziecka, obudzonego rano, zakopującego się pod kołdrą: „Jeszcze chwila. Pięć minut. Jeszcze jedna pieśń. Proszę, to był taki piękny sen…”. Nie wierzę, że Homer był ślepy. On po prostu nie przestawał śnić. Nie widział tych wszystkich ciemności, które ludzie nazywają problemami dnia codziennego. Żył na innej jawie.