Bezduszna struktura algorytmów Facebooka w służbie propagandy

Połączenie botów, fałszywych kont i twórców treści zarażało prawdziwych ludzi jak wirus. Często nie zdawali sobie sprawy, że zostali zainfekowani. Na Filipinach machina propagandowa prezydenta Dutertego korzystała na bezdusznej strukturze algorytmów Facebooka.

Publikacja: 09.02.2024 17:00

Brutalna kampania antynarkotykowa prezydenta Rodrigo Dutertego doprowadziła do śmierci tysięcy Filip

Brutalna kampania antynarkotykowa prezydenta Rodrigo Dutertego doprowadziła do śmierci tysięcy Filipińczyków. M.in. za ujawnianie informacji o niewinnych ofiarach policji prezydenccy hejterzy wzięli na Facebooku na cel niezależny serwis Rappler i jego zespół dziennikarski. Na zdjęciu: nalot na slumsy w Manili pod preteksem działań antynarkotykowych, 2017 rok

Foto: AFP

Każdej nocy od wyborów w czerwcu 2016 roku znajdowano śred­nio trzydzieści trzy ludzkie zwłoki na ulicach i w biednych dzielni­cach Manili. Część prasy zaczęła publikować nazwiska ofiar. Naj­ważniejsza gazeta „Philippine Daily Inquirer” otworzyła stronę „Lista zabójstw”; pierwsze wpisy pojawiły się zaledwie kilka godzin po za­przysiężeniu Dutertego (Rodrigo Duterte – red.) na prezydenta. ABS-CBN opublikowało również interaktywną mapę morderstw.

Rappler jako jeden z pierwszych podał szczegółowe informa­cje na temat zabitych ludzi: nasz cykl artykułów o bezkarności („The Impunity Series”) dał nazwiska i twarze liczbom i dokładnie wskazał udział policji w zabójstwach. Ofiary pochodziły zwykle z najbied­niejszych dzielnic Manili; wśród nich było wiele nastolatków i dzieci. Starannie śledziliśmy rosnącą liczbę zabitych i sposób, w jaki policja próbowała zmieniać statystyki. Uczyniliśmy wojnę z narkotykami – w rzeczywistości wojnę przeciwko biednym – głównym obiektem naszej uwagi.

W nadchodzących miesiącach wszystkie wspomniane wyżej trzy kanały informacyjne staną się celem osobistych ataków prezydenta Dutertego. Od chwili objęcia urzędu mianował on prawie sześć ty­sięcy pracowników administracji rządowej, wybranych, jak sam po­wiedział, ze względu na ich lojalność, a nie kompetencje. Stali się jego armią w wojnie z narkotykami, która potęgowała ogólną atmo­sferę bezkarności. Mężczyźni i kobiety służący Dutertemu wiedzieli, że mogą sobie pozwolić na korupcję i łamanie prawa. Mogli się znę­cać fizycznie, a nawet popełnić morderstwo – i uchodziło im to na sucho. Prezydent zapewnił im wszystkim nietykalność. „Ułaskawiam Rodriga Dutertego winnego zbrodni wielokrotnego morderstwa – powiedział kiedyś – podpisano Rodrigo Duterte”.

Jako burmistrz Davao Duterte rządził siłą swojej osobowości, udzielając przypadkowych instrukcji w cotygodniowych programach radiowych i telewizyjnych. Tak samo zachowywał się po przepro­wadzce do Manili. Środki masowego przekazu znajdowały się w cen­trum jego stylu przywództwa, posługiwał się też budzącą grozę bru­talną retoryką: „Hitler zmasakrował trzy miliony Żydów – powiedział kiedyś. – Teraz są trzy miliony narkomanów. Byłbym szczęśliwy, mogąc ich wyrżnąć”. Mijał się z prawdą – Hitler zamordował sześć milionów Żydów, a istnienie trzech milionów narkomanów na Fili­pinach było mało prawdopodobne – i podżegał do nienawiści, ale to oświadczenie pojawiło się na Facebooku i w innych mediach społecznościowych.

Czytaj więcej

Futbol na wskroś amerykański

Kapuśniaczek przeszedł w tsunami

Wkluczowym okresie przejściowym po objęciu urzędu przez Dutertego czołową postacią prowadzonej przez władze kampanii stała się artystka estradowa Mocha Uson. Popularną stronę Uson na Facebooku początkowo wypełniały głównie porady dotyczące seksu i sesje zdjęciowe w sypialni z dziewczynami z jej zespołu The Mocha Girls. Wkrótce jednak zaczęła pluć jadem na dziennikarzy i wszyst­kich innych, którzy krytykowali rządy nowego prezydenta. Jej co­dzienne posty zawierały teorie spiskowe o próbach zamachu stanu i spiskach CIA. Kampania Dutertego skwapliwie wykorzystała siłę mediów społecznościowych Uson, a prezydent powierzył jej później stanowiska w swojej administracji.

Bardzo dynamiczny rozwój strony, a także ewolucja Uson od seksownej tancerki do blogerki politycznej, propagandystki i urzęd­niczki państwowej, były doskonałym przykładem tego, jak algorytmy Facebooka umożliwiły rządowi, już dysponującemu zasobami pań­stwowymi, dalsze nadużywanie władzy.

W sierpniu 2016 roku Uson zamieściła mema z określeniem „presstytutka” – zbitką słów „prasa” (ang. press) i „prostytutka” – by opisać „krytykanctwo” mediów głównego nurtu. Jej teza była jasna: dziennikarze są skorumpowani. Napiszą wszystko, za co tylko za­płacą im sponsorzy – ludzie chcący obalić Dutertego. Rządowa nar­racja, która rozprzestrzeniła się na całe społeczeństwo, sprowadzała się do „my przeciwko nim”, ale przez chwilę dziennikarze nie mieli pojęcia, co się dzieje. Rozpowszechniony przekaz głosił, że media były „uprzedzone” wobec Dutertego, i przedstawiał go jako czło­wieka z ludu rzucającego wyzwanie elitom i oligarchom w „impe­rialnej Manili”. Podobnie jak ataki w mediach społecznościowych obliczone na wzmacnianie podziałów w amerykańskim społeczeń­stwie podczas wyborów w 2016 roku, skupione zwłaszcza wokół kwe­stii płci, rasy i tożsamości, ataki na Filipinach dotyczyły fundamen­talnych konfliktów: bogaci przeciw biednym, wieś przeciw miastu, elity przeciw wszystkim.

Mapowanie danych w naszej wewnętrznej bazie Sharktank po­kazało wzrost użycia niektórych słów między rokiem 2016 a mar­cem 2018 roku: bayaran, czyli „skorumpowany”, dilawan, czyli żółty, symboliczny kolor rodziny Aquino, przedstawianej jako elita ode­rwana od życia zwykłych Filipińczyków, i „stronniczość”. W szczy­towym momencie Uson i inni internetowi propagandyści użyli tego słowa w trzydziestu tysiącach komentarzy jednego dnia. W ramach grup i stron monitorowanych przez Rapplera w blisko pięćdziesię­ciu tysiącach postów i ponad 1,8 miliona komentarzy pojawiło się słowo „bayaran”.

Rappler stał się już celem ataków z powodu kampanii #No­PlaceForHate, ale reakcja na cykl artykułów o wykorzystywaniu in­ternetu jako broni pokazała mi, jak dogłębnie filipiński ekosystem informacyjny jest skorumpowany. Zaczęłam pojmować, że dzien­nikarze nie stoją już na straży faktów i informacji. Nowi gatekeepe­rzy, platformy technologiczne, wprowadzili zasady, które zapewniają cyfrowym populistom i autokratom odpowiednik broni nuklearnej, by wywrócili nasze społeczeństwa i demokrację – na całym świe­cie – do góry nogami.

Po opublikowaniu cyklu o internecie jako broni ataki na Rapplera rozpętały się na dobre. 4 października 2016 roku można je było po­równać do kapuśniaczka, który przeszedł w ulewę, a potem w tsunami, kiedy 8 października na Thinking Pinoy, stronie blogera RJ Nieto na Facebooku, pojawił się apel do zwolenników Dutertego #Unfol­lowRappler (Przestańcie obserwować Rapplera).

Dzień później, w niedzielę 9 października około godziny 21.00, Mocha Uson przeprowadziła na Facebooku godzinną transmisję wi­deo, wypełnioną propagandą o pierwszych stu dniach administra­cji Dutertego i o tym, jak jego „wrogowie pracowali dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, aby obalić prezy­denta. Tytuł jej postu brzmiał: „Moja reakcja na oskarżenia Rapplera pod moim adresem”, ale zmienił się on w tyradę na temat „mainstreamowych mediów”, Rapplera i mnie, pełną kłamstw, przeinaczeń i insynuacji. Nie wiadomo, czy były one celowe, czy też wynikały ze zwykłej ignorancji lub stanowiły połączenie złych zamiarów i głupoty.

„Podczas gdy my spokojnie pracujemy – powiedziała Uson po filipińsku – są tacy, którzy nas atakują. Nie czytam już mediów głównego nurtu”.

Tymczasem liczba komentarzy na jej facebookowym pro­filu wzrosła, częściowo napędzana fałszywymi kontami (Facebook usunie je dwa lata później). Tej nocy atak Dutertego w mediach społecznościowych zakończył się osiągnięciem celu speców od ma­chiny propagandowej: falą poparcia dla Uson i Dutertego, wymie­rzoną jak karabin maszynowy również we mnie i w Rapplera.

Nie doceniają i krytykują

Pięć lat później, po szturmie obywateli Stanów Zjednoczonych na budynek Kapitolu, zasady dotyczące takich zachowań w sieci zo­staną ujednolicone w wyniku wprowadzenia przez Facebook zakazu „brigadingu”, czyli skoordynowanych agresywnych zachowań w in­ternecie. Dzielą się one na kilka kategorii. Istnieją „marionetki”, czyli fałszywe konta, które atakują lub wychwalają, „masowe zgłoszenia”, czyli organizowanie się w celu wywarcia negatywnego wpływu na konto docelowe, i „astroturfing”, czyli fałszywe posty lub kłamstwa mające wyglądać na oddolne wsparcie lub zainteresowanie.

„Chcą usunąć Dutertego – mówiła Uson na Facebooku. – Pro­simy tylko o uczciwe relacjonowanie wydarzeń. To, co ważne, za­głuszają swoim krytykanctwem (…). Myślę, że cały nasz naród nie zwróciłby się do mediów społecznościowych, gdyby dziennikarze wykonywali swoją pracę. Po prostu nie doceniają dobrych rzeczy, które robi Duterte”.

„Dziennikarki Rapplera, czy poczułyście się urażone, kiedy po­wiedzieliśmy o »presstytutkach«? – pytała Uson. – Dlaczego jeste­ście takie wrażliwe? Może nie powinnyście się tym przejmować, o ile oczywiście nie jesteście presstytutkami”. To był przykład fałszywych, często niespójnych wniosków, które pochopnie wyciągała – jak rów­nież przemieszczenia internetowej mizoginii – ale jej odbiorcy szu­kali właśnie takiego uproszczonego przekazu. Dane i pytania z trzech części cyklu artykułów sprowadziła do jednego zdania. Starała się połechtać próżność zarówno obserwujących jej konto, jak i tych, któ­rzy podsycali teorie spiskowe.

„Maria Ressa powiedziała, że jesteśmy botami, trollami, fałszy­wymi profilami (…). Czy jesteście fejkami? – pytała swoją interne­tową publiczność. – (…) Nazwała nas »propagandą pro-Duterte« – teraz propaganda to mówienie dobrze o swoim kraju! A jeśli jesteś patriotą, jesteś trollem. Czyż Duterte nie jest prezydentem? Czy nie powinniśmy okazywać mu szacunku?”.

Podpuszczając w ten sposób odbiorców, nastawiła ich prze­ciwko mnie i Rapplerowi. Cytowała obsesyjne ataki Nieto, znanego również jako Thinking Pinoy, który publikował kłamstwa na temat Rapplera aż pięć razy dziennie – a wszystkie jego napaści wzmac­niał Facebook. Pozwolił na szeroką dystrybucję postów jednej osoby lub filmów jednego twórcy, co było kiedyś zarezerwowane dla na­dawców telewizyjnych. Rappler i ja byliśmy bezbronni. Machina propagandowa Dutertego korzystała na bezdusznej strukturze al­gorytmów Facebooka.

Post Mochy Uson z 12 marca 2018 roku brzmiał: „Mario Resso, Rapplerze, wasze wiadomości nie powinny być tylko plotkami”. Po­równała w nim swoje konto na Facebooku i stronę Thinking Pinoy z Rapplerem. Napisała na czerwono w języku tagalskim: „Ponieważ nikt wam nie wierzy, nazywacie ludzi obserwujących inne strony »fałszywymi kontami«. Nie bądźcie tacy zgorzkniali i przestańcie winić Facebook za wasz brak popularności”.

Propagandyści tacy jak Uson chwalili się, że mają więcej od­biorców niż media głównego nurtu; publikowali nawet dane doty­czące wyświetleń swoich stron. Jednocześnie podważali wiarygod­ność dziennikarzy i renomowanych gazet czy stacji telewizyjnych. W języku filipińskim istnieje słowo opisujące tę czynność: talangkaan, zachowanie krabów wpełzających na siebie, aby dostać się jak naj­wyżej. Sługusy Dutertego zmieniały nasz ekosystem informacyjny na oczach wszystkich. Minęły lata, zanim Facebook podjął jakiekol­wiek działania w tej sprawie.

Operacje informacyjne wszędzie są prowadzone w ten właśnie sposób. Powtarzane w kółko kłamstwa wykładniczo zmieniają po­strzeganie danej kwestii przez opinię publiczną. Światowe mocar­stwa zawsze wiedziały, że tak działa propaganda, ale mechanizmy te osiągnęły nowy wymiar i poziom w dobie mediów społecznościowych. Kiedy Facebook zdobył ponad trzy miliardy użytkowników na ca­łym globie, światowi przywódcy znaleźli sposób na realizowanie swojej polityki przy pomocy indywidualnych użytkowników me­diów społecznościowych.

Czytaj więcej

"Kos” wcale nie burzy pomników

Pięć głębokich oddechów

To, co wydarzyło się na Filipinach w 2016 roku, można uznać za wzorzec każdej operacji informacyjnej przeprowadzanej w de­mokratycznych krajach na całym świecie. Połączenie botów, fałszy­wych kont i twórców treści (użytkowników z krwi i kości, takich jak Mocha Uson) zarażało prawdziwych ludzi jak wirus, ale często ci ni­czego niepodejrzewający obywatele nawet nie zdawali sobie sprawy, że zostali zainfekowani. Z perspektywy czasu widać, że idee prowa­dzące do tragicznych wydarzeń zawsze zasiewano znacznie wcześ­niej przez toksyczne narracje internetowe.

W moim przypadku Uson i Nieto zaszczepili w ludziach przekonania, że „dziennikarz to prze­stępca” i „należy aresztować Marię Ressę” na kilka lat, zanim po raz pierwszy trafiłam do więzienia, a także ułatwili społeczną ak­ceptację procesów sądowych, które później stały się rzeczywistością. Wideo na żywo Mochy Uson, w którym zaatakowała mnie i Rapple­ra, stanowiło idealne połączenie interaktywności, jadu, mentalności „my przeciwko nim” i dużej klikalności – dokładnie tego, co nagra­dzają algorytmy Facebooka.

Prawie pięć lat później ten agresywny materiał nadal jest dostępny na Facebooku i ma ponad 3100 udo­stępnień, 12 tysięcy komentarzy i 497 tysięcy wyświetleń. Osobiste ataki na mnie pojawiły się w sekcji komentarzy, najgorsze opubliko­wali mężczyźni lub konta udające mężczyzn. Powtarza się to wszę­dzie tam, gdzie dociera Facebook; platforma w praktyce nagradza zachowania, które kobiety i inne słabsze grupy przez dziesięciole­cia zwalczały. Wszystkie te rzeczy zgłaszaliśmy Facebookowi bar­dzo wcześnie, ponieważ właśnie w komentarzach zaobserwowali­śmy liczne oznaki astroturfingu. W typowy dla siebie sposób Mark Zuckerberg nie wziął ich pod uwagę, twierdząc, że dezinformacja obejmowała tylko 1 procent platformy.

Nasiliły się również ataki na mój prywatny profil na Facebooku. Próbowałam reagować, ale mój News Feed został zasypany komen­tarzami. W połowie wymierzonego przeciwko mnie materiału Uson nadawanego na żywo zaczęłam liczyć ataki. O północy pojawiało się średnio dziewięćdziesiąt nienawistnych postów na godzinę. Byłam wściekła, a serce waliło mi jak młotem. Wstałam i zaczęłam chodzić po mieszkaniu, próbując zrozumieć, co się dzieje, i zastanawiałam się, jak właściwie powinnam na to zareagować.

Nie mogłam odpowiedzieć triumwiratowi twórców treści – Uson, RJ Nieto i Sass Sasot, transseksualnej studentce z Filipin mieszkającej w Holandii, która prowadziła bloga „For the Motherland” (Dla Ojczyzny). Taka reakcja uwiarygodniłaby ich tyrady w oczach od­biorców, których potrzeby zaspokajali, i zdawałam sobie sprawę, że nawet wtedy nie dotrę do tych ludzi. Widziałam jednak, jak przeko­nywano prawdziwych użytkowników, aby zmienili zdanie na temat mojego wieloletniego dziennikarskiego dorobku, który wydawał się już nie mieć znaczenia. To było tak, jakby kilku pijanych studentów rzucało obelgi pod moim adresem i nagle wiarygodność, którą zbu­dowałam przez całe moje życie zawodowe, legła w gruzach. Obser­wowałam ten proces w czasie rzeczywistym.

Zrobiłam więc to, czego się nauczyłam w strefach działań wojennych: wzięłam pięć głębokich oddechów z rzędu, zepchnęłam emocje głęboko w dół brzucha i podjęłam decyzję, co dalej robić. Postanowiłam upublicznić na mojej stronie na Facebooku prywatne wiadomości wysłane do mnie, by każdy mógł się z nimi zapoznać.

Udokumentuję ataki. Tej nocy wymierzona w nas kampania Uson i pozostałych pro­pagandystów odniosła natychmiastowy skutek: dwadzieścia tysięcy kont przestało obserwować stronę Rapplera na Facebooku. Był to najwyższy spadek w historii w ciągu jednego dnia i ta katastrofalna tendencja się utrzymywała. W ciągu miesiąca straciliśmy 44 procent tygodniowego zasięgu i 1 procent wszystkich naszych obserwujących, nieco ponad pięćdziesiąt tysięcy kont.

Facebook wyparł tradycyjne media

W istocie była to nowa i podstępna forma państwowej cenzury wykorzystująca algorytmy Facebooka. Zniknęło 25 procent odsłon naszej strony. Moja wiarygodność, budowana artykuł po artykule przez ostatnie trzydzieści lat, legła w gruzach właśnie wtedy, gdy publiczne zaufanie do Rapplera, naszej raczkującej organizacji me­dialnej, zostało wystawione na próbę.

Dziennikarz pozbawiony szacunku do siebie zrobiłby to samo, co ci tak zwani blogerzy, by przejąć ekosystem informacyjny naszego kraju, dlatego też na początku większość ludzi z niezależnych mediów zdecydowała się nie odpowiadać na coś, co przypominało sztu­backie wygłupy i zastraszanie. Potem wybuchła nienawiść i nastą­piły ataki ze strony rządu. Dopiero z perspektywy czasu ta strategia stała się jasna. Mieliśmy standardy i podręczniki etyki; broniliśmy wolności słowa. Prowadziliśmy wojnę w nowym świecie, opierając się na paradygmacie starego – uważaliśmy, że wystarczy zajmo­wać się dziennikarstwem.

Nie dotarło do nas, że Facebook, serwis internetowy, któremu miliony użytkowników nadal ufały w przekonaniu, że wspiera wspól­notę i łączy ludzi, wyparł tradycyjne media.

Fragment książki Marii Ressy „Jak stawić czoła dyktatorowi. Opowieść z pierwszej linii frontu cyfrowej wojny informacyjnej”, przeł. Tomasz Macios, która ukaże się za kilka dni nakładem wydawnictwa Znak, Kraków 2024

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Maria Ressa jest filipińską i amerykańską dziennikarką. Była przez 20 lat korespondentką CNN w Azji. Współzałożyła w 2011/2012 r. serwis internetowy Rappler, ujawniający przypadki korupcji na Filipinach i dokumentujący wojny narkotykowe. W 2021 r. za ochronę wolności słowa dostała, wraz z rosyjskim pisarzem Dmitrijem Muratowem, Pokojową Nagrodę Nobla.

Każdej nocy od wyborów w czerwcu 2016 roku znajdowano śred­nio trzydzieści trzy ludzkie zwłoki na ulicach i w biednych dzielni­cach Manili. Część prasy zaczęła publikować nazwiska ofiar. Naj­ważniejsza gazeta „Philippine Daily Inquirer” otworzyła stronę „Lista zabójstw”; pierwsze wpisy pojawiły się zaledwie kilka godzin po za­przysiężeniu Dutertego (Rodrigo Duterte – red.) na prezydenta. ABS-CBN opublikowało również interaktywną mapę morderstw.

Rappler jako jeden z pierwszych podał szczegółowe informa­cje na temat zabitych ludzi: nasz cykl artykułów o bezkarności („The Impunity Series”) dał nazwiska i twarze liczbom i dokładnie wskazał udział policji w zabójstwach. Ofiary pochodziły zwykle z najbied­niejszych dzielnic Manili; wśród nich było wiele nastolatków i dzieci. Starannie śledziliśmy rosnącą liczbę zabitych i sposób, w jaki policja próbowała zmieniać statystyki. Uczyniliśmy wojnę z narkotykami – w rzeczywistości wojnę przeciwko biednym – głównym obiektem naszej uwagi.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich