64-letni Christian Petzold jest dziś jednym z najbardziej uznanych autorów kina niemieckiego. Jego „Czerwone niebo” to historia dwóch młodych chłopaków, którzy jadą nad morze i w leśnym domu, należącym do matki jednego z nich, chcą w spokoju popracować. Antypatyczny Leon kończy pisać swoją drugą książkę. Jego debiut odniósł sukces, Leon więc wyniośle patrzy na innych. Chce uchodzić za indywidualność, choć tak naprawdę talentu i weny nie starcza mu, żeby stworzyć kolejną powieść, a jego pozy całkowicie obnaża przyjazd wydawcy. Kompan Leona, Felix, szykuje portfolio ze zdjęciami, które chce złożyć w uczelni artystycznej. W domu, w którym zamieszkują, pokój wynajmuje też Nadia, sprzedawczyni lodów w pobliskiej miejscowości. Dziewczyna wrażliwa, inteligentna i wykształcona. A jest jeszcze ratownik z pobliskiej plaży, który do niej przyjeżdża i wtedy para zakłóca nocny spokój pozostałych domowników.
Tę czwórkę bohaterów zaczynają łączyć nieoczywiste relacje. Wszyscy oni muszą stawić czoła żywiołowi – zbliżającemu się do ich domu pożarowi lasu. Ale również, a może przede wszystkim, własnym wyobrażeniom o świecie i ludziach. Petzold stara się tę historię opowiedzieć niespiesznie i z pewnym humorem, a atutem filmu są przede wszystkim role Thomasa Schuberta grającego Leona i Pauli Beer, która zabłysła już w poprzednim obrazie tego reżysera „Undine”. Do tego dobre zdjęcia Hansa Fromma i niebo, które nocą czerwienieje od płomieni. Czego brakuje? Chyba właśnie tego ognia, który naprawdę wciągnąłby widzów.