Okomunizmie w Polsce pisano już na różne sposoby. Emocjonalnie, naukowo, wspomnieniowo. Andrzej Brzeziecki robi to jednak w zupełnie nowej formie – tak popularnej, jak i frapującej, a przede wszystkim osadzonej w morzu źródeł. Tym samym po raz kolejny udowadnia, że historię można opowiadać jednocześnie z pasją i bez szkody dla prawdy historycznej.
Jego najnowszą książkę można nazwać podróżą przez historię karier i politycznych zawirowań z życia najważniejszych komunistycznych decydentów w Polsce. Opowiada ją od czasu końcowego etapu niemieckiej okupacji po ostatnie tchnienie PZPR. Warto jednak podkreślić, że Brzeziecki opisał te wydarzenia w formie interesującego reportażu, podlanego wiedzą naukową. Ten kolaż zdecydowanie może przypaść do gustu nie tylko miłośnikom historii najnowszej, ale znacznie szerszemu kręgowi osób zaciekawionych rozgrywkami na szczytach nomenklatury. W tym przypadku – powojennych komunistycznych elit.
Czytelnik znajdzie zatem w „Betonowym umyśle” nie tylko skrócone dzieje komunizmu po wojnie, ale przede wszystkim wgląd w charaktery ludzi, którzy tamten system budowali. Jeszcze nigdy polscy komuniści nie zostali sportretowani w tak wierny sposób, a zarazem jak ludzie z krwi i kości. Ludzie, którzy poza komunistycznymi ideałami – traktowanymi zresztą dość utylitarnie – mający też swoje mniejsze, ludzkie, materialne i osobiste sprawy.
Czytaj więcej
Damian K. Markowski, rocznik 1986, to wschodząca gwiazda polskiej historiografii. Ten pracownik IPN ma już spory dorobek, ale przede wszystkim charakteryzuje się wyważonymi ocenami. To cenne, zwłaszcza że wypowiada się przeważnie o historii Polaków i Ukraińców. Rok temu wydał ważną książkę „Anatomia strachu. Sowietyzacja obwodu lwowskiego 1944–1953". Była to jednak pozycja stricte naukowa. Tym razem dla szerszego grona czytelników opisał walki polsko-ukraińskie o Lwów w 1918 r.
Dzieje wieloletniej konfrontacji między frakcjami „narodową” (i silnie antysemicką) a „międzynarodową” (wśród której nie brakowało działaczy o żydowskich korzeniach), czyta się niczym polityczny thriller. Brzeziecki nie stroni przy tym od barwnych anegdot. Czyż bowiem nie jest ciekawe, iż „twardogłowi” komuniści czynili przymiarki do utworzenia instytutu badania historii przypominającego dzisiejszy IPN (oczywiście w „czerwonej” wersji)? Opisuje również rozmaite pseudokulturalne i paranaukowe przybudówki mające legitymizować władzę partii, by wymienić choćby stowarzyszenie Grunwald, szermujące zarówno antysolidarnościowymi, jak i antysemickimi hasłami. Czy też pismo „Rzeczywistość”, którego motto można by ująć w cytat jednej z publikujących na jego łamach komunistek: nie możemy sobie pozwolić na żadne przeciągania, żadne pobłażania, a tych, którzy tworzyli klimat tolerancji, choćby tylko moralnej, trzeba jak najszybciej wymienić.