Worganizacjach charytatywnych często chodzi o to, by odkupić tego, kto daje, a powinno chodzić o wyzwolenie tego, kto otrzymuje. Dajemy zbyt wiele po to, by poczuć się dobrze. Nie robimy wystarczająco, żeby upewnić się, że kiedy dajemy, uwalniamy ludzi od ich problemów” – mówi założyciel organizacji, której siedmiu wolontariuszy zostało zabitych przez izraelską armię. Nie tylko karmili Palestyńczyków, ale budowali też mosty między narodami, co od początku jest fundamentem działania World Central Kitchen.
Możliwe, że śmierć Polaka Damiana Sobola oraz sześciu innych wolontariuszy z rąk izraelskiej armii i haniebna reakcja na nią m.in. ambasadora Izraela w Polsce bezpowrotnie zachwiały poparciem dla Izraela w wojnie w Strefie Gazy nawet wśród największych przyjaciół tego kraju. Soból wraz z towarzyszami Saifeddinem Abutahą, Lalzawmi Frankcom, Jamesem Hendersonem, Johnem Chapmanem, Jamesem Kirbym i Jacobem Flickingerem zginęli, mimo że jechali oznakowanymi pojazdami na uzgodnionej z izraelską armią trasie. Izraelczycy uznali jednak, że są z Hamasu.
Wolontariusze World Central Kitchen zostali zamordowani, niosąc pomoc najsłabszym. Karmili tych, którzy są ofiarami wojny. Najbardziej bezbronnych. „Ryzykowali wszystko na rzecz najbardziej fundamentalnej ludzkiej działalności: dzielenia się swoim jedzeniem z innymi. To są ludzie, u boku których służyłem na Ukrainie, w Turcji, Maroku, na Bahamach, w Indonezji, Meksyku, Gazie i Izraelu. Oni byli więcej niż bohaterami” – napisał w „New York Timesie” José Andrés, założyciel World Central Kitchen.
Damian Soból szybko się w jego organizacji odnalazł dzięki swoim ponadprzeciętnym umiejętnościom organizacyjnym. Amerykanie z WCK dostrzegli je w Przemyślu i zrobili Polaka koordynatorem wielu akcji. Jak czytamy w tekście „Ostatnia droga Damiana” w „Tygodniku Powszechnym”, w czasie działań po trzęsieniu ziemi w Turcji Soból dostał funkcję nieformalnego dyrektora WCK na Europę.
Tekst Andrésa w „NYT” nie był zwyczajowym gestem. On bardzo przeżył śmierć wolontariuszy organizacji, której istotą jest dzieleniem się chlebem z potrzebującymi. I to w dosłownym znaczeniu.