Awięc stało się: pępowina przecięta. Nowa polityczna i społeczna rzeczywistość wpisuje się w koniec i początek kalendarza. Swoiste narodziny. Wszystko przypadło na czas, kiedy będziemy sobie składać życzenia. I te przy opłatku, i te o północy w sylwestra. Nie ma więc powodu, żeby nie złożyć sobie także życzeń z okazji narodzin całkiem nowych czasów. I właśnie ich sformułowanie to też nowa rzeczywistość, bo powinniśmy pragnąć też całkiem nowego języka. Co to znaczy? Moim zdaniem chodzi przede wszystkim o pozbawienie języka publicznego wszelkiej ideologizacji. Inaczej mówiąc, pozbawienie go politycznej poprawności, czyli przerobienie pojęć uznawanych dotąd za oczywiste. Już sam fakt, że nowy rząd składa się z osób o różnych światopoglądach, wymusza właściwie nowy język, ale jest też całkiem nowe pokolenie, dla którego większość pojęć należy do zamierzchłych epok, nie mówiąc już o kompromitacji wielu z nich.
Czytaj więcej
Kiedy myślę o stanie, w jakim znajduje się nasze państwo, nie znajduję lepszej nazwy niż Nibylandia.
Jeśli na przykład przywołamy dramat Teatru Dramatycznego w Warszawie, to jawi się on jako coś o znacznie większym wymiarze niż sprawa jednej stołecznej sceny. W kulisach teatrów dzieją się często ludzkie dramaty, nieczęsto jednak są one przenoszone na forum publiczne, a jeszcze rzadziej stają się szerzej pojętą sprawą polską. Teraz tak się stało. Dlaczego? Bo cała ta historia z nieoczekiwanymi zwrotami akcji dotyka nie tylko terenu sztuki. Rozbudza dyskusję na wielu płaszczyznach – począwszy od przemocowości, na feminizmie skończywszy. I nie chodzi o dyskusję w znanych od lat „bańkach” ideowych, gdzie z góry można przewidzieć, kto co powie i jakich użyje argumentów. Chodzi właśnie o to, że zostały złamane te granice, które wydawały się nienaruszalne od dziesiątek lat. Feministki nie tylko na swoich forach włączają się do dyskusji, kontrując wszystko, co jest fałszywym feminizmem, choć przecież do tej pory szły jednym frontem wobec przeciętnego odbiorcy. Sprawa druga: cały problem przemocowości ideologicznie utożsamiany z kobietą ofiarą i mężczyzną oprawcą musi odejść do lamusa, bo zbyt wyraźnie widać, że kobiety nie są gorsze do mężczyzn, jeśli idzie o rozkosz znęcania się nad podwładnym.
Pisząc to teraz, mam dziwne uczucie uwolnienia się od lęku, że tak jak kiedyś spotka mnie po tych słowach lawina oskarżeń i tzw. grillowanie. Mam optymistyczne wrażenie, że będzie można powiedzieć to, co się myśli, bez posądzenia o bycie „krypto-PiS” czy inną agenturę.
Pisząc to teraz, mam dziwne uczucie uwolnienia się od lęku, że tak jak kiedyś spotka mnie po tych słowach lawina oskarżeń i tzw. grillowanie. Mam optymistyczne wrażenie, że będzie można powiedzieć to, co się myśli, bez posądzenia o bycie „krypto-PiS” czy inną agenturę. Nigdy nie zapomnę, jak uczestnicząc lata temu za rządów liberałów w programie telewizyjnym na temat konwencji stambulskiej, potraktowałam zaproszenie do dyskusji poważnie i zaczęłam dyskutować. Między innymi z tym, że jest tam wpisany punkt o „wykorzenianiu tradycji”, który uważam za niedopuszczalny i przemocowy, a także zadałam pytanie, czemu konwencja zakłada, że przemoc nie może pochodzić od kobiet. Pytałam nie dlatego, że ktoś mnie nasłał, tylko dlatego, że myślę. Kontra była natychmiastowa. Dowiedziałam się mianowicie, że zadając takie pytania, jestem za biciem kobiet.