W piątek 4 grudnia 2009 r. w słynnym na całym świecie laboratorium genetycznym lipskiego Instytutu Antropologii Ewolucyjnej im. Maxa Plancka (Max-Planck-Institut für evolutionäre Anthropologie) wydarzyło się coś niezwykłego.
Johannes Krause, młody naukowiec odbywający staż podoktorski, oraz doktorantka Qiaomei Fu odczytywali sekwencję DNA z małej próbki kości (7 × 5 mm), pochodzącej z paliczka palca piątego ludzkiej ręki. Kość była fragmentem obiektu, który znaleziono w 2008 roku w warstwie 11.2 podczas prac wykopaliskowych w Komorze Wschodniej Denisowej Jaskini [...]. Ze względu na prawdopodobne znaczenie znaleziska rosyjski archeolog przekazał kość do rąk własnych promotorowi pracy doktorskiej Johannesa, dyrektorowi Departamentu Genetyki Ewolucyjnej w Instytucie Maxa Plancka, liderowi Projektu Poznania Genomu Neandertalskiego i pionierowi w dziedzinie badań pradawnego DNA – Svantemu Pääbo. Po wyekstrahowaniu i zsekwencjonowaniu DNA mitochondrialnego Krause przyrównał sekwencję mtDNA z Denisowej Jaskini do sześciu sekwencji mtDNA neandertalczyków, wcześniej przeanalizowanych przez grupę Pääbo, a także setek zbadanych sekwencji mtDNA żyjących dzisiaj ludzi.
Czytaj więcej
Powodzenie planu wymiany swoich obywateli, których wojna zastała za granicą, na obywateli krajów, z którymi Niemcy nie były w stanie wojny, miały dla nazistów ogromne znaczenie. To liczyło się bardziej niż autentyczność bądź nieautentyczność dokumentów.
Wtedy zauważył coś nietypowego.
Podczas gdy neandertalczycy różnią się od ludzi anatomicznie współczesnych zasadami azotowymi w średnio 202 miejscach z 16 500 par zasad genomu mitochondrialnego, próbka z Denisowej Jaskini wykazywała prawie dwa razy więcej różnic, bo aż w 385 miejscach. To mogło oznaczać tylko jedno: Krause musiał mieć do czynienia z czymś kompletnie innym. Z nowym typem tak zwanego archaicznego hominina, nie z neandertalczykiem ani z podobnym do nas człowiekiem anatomicznie współczesnym; z kimś nigdy przedtem niewidzianym. Wspomina, że była to dramatyczna i niezapomniana chwila. Badacz niezwłocznie zatelefonował do Pääbo, którego nie było w pracowni, ponieważ pojechał na konferencję, i przekazał mu tę wieść. Zanim Krause zrzucił mu na głowę tę bombę, uprzedził Pääbo, żeby lepiej usiadł.
W nauce rzadko się zdarza, by ktoś odkrył grupę zupełnie nieznanych istot ludzkich, ale też nigdy takie odkrycie nie wydarzyło się w naukowym laboratorium. Podobne chwile w paleoantropologii zazwyczaj są zastrzeżone dla pracy w terenie, kiedy szpachelka archeologiczna odsłania żuchwę pradawnego hominina albo archeolodzy penetrujący stanowisko na terenie Wielkich Rowów Afrykańskich natrafiają na fragment skamieniałych szczątków ludzkich lub część szkieletu. To był naprawdę pierwszy taki przypadek. Krause wspomina to zdarzenie jako „najbardziej ekscytujący pod względem naukowym dzień w moim życiu”. Pääbo przypomina sobie, że gdy usłyszał wieść, czuł się oszołomiony, ale i w najwyższym stopniu podekscytowany. W pośpiechu wrócił do Lipska, żeby omówić wyniki z Krausem i resztą zespołu.