Ubóstwo jest hańbą demokracji. Uderza wprost w jej najgłębszą zasadę, w jej najśmielszą obietnicę – w ideę powszechnej równości ludzi. Paradoksalnie czyni to z o wiele większą siłą niż sam fakt istnienia drastycznych nawet różnic w dochodach poszczególnych obywateli państwa. Demokracja, która nie potrafi skutecznie przeciwdziałać nadmiernemu rozwarstwieniu majątkowemu, która toleruje wynoszenie nielicznych do niebotycznego bogactwa, a dla przytłaczającej większości pozostawia znój codziennej walki o byt, może być niesprawiedliwa, nie podważa jednak swojej zasadniczej idei. Istnienie rażących nawet nierówności można wytłumaczyć, odwołując się do demokratycznych z ducha (lub chociaż dających się z demokracją pogodzić) zasad: indywidualnej zapobiegliwości, pracowitości, talentu do robienia interesów. Rozwarstwienie majątkowe samo w sobie nie podważa demokracji dopóty, dopóki wszyscy – zarówno ci, którzy żyją w przepychu, jak i ci, którzy żyją skromnie – posiadają dostęp do podstawowych dóbr oraz są w stanie zadbać o materialny byt dla siebie i swoich bliskich na pewnym elementarnym poziomie.
Ubóstwo zmienia ten obraz, bo podważa ludzką godność. Bieda nie jest tylko zjawiskiem ekonomicznym, ale również moralnym. Ludzie, którzy w nią popadli, nie czują się już w pełni ludźmi; pozostali chętnie widzą w nich „nierobów” albo „złodziei”. Z łatwością potrafimy sobie przedstawić własne życie jako osób fantastycznie majętnych (willa z basenem, kolekcja drogich motocykli, jacht na Lazurowym Wybrzeżu i tak dalej). Aby zrozumieć, jak by ono wyglądało, gdybyśmy stali się ubodzy, potrzeba znacznie większego wysiłku wyobraźni.
Czytaj więcej
Wizja ogólnoświatowego państwa, w którym wszyscy będą równi i wolni, a brud historii zostanie ostatecznie zmyty, jest oczywiście utopią. Niemniej zawarte w niej maksymalistyczne roszczenia moralne oddziałują już tu i teraz m.in. w ruchach woke czy cancel culture.
Przemysłowa rewolucja w Anglii
Demokracja była dla Alexisa de Tocqueville’a – jednego z najwybitniejszych XIX-wiecznych filozofów polityki – czymś więcej niż tylko ustrojem politycznym, w którym władza należy do ludu. Rozumiał ją szerzej, jako oparty na powszechnej równości wszystkich obywateli stan społeczny, ku któremu prowadzi ludzkość coś na kształt opatrznościowego procesu. Taką właśnie demokrację zobaczył Tocqueville podczas swojej dziewięciomiesięcznej podróży do Ameryki, którą ze swoim przyjacielem, Gustawem de Beaumontem, odbył na przełomie 1831 i 1832 roku.
Nie była to jednak jedyna ważna podróż francuskiego arystokraty z pierwszej połowy lat 30. XIX wieku. W 1833 roku po raz pierwszy udał się do Anglii. Dwa lata później odwiedził ją ponownie, tym razem docierając również do Irlandii. To właśnie tam dostrzegł nowe dla siebie zjawisko, nieznane w podobnej skali we Francji, częściowo tylko widoczne w Ameryce: masowe ubóstwo. „Sytuacja biednych jest najgłębszą plagą Anglii” – notował Tocqueville w zeszycie z zapiskami z pierwszej ze wspomnianych podróży.