Paweł Łepkowski: Biały Dom zbyt blisko Kremla

Czy z całej amerykańskiej klasy politycznej rzeczywiście tylko Donald Trump może być posądzany o niejasne powiązania z Rosją Władimira Putina? To, co robili Hillary Clinton, Barack Obama albo syn Joe Bidena może być bardziej niepokojące.

Publikacja: 01.03.2024 10:00

Czy Hillary Clinton (na zdjęciu w 2009 r. w Berlinie) przyczyniła się do przejęcia Uranium One przez

Czy Hillary Clinton (na zdjęciu w 2009 r. w Berlinie) przyczyniła się do przejęcia Uranium One przez Rosatom? Oskarżenia odrzucał były szef jej sztabu wyborczego, mówiąc: „Sekretarz stanu USA nigdy nie korzystała ze swoich wpływów, by popchnąć do przodu tę transakcję”

Foto: GETTY IMAGES

Dwie wypowiedzi Donalda Trumpa wstrząsnęły ostatnio opinią publiczną Zachodu. W pierwszej starający się o powrót do Białego Domu były prezydent zasugerował zachęcanie Rosji do ataku na te państwa NATO, które nie wydają dość na obronę. Te słowa miały o tyle sens, że wszyscy członkowie sojuszu zaczęli nagle przeliczać, jaką część PKB przeznaczają na obronność. Ale już porównywanie siebie do Aleksieja Nawalnego, który jako jeden z nielicznych rosyjskich intelektualistów ośmielił się odważnie eksponować gargantuicznych rozmiarów korupcję reżimu Putina i zapłacił za to życiem, wydaje się po prostu głupie. Jak wynika z jego słów, Trump też uważa się za ofiarę systemu sprawiedliwości i politycznego kozła ofiarnego.

Nie, Trump nie jest i nie będzie amerykańskim Nawalnym. A Stany Zjednoczone, mimo wszystkich swoich wad ustrojowych, nigdy nie były, nie są i zapewne nigdy nie będą państwem porównywalnym do Rosji, w której deptane są prawa obywatelskie, a wszelkiej maści reformatorzy, społecznicy i ludzie pragnący zmienić ten skansen totalitaryzmu są truci lub mordowani.

Nowojorski miliarder może mieć jednak w jednej sprawie rację. Skoro stawia się mu zarzuty o nadużycia władzy, korupcję, łamanie konstytucji i namawianie do anarchii, dlaczego te oskarżenia nie padły pod adresem poprzednich prezydentów USA i wielu urzędników podejrzewanych o korupcyjne układy z Rosjanami? Przecież lista czynów stanowiących podstawę do ich oskarżenia jest naprawdę bardzo długa.

Czytaj więcej

Thomas Hertog: Obserwowanie Hawkinga było fascynujące

Ani Bush, ani Kennedy. Przed Donaldem Trumpem żaden prezydent nie odpowiadał przed sądem za decyzje na pograniczu prawa

Nie jestem stronniczy. W roku 2000 z zapałem wspierałem ochotniczo kampanię Ala Gore’a w New Jersey, wierzyłem w demokratów i zapowiedź budowy społeczeństwa równych szans. W latach 2001–2008 w dziesiątkach artykułów prasowych i w audycjach radiowych prasy polonijnej i amerykańskiej bez ogródek krytykowałem tragiczną w skutkach politykę zagraniczną i strategię wojskową administracji George’a W. Busha.

Jednak ani George W. Bush, ani żaden inny prezydent nie stanął przed sądem, żeby odpowiedzieć za te decyzje, o których wiemy, że były co najmniej z pogranicza prawa. A przecież od czasu inwazji w Zatoce Świń, poprzez aferę Watergate, Contras, rozporkową i wiele innych drastycznych nadużyć władzy, amerykańscy przywódcy powinni być równie skrupulatnie rozliczeni jak Trump.

Nikt nie postawił w stan oskarżenia prezydenta Johna F. Kennedy’ego, kiedy ten w listopadzie 1961 r. zdymisjonował dyrektora CIA Allena Welsha Dullesa za porażkę agencji w czasie wspieranej przez USA, nielegalnej z punktu widzenia prawa międzynarodowego, próby inwazji kubańskich emigrantów na południowe wybrzeże Kuby. A przecież dzisiaj wiemy doskonale, że to prezydent osobiście ponosił winę za fiasko inwazji w Zatoce Świń, ponieważ dając zielone światło dla operacji, nie udzielił CIA zdecydowanego wsparcia militarnego.

Następcą Dullesa został John Alexander McCone, 61-letni biznesmen i republikański polityk z Kalifornii. Ten nowy szef wywiadu cywilnego był zafascynowany Wietnamem i tzw. Złotym Trójkątem. Twierdził, że należy za wszelką cenę umacniać obecność wywiadowczą i militarną w tym regionie. O tym dzisiaj demokraci nie chcą pamiętać. Dlaczego? Ponieważ nie chodziło wcale o sprawy ideologiczne, ale o utrzymanie kontroli nad jednym z najbardziej dochodowych zagłębi produkcji twardych narkotyków na świecie.

Według amerykańskiego historyka Johna Koernera istnieją materiały jednoznacznie wskazujące, że CIA skrupulatnie kontrolowała każdy aspekt produkcji, transportu i dystrybucji heroiny. Są opracowania historyczne, które dowodzą, że do prac fizycznych wykorzystywano ludność tubylczą z plemienia Meo, nadzorowaną przez stacjonujące w Laosie Wietnamskie Siły Specjalne pod dowództwem gen. Dang Van Quanga, doradcy do spraw wojskowych i bezpieczeństwa prezydenta Wietnamu Południowego. Podobno Quangowi podlegał gen. Vang Pao, przywódca ludu Meo, który bezpośrednio nadzorował uprawy, zbiory i pakowanie surowego opium oraz wysyłanie go na pokładach helikopterów Air America do olbrzymiego kompleksu magazynów w Long Thien. Te magazyny nosiły nazwę „Duch Niebios” i to tutaj powstawała najczystsza chińska heroina.

Na tym etapie kończyła się rola CIA. Towar trafiał do dystrybutorów z mafii korsykańskiej i dalej znanymi już tylko im kanałami docierał na amerykańskie i europejskie ulice. Jest rzeczą niemal pewną, że dyrektor CIA John McCone musiał wiedzieć o tak szeroko zakrojonej operacji. Koerner dowodził, że wiedział o tym także prezydent, który dopiero w 1963 r. zakazał udziału agentów amerykańskiego wywiadu w tym procederze.

Grzechy Kennedy’ego wydają się drobnostką w porównaniu z przewinami jego następców. Dużo by o tym opowiadać. Ale warto przejść do czasów nam bliższych. Mało kto już dzisiaj pamięta w Europie przesłuchanie byłej sekretarz stanu Hillary Clinton przed komisją Kongresu 23 października 2015 r. A szkoda, bo można było tam usłyszeć bardzo ciekawe rzeczy. I nie chodzi jedynie o to, że Clinton używała w latach 2009–2013 swojego prywatnego konta e-mailowego w celach służbowych, przez co spowodowała naruszenie bezpieczeństwa amerykańskich placówek dyplomatycznych, w tym zaatakowanego przez terrorystów konsulatu w Bengazi, gdzie zginęło czterech Amerykanów, w tym ambasador USA w Libii Christopher Stevens.

W czasie przesłuchania pojawił się znacznie ciekawszy wątek, który mógł wskazywać, że Hillary Clinton naraziła bezpieczeństwo narodowe Stanów Zjednoczonych. Ona sama i jej zaplecze polityczne uważało, że tego typu oskarżenia są absurdalne i służą jedynie rozgrywce wyborczej. Jednak republikanie wskazywali na powiązanie pewnych wydarzeń z informacjami zawartymi w prywatnych listach Clinton. Jednym z nich było przejęcie kontroli nad firmą wydobywczą Uranium One przez podległą Kremlowi rosyjską agencję atomową Rosatom, która w ten sposób stała się prawdopodobnie największym producentem uranu na świecie.

Sekretarz stanu doskonale wiedziała, że taka transakcja będzie miała miejsce, i nie próbowała jej zapobiec. Czy międzyresortowy komitet rządu USA nie ingerował w sprzedaż akcji Uranium One pod wpływem przedstawiciela Departamentu Stanu, którym kierowała wówczas Hillary Clinton?

„Stawiam wszystkie swoje żetony na Billa Clintona”. Wyznanie lobbysty, a w tle uran dla Rosatomu

Skoro obawiamy się, że powiązania Donalda Trumpa z Władimirem Putinem mogą stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa całej Europy, to przyjrzyjmy się alternatywnemu wyborowi. Czy elity demokratyczne nie są jeszcze bardziej uzależnione od włodarza Kremla? Tu przydatny będzie przykład szarych eminencji Partii Demokratycznej – państwa Clintonów. I losów firm wydobywających uran.

W 1997 r. powstała kanadyjska spółka wydobywcza Southern Cross Resources Inc., która w 2005 r. została przemianowana na SXR Uranium One Inc. Jej zadaniem była eksploatacja północnoamerykańskich pokładów uranu. Chodzi o jeden z najważniejszych od 60 lat surowców energetycznych na naszej planecie. Najbogatszym udokumentowanym oraz eksploatowanym obecnie złożem jest podziemna kopalnia McArthur River w kanadyjskiej prowincji Saskatchewan. Duże znajdują się także w Australii, Kazachstanie, Rosji, Kanadzie, Nigrze, RPA, Brazylii, Namibii i USA. Oblicza się, że przy obecnym zapotrzebowaniu wynoszącym ok. 67 tys. ton rocznie światowe złoża uranu starczą ludzkości jeszcze na ok. 80 lat. A to oznacza, że już teraz należy rozpocząć intensywne poszukiwanie nowych. Według niektórych szacunków geologicznych wydobycie z nierozpoznanych dotąd złóż zaspokoiłoby globalny popyt przez kolejne 100 lat.

Mimo że Kanada ma obecnie największe odkryte złoża uranu, to eksploatacja tego surowca maleje w tym kraju z roku na rok. Spadek wydobycia jest spowodowany głównie wysokimi kosztami oraz odkryciem nowych złóż w Namibii i Kazachstanie. Przy niskich kosztach pracy w tych krajach wydobycie jest tam o wiele bardziej opłacalne.

Aby uniknąć konkurencji na rynku dostaw, producenci uranu próbują jednoczyć siły od początku lat 90. XX wieku. Nie zawsze jednak konsolidacja jest podyktowana celami wyłącznie ekonomicznymi. Coraz częściej zdarza się, że za fuzjami stoją interesy polityczne i gospodarcze wielkich mocarstw.

Prym wśród przedsiębiorstw wydobywczych uranu od lat utrzymują trzy przedsiębiorstwa: kazachska spółka KazAtomProm, francuska Areva oraz kanadyjska Cameco. Do tej trójki dołączyła na początku drugiej dekady XXI wieku rosyjsko-kanadyjska firma ARMZ-Uranium One. Jak do tego doszło?

W 2007 r. Uranium One nabyła od kanadyjskiego miliardera Franka Giustry pakiet kontrolny kanadyjskiej firmy Uras Energy, z siedzibą w Vancouver. Mało znany szerszej opinii publicznej miliarder założył w 1997 r. fundację The Radcliffe Foundation, która systematycznie wspomaga Fundację Billa Clintona. W czerwcu 2007 r. – dokładnie w tym samym czasie, kiedy powstała Uranium One – Bill Clinton i Frank Giustra założyli Clinton Giustra Enterprise Partnership, organizację doradczą dla firm, rządów oraz struktur pozarządowych na całym świecie. Giustra oraz meksykański miliarder Carlos Slim przekazali na ten cel 100 mln dolarów darowizny.

W taki oto sposób kanadyjski miliarder odwdzięczył się byłemu amerykańskiemu prezydentowi za to, że ten we wrześniu 2005 r. namówił prezydenta Kazachstanu Nursułtana Nazarbajewa, którego ówczesna demokratyczna senator Hillary Clinton nazwała w jednym ze swoich przemówień „dyktatorem łamiącym prawa człowieka”, do spotkania z nim i wydania mu pozwolenia na wydobycie uranu na terenie Kazachstanu. Tuż po wizycie w Astanie Giustra przekazał na fundację Clintona 30 mln dolarów.

Wielu komentatorów prasowych uważa, że wdzięczność kanadyjskiego miliardera mogła być nieporównywalnie większa. Świadczy o tym dość niefortunna wypowiedź Giustry w wywiadzie dla „New Yorkera” z 2006 r.: ,,Stawiam wszystkie swoje żetony na Billa Clintona. (…). Potrafi zrobić rzeczy oraz prosić o rzeczy, o które nikt inny na świecie nie mógłby prosić”.

Pojawiły się podejrzenia, że małżonkowie działali na rzecz tego prywatnego lobbysty, który najpierw pozyskał kazachską koncesję na wydobycie uranu, a następnie odsprzedał ją Rosatomowi. Nie chodziło tu wyłącznie o nieprzerwany napływ gotówki do fundacji byłego prezydenta, ale też o wysokie dochody państwa Clintonów. W lipcu 2014 r. dziennik „Washington Post” ujawnił, że od 2011 r. Bill Clinton zarobił prawie 105 mln dolarów. Warto przy tym pamiętać, że pod koniec swojej drugiej kadencji w Białym Domu był zadłużony na kilka milionów. Z zeznania podatkowego wynika, że zarabiał na prelekcjach, za które brał po ok. 190 tys. dolarów. W ciągu trzech lat wystąpił ponad 540 razy.

„Washington Post” podkreślił, że ujawnione dane są niepełne, ponieważ małżeństwo było zobowiązane do ujawniania swoich dochodów i stanu majątkowego jedynie w okresie, kiedy pani Clinton była senatorem, a później sekretarzem stanu. Od chwili, gdy opuściła gabinet Baracka Obamy, nie miała już takiego obowiązku.

Czytaj więcej

Tadeusz Iwiński: Jak PiS zrobi sto okręgów, trudno będzie wrócić do Sejmu

O co Barack Obama prosił Dmitrija Miedwiediewa. Przekonał go, że USA nie kiwną palcem w sprawie Ukrainy i Białorusi

W styczniu 2013 r. ukazał się w moskiewskim dzienniku „Prawda” artykuł rozpoczynający się od słów: ,,Rosyjska energia nuklearna podbija świat”. Artykuł opisywał z detalami kulisy zakupu większościowego pakietu akcji Uranium One przez Rosatom. Wynikało z niego, że Rosjanie będą mogli nareszcie wejść na niedostępny dotychczas rynek kazachski i eksploatować tamtejsze pokłady uranu. Zakup otworzył też jednak Rosjanom drogę do eksploatacji piątych co do wielkości na świecie złóż uranu położonych na terytorium Stanów Zjednoczonych.

Uran jest surowcem strategicznym związanym z amerykańskim bezpieczeństwem energetycznym. Jest oczywiste, że sprzedaż złóż eksploatowanych przez największą spółkę wydobywczą w Ameryce Północnej kontrolowanej przez Kreml agencji wywołało niepokój większości instytucji amerykańskiego rządu. Jednak na międzyresortowej konferencji dotyczącej planowanej strategii działania nie pojawił się nikt z Sekretariatu Stanu kierowanego wówczas przez Hillary Clinton.

Pod koniec kwietnia 2015 r. ukazał się w dzienniku „New York Times” artykuł sugerujący, że transakcja zakupu Uranium One przez Rosatom była wręcz efektem działań sekretarz Clinton, która mogła w ten sposób zapewniać sobie hojne datki na zbliżającą się kampanię wyborczą. Przejęcie kontroli nad Uranium One uczyniło z prezydenta Władimira Putina włodarza światowego rynku uranu. Ale czy to znaczy, że Clintonowie świadomie sprzedali swój kraj?

Brian Fallon, szef sztabu wyborczego Hillary Clinton, stanowczo zaprzecza informacjom podanym przez „New York Times”: ,,Nikt jak dotąd nie przedstawił choćby jednego dowodu na to, że Hillary Clinton, będąc sekretarzem stanu, podjęła jakiekolwiek działania na rzecz darczyńców fundacji Clintona. Na sprzedaż Uranium One zgodę wyraził przede wszystkim kanadyjski rząd. Sekretarz stanu USA nigdy nie korzystała ze swoich wpływów, by popchnąć do przodu tę transakcję”.

Choć Fallon lojalnie bronił swojej szefowej, podejrzenia pozostały. W 2015 r. Władimir Putin nie był jeszcze traktowany jako zbrodniarz wojenny przez demokracje zachodnie. W tamtym czasie znajomość lub wręcz wspólne interesy z nim uchodziły płazem wielu amerykańskim politykom.

Ot, choćby w czerwcu 2001 r. George W. Bush spotkał się z Putinem na konferencji w Lublanie. Amerykański prezydent nie ukrywał swojej sympatii dla Rosjanina, nazwał spotkanie bardzo dobrym, a Putina określił mianem „niezwykłego przywódcy”. Wkrótce nowego przyjaciela gościł na swoim ranczu w Teksasie. Siedem lat później ten sam „niezwykły przywódca” postawił Busha w bardzo trudnej sytuacji, kiedy podczas otwarcia igrzysk olimpijskich w Pekinie szepnął mu do ucha, że właśnie wydał rozkaz ataku na Gruzję.

George W. Bush skoncentrował jednak swoją uwagę na Afganistanie i Iraku. Dzięki temu na Kremlu śmielej mówiono o przywrócenia granic Imperium Rosyjskiego z czasów panowania ostatnich Romanowów.

Mimo górnolotnych obietnic o obronie Europy Wschodniej przed rosyjskim ekspansjonizmem Barack Obama był kolejnym prezydentem, który przekonał obóz Putina, że Amerykanie nie kiwną palcem w sprawie rerusyfikacji Ukrainy i Białorusi. Podczas spotkania na szczycie przywódców USA i Rosji w marcu 2012 r. w Seulu jedna z amerykańskich stacji telewizyjnych przypadkowo zarejestrowała nieformalną rozmowę Obamy z Dmitrijem Miedwiediewem. Amerykański przywódca zapewniał ustępującego prezydenta Rosji, że ​​po wyborach prezydenckich w USA będzie miał „większą elastyczność”, jeśli chodzi o radzenie sobie z kontrowersyjnymi kwestiami w relacjach z Rosją, takimi jak np. obrona przeciwrakietowa.

Obama pokornie prosił, żeby Moskwa dała mu „swobodę” działań i wypowiedzi do czasu, aż w listopadzie tego roku zostanie wybrany na kolejną kadencję. Miedwiediew zapowiedział, że przekaże wiadomość przyszłemu prezydentowi Rosji Władimirowi Putinowi. Wyglądało to jak rozmowa suwerena z wasalem. Obama wyraźnie tłumaczył się, że na potrzeby kampanii wyborczej musi wykorzystywać temat obronności Europy Wschodniej i tarczy antyrakietowej. Czy takie zachowanie nie wywołuje większego niepokoju niż enigmatyczne wypowiedzi Donalda Trumpa?

Sprawa rosyjskich pieniędzy dla Huntera Bidena. Czy Donald Trump słusznie czuje się nierówno traktowany?

A co z dotąd niewyjaśnioną sprawą Huntera Bidena, syna prezydenta Joe Bidena? Donald Trump oskarża go o przyjęcie w 2014 r. 3,5 mln dolarów od Eleny Baturiny, rosyjskiej przedsiębiorczyni, wdowy pod burmistrzu Moskwy Juriju Łużkowie. Pieniądze zostały podobno przelane na konto firmy Rosemont Seneca Thornton, a płatność zaksięgowano jako „umowę o doradztwo”. Doradztwo? W jakiej sprawie?

Czy na tle tych wszystkich skandali całej klasy politycznej Partii Demokratycznej oskarżenia wysuwane pod adresem Donalda Trumpa nie noszą po prostu znamion zemsty politycznej i próby wyeliminowania niewygodnego konkurenta? Czy z tej całej grupy Trump rzeczywiście jest najbardziej podejrzanym o niejasne powiązania z rosyjskim dyktatorem? A może sprawa jest znacznie poważniejsza?

Trump czuje się prześladowany jak Nawalny, ponieważ jest jedynym byłym prezydentem surowo prześwietlanym przez prokuraturę i sądy. Prawo powinno traktować wszystkich równo. Problem w tym, że tak po prostu nie jest, co rodzi wśród zwolenników 45. prezydenta Stanów Zjednoczonych podejrzenia o spisek elit wobec ich kandydata. Trump umiejętnie wykorzystuje i podsyca te nastroje, prowadząc Amerykę ku rozłamowi.

Dwie wypowiedzi Donalda Trumpa wstrząsnęły ostatnio opinią publiczną Zachodu. W pierwszej starający się o powrót do Białego Domu były prezydent zasugerował zachęcanie Rosji do ataku na te państwa NATO, które nie wydają dość na obronę. Te słowa miały o tyle sens, że wszyscy członkowie sojuszu zaczęli nagle przeliczać, jaką część PKB przeznaczają na obronność. Ale już porównywanie siebie do Aleksieja Nawalnego, który jako jeden z nielicznych rosyjskich intelektualistów ośmielił się odważnie eksponować gargantuicznych rozmiarów korupcję reżimu Putina i zapłacił za to życiem, wydaje się po prostu głupie. Jak wynika z jego słów, Trump też uważa się za ofiarę systemu sprawiedliwości i politycznego kozła ofiarnego.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Polska przetrwała, ale co dalej?
Plus Minus
„Septologia. Tom III–IV”: Modlitwa po norwesku
Plus Minus
„Dunder albo kot z zaświatu”: Przygody czarnego kota
Plus Minus
„Alicja. Bożena. Ja”: Przykra lektura
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Plus Minus
"Żarty się skończyły”: Trauma komediantki
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje