O dziwo, wobec tych słodyczy sceptyczni pozostają także Węgrzy. Bratankowie od lat cenią tokajskie wina wytrawne, nie znając wcale ich win słodkich! Historie o budapeszteńczykach, którzy nigdy nie tknęli aszú i dopiero spędzając koronawirusowe wakacje w kraju, postanowili zaryzykować kontakt z nimi, słyszałem w tym roku u wielu wyśmienitych producentów. Bo słodkie piją dziadersi 50+, a przodownicy kapitalistycznej roboty po takie nie sięgają.




Jako dziaders in spe postanowiłem państwa przekonać, że tokaj to wyśmienity deser, luksus ponadczasowy. Dziś będzie to w dodatku luksus w wersji przystępnej cenowo. Zaczynamy od Pompásu 2016, wina tyleż słodkiego, co żwawego i niespokojnego dzięki swej kwasowości. Grona harslevelu dają klasyczne dla tego szczepu aromaty lipy – od kwiatu po miód, ale na pierwszy plan wybijają się owoce. Tak, to dobry wstęp. Czas na moje ulubione wino z tego zestawu, to już zupełnie inny Budaházy, ten jest z miejscowości o pięknej nazwie Mad. Szaleństwo? Raczej nie, robione z rosnących na jednym z najlepszych w całym regionie Wzgórzu św. Tomasza Szent Tamás 2015 to popis elegancji. Owszem, jest miód, są morele, uroku dodają wyraźne nuty bergamotki i rumianku, ale przede wszystkim jest ujmująca klasa.

Co to są putnie? To garnuszki, którymi do moszczu dodaje się dotknięte szlachetną pleśnią, wysuszone, rodzynkowe grona. Tak powstaje tokaj aszú. Tu garnuszków mamy aż pięć i to wyłącznie z muszkatu. Mamy więc kwiatowe wariactwo w nosie i ustach. To się musi podobać. Rocznik 2002 był dla tokaju przeciętny, dzięki czemu i cena wina jest znośna. Nieznośne są tylko popisy na stronie dystrybutora, który zapewnia, że to „niezapomniany pomysł na prezent na osiemnaste urodziny, zwane Osiemnastką". Szczęśliwie wino jest znacznie lepsze niż te androny.