To częsta specjalność na ukraińskich uczelniach artystycznych?
Przeciwnie – to jedyny taki kierunek. Vasylyk zaprosił mnie do Lwowa, na akademię, i pokazał mi, co robią. Bardzo to było ciekawe. Namówiłem go w 2009 r., by przyjechał ze studentami na dwutygodniowy plener do nas, do Nowicy. Doprosiliśmy jeszcze kilku twórców ze Słowacji i z Polski, którzy przyznają się do inspiracji sztuką cerkiewną. Tak zaczął się eksperyment – Międzynarodowe Warsztaty Ikonopisów. Formuła pleneru pozwala na realizacje autorskie. Proponujemy jedynie temat, nie ingerując w formę wypowiedzi. Nie skończyło się na plenerze, zorganizowaliśmy poplenerowe wystawy w Muzeum Okręgowym w Nowym Sączu, w katedrze w Przemyślu, w Muzeum Etnograficznym we Lwowie, a w Warszawie w siedzibie Wspólnoty Polskiej. Wydaliśmy katalog. Spodobało się i uczestnikom pleneru, i publiczności. Twórcy zaproponowali, że przyjadą na plener także za rok. Po trzecim plenerze zyskałem pewność, że to, co robimy, jest co najmniej interesujące. I potrzebne.
Architekt Mirosław Nizio: Muzeum Hołodomoru, czyli zuniwersalizować historię ludobójstwa
Nie można hierarchizować, co jest bardziej potrzebne – Muzeum Współczesne we Wrocławiu czy muzeum ks. Popiełuszki w podlaskich Okopach. To różne inwestycje, inaczej finansowane, o nieporównywalnych budżetach. O tym, że pierwsze nie powstało, a drugie jest w budowie, decyduje m.in. to, że za projektem stali ludzie zdeterminowani, dla których to ważna misja - mówi Mirosław Nizio, twórca architektury pamięci i licznych projektów muzealnych.
Co panu kazało tak myśleć?
Rosnące zainteresowanie naszym przedsięwzięciem. Robimy co rok sześć wystaw poplenerowych i jedną–dwie przekrojowe. W kraju i za granicą. Te wystawy odwiedza rocznie ok. 10 tys. osób, nasze publikacje mają nakład 1000 egz. Wróciłem właśnie z Bazylei, gdzie na dużej przekrojowej wystawie pokazujemy 60 prac. Co ciekawe, zostaliśmy zaproszeni przez żeńskie zgromadzenie ewangelicko-reformowane prowadzące ekumeniczny dom spotkań, a także szpital. Mają tam też i galerię sztuki. Przeorysza zgromadzenia jest z wykształcenia fizykiem.
A wszystko dzięki temu, że pewien szwajcarski pastor, który dotarł do Lwowa, wszedł do Galerii IkonArt i doznał iluminacji. Skontaktował się ze mną i zaprosił do Bazylei.
Pierwsze plenery odbywały się w Nowicy, ale potem z niej wyemigrowały. Dlaczego?
Czasem żartuję, że od 2020 r. działamy na wychodźstwie. Po 12 latach okazało się, że cele Bractwa Młodzieży Greckokatolickiej rozmijają się z naszymi. Nam od początku zależało na stworzeniu środowiska, które się ze sobą komunikuje. Dokumentujemy prace plenerowe, organizujemy konferencje poświęcone sztuce sakralnej. Publikujemy. Zapraszamy do dialogu historyków sztuki, krytyków, teologów, malarzy. W 2021 r. plener odbył się w Wesołej. Mieszkaliśmy w tamtejszym domu rekolekcyjnym, pracowaliśmy w kaplicy rozmalowanej przez Nowosielskiego. W ubiegłym roku byliśmy w Castel Gandolfo. Chciałbym kiedyś zorganizować plener w Ziemi Świętej.
Co się dalej dzieje z ikonami tworzonymi na plenerach?
Chcemy, by trafiły do zbiorów publicznych. Do Nowego Sącza przekazaliśmy ich już ponad 20. Prowadzimy rozmowy z muzeami w Supraślu i Sanoku. Nasze stowarzyszenie i plenery są przedsięwzięciem opierającym się na społecznym działaniu, na którym nie można zarobić. Większość prac rozdajemy – nie tylko znajomym i nie tylko w Polsce, ale wysyłamy je także do krajów byłego ZSRR za pośrednictwem misjonarzy; najdalej dotąd do Semipałatyńska. W Mińsku jest praca plenerowa. Trafiają również do prywatnych domów, jednak kiedy próbuję je później wypożyczyć na wystawę, okazuje się, że właściciele bardzo niechętnie się z nimi rozstają.
Skąd macie pieniądze na finansowanie tych nietanich przecież spotkań?
Pracujemy nad tym (śmiech). Są prywatne i publiczne pieniądze na to. Słabi muszą być kreatywni.
I to bardzo, skoro na ostatni plener, do Castel Gandolfo, udało się na dwa tygodnie ponad 20 uczestników.
Trzeba szukać sprzymierzeńców. Wiele lat temu willę w Castel Gandolfo kupił wspomniany wcześniej Andriej Szeptycki. Willa jest duża, pięknie położona i są w niej dobre warunki do pracy. Opiekuje się nią zakonnik. Ciekawa postać – wstąpił do zakonu studytów jeszcze w Związku Radzieckim, był strażakiem, malował kiedyś ikony. Jeszcze przed agresją rosyjską na Ukrainę pojechałem do niego, żeby porozmawiać o zorganizowaniu tam pleneru, ale kiedy wybuchła wojna, willa zapełniła się ukraińskimi uchodźcami. Nie pojechaliśmy do Włoch, a do Wesołej.
Wcześniej po wybuchu pandemii koronawirusa przyjazd do Polski Ukraińców załatwiałem z Głównym Inspektorem Sanitarnym, nie lepiej było potem. W 2021 r. pojechaliśmy do Krzyworówni na Huculszczyznę – to był drugi plener pandemiczny. W tym roku prawdopodobnie pojedziemy do Ukrainy, bo koledzy z Ukrainy od dwóch lat nie mogą wyjechać – ci, którzy służą na froncie, i ci, którzy są w wieku poborowym. Mimo że koledzy stamtąd nie mogli wziąć udziału w ostatnich plenerach, namalowali i oddali prace. Spotykamy się we Lwowie. Dlatego w tym roku zrobimy plener w Ukrainie, żeby mogli w nim uczestniczyć, spotkać się z kolegami, przez te dwa tygodnie żyć we wspólnocie chrześcijan – ponadetnicznej i ponadkonfesyjnej.
Mateusz Sora
Wraz z dr Katarzyną Jakubowską-Krawczyk kurator poplenerowej wystawy ikon współczesnych „Oto syn Twój. Oto Matka twoja” w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, czynnej do 7 kwietnia; organizator plenerów i prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Nowicy.
Ostap Lozinski (Ukraina), „O robotnikach w winnicy”, 2015
Foto: Wacław Bugno (2)
Borys Fiodorowicz (Polska), „Vero Nika/ Prawda zwycięża”, 2020
Foto: W.BUGNO