Joanna Szczepkowska: Symboliczny dramat Teatru Dramatycznego

Cały problem przemocowości ideologicznie utożsamiany z kobietą ofiarą i mężczyzną oprawcą musi odejść do lamusa, bo zbyt wyraźnie widać, że kobiety nie są gorsze od mężczyzn, jeśli idzie o rozkosz znęcania się nad podwładnym.

Publikacja: 22.12.2023 17:00

Joanna Szczepkowska

Joanna Szczepkowska

Foto: Fotorzepa/Darek Golik

Awięc stało się: pępowina przecięta. Nowa polityczna i społeczna rzeczywistość wpisuje się w koniec i początek kalendarza. Swoiste narodziny. Wszystko przypadło na czas, kiedy będziemy sobie składać życzenia. I te przy opłatku, i te o północy w sylwestra. Nie ma więc powodu, żeby nie złożyć sobie także życzeń z okazji narodzin całkiem nowych czasów. I właśnie ich sformułowanie to też nowa rzeczywistość, bo powinniśmy pragnąć też całkiem nowego języka. Co to znaczy? Moim zdaniem chodzi przede wszystkim o pozbawienie języka publicznego wszelkiej ideologizacji. Inaczej mówiąc, pozbawienie go politycznej poprawności, czyli przerobienie pojęć uznawanych dotąd za oczywiste. Już sam fakt, że nowy rząd składa się z osób o różnych światopoglądach, wymusza właściwie nowy język, ale jest też całkiem nowe pokolenie, dla którego większość pojęć należy do zamierzchłych epok, nie mówiąc już o kompromitacji wielu z nich.

Czytaj więcej

Joanna Szczepkowska: Nibylandia

Jeśli na przykład przywołamy dramat Teatru Dramatycznego w Warszawie, to jawi się on jako coś o znacznie większym wymiarze niż sprawa jednej stołecznej sceny. W kulisach teatrów dzieją się często ludzkie dramaty, nieczęsto jednak są one przenoszone na forum publiczne, a jeszcze rzadziej stają się szerzej pojętą sprawą polską. Teraz tak się stało. Dlaczego? Bo cała ta historia z nieoczekiwanymi zwrotami akcji dotyka nie tylko terenu sztuki. Rozbudza dyskusję na wielu płaszczyznach – począwszy od przemocowości, na feminizmie skończywszy. I nie chodzi o dyskusję w znanych od lat „bańkach” ideowych, gdzie z góry można przewidzieć, kto co powie i jakich użyje argumentów. Chodzi właśnie o to, że zostały złamane te granice, które wydawały się nienaruszalne od dziesiątek lat. Feministki nie tylko na swoich forach włączają się do dyskusji, kontrując wszystko, co jest fałszywym feminizmem, choć przecież do tej pory szły jednym frontem wobec przeciętnego odbiorcy. Sprawa druga: cały problem przemocowości ideologicznie utożsamiany z kobietą ofiarą i mężczyzną oprawcą musi odejść do lamusa, bo zbyt wyraźnie widać, że kobiety nie są gorsze do mężczyzn, jeśli idzie o rozkosz znęcania się nad podwładnym.

Pisząc to teraz, mam dziwne uczucie uwolnienia się od lęku, że tak jak kiedyś spotka mnie po tych słowach lawina oskarżeń i tzw. grillowanie. Mam optymistyczne wrażenie, że będzie można powiedzieć to, co się myśli, bez posądzenia o bycie „krypto-PiS” czy inną agenturę.

Pisząc to teraz, mam dziwne uczucie uwolnienia się od lęku, że tak jak kiedyś spotka mnie po tych słowach lawina oskarżeń i tzw. grillowanie. Mam optymistyczne wrażenie, że będzie można powiedzieć to, co się myśli, bez posądzenia o bycie „krypto-PiS” czy inną agenturę. Nigdy nie zapomnę, jak uczestnicząc lata temu za rządów liberałów w programie telewizyjnym na temat konwencji stambulskiej, potraktowałam zaproszenie do dyskusji poważnie i zaczęłam dyskutować. Między innymi z tym, że jest tam wpisany punkt o „wykorzenianiu tradycji”, który uważam za niedopuszczalny i przemocowy, a także zadałam pytanie, czemu konwencja zakłada, że przemoc nie może pochodzić od kobiet. Pytałam nie dlatego, że ktoś mnie nasłał, tylko dlatego, że myślę. Kontra była natychmiastowa. Dowiedziałam się mianowicie, że zadając takie pytania, jestem za biciem kobiet.

Czytaj więcej

Joanna Szczepkowska: Przekleństwo skojarzeń po przemowie Jarosława Kaczyńskiego

No więc moim życzeniem na nadchodzący czas jest między innymi to, żeby nikt nigdy nie dostał takiej odpowiedzi. Aby słysząc taką wątpliwość, poddano pod dyskusję słowo „wykorzenianie” i zastanowiono się nad tym, czy kobiety bywają tak samo przemocowe jak mężczyźni, czy też posiadają jakieś inne DNA, w które nie jest wpisana agresja. I nie oznacza to lekceważenia problemu przemocy mężczyzny nad kobietą. Kiedyś uczestniczyłam w debacie, gdzie publiczność składała się z osób deklarujących lewicowy światopogląd. I przyszedł tam młody chłopak, nie żaden „kark” i pseudokibic, tylko myślący i wątpiący. Zaczął zadawać trudne pytania – nie chcemy pana tutaj! – wołano z sali tak długo, aż chłopak wyszedł. Jako zaproszona do panelu i siedząca razem z głównymi dyskutantami miałam taki odruch, żeby opuścić ten panel, wybiec za chłopakiem i wdać się w rozmowę. Nie zrobiłam tego i bardzo żałuję. Niczego nowego tam nie powiedziano, wyszliśmy tacy, jacy weszliśmy. A zatem moje życzenie na przyszłość jest takie, żeby tego czy innego chłopaka, tej czy innej dziewczyny nikt już nie wyrzucił z sali debat. Żeby na dobre otworzyć granice dyskusji i przekuć ideologiczne bańki.

Awięc stało się: pępowina przecięta. Nowa polityczna i społeczna rzeczywistość wpisuje się w koniec i początek kalendarza. Swoiste narodziny. Wszystko przypadło na czas, kiedy będziemy sobie składać życzenia. I te przy opłatku, i te o północy w sylwestra. Nie ma więc powodu, żeby nie złożyć sobie także życzeń z okazji narodzin całkiem nowych czasów. I właśnie ich sformułowanie to też nowa rzeczywistość, bo powinniśmy pragnąć też całkiem nowego języka. Co to znaczy? Moim zdaniem chodzi przede wszystkim o pozbawienie języka publicznego wszelkiej ideologizacji. Inaczej mówiąc, pozbawienie go politycznej poprawności, czyli przerobienie pojęć uznawanych dotąd za oczywiste. Już sam fakt, że nowy rząd składa się z osób o różnych światopoglądach, wymusza właściwie nowy język, ale jest też całkiem nowe pokolenie, dla którego większość pojęć należy do zamierzchłych epok, nie mówiąc już o kompromitacji wielu z nich.

Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi