Kiedy piszę ten felieton, jesteśmy jeszcze w „starej Polsce”. Kiedy on się ukaże, od nowej będą nas dzieliły dwa dni. O czym myślę najczęściej, kiedy mam nadzieję na zmiany? Nie chodzi o zmiany ustawowe, decyzje gospodarcze czy rozliczenia o charakterze prawnym. I choć to może dziwić, nie myślę o kulturze, choć czasem mam obawy, czy jedna ideologia nie zastąpi poprzedniej. Czy nie nastąpi kolejne przegięcie, tym razem w lewą stronę, i wszyscy artyści uprawiający sztukę, a nie interwencję, będą spychani na najdalszy plan i po prostu nie dostaną narzędzi w postaci dotacji czy miejsc do działania. No pewnie, że się tego obawiam. Jednak kiedy myślę o priorytetach, jestem przekonana, że trzeba się skupić na edukacji. Zreformować szkołę jako instytucję i jako filozofię nauczania.
Jeżdżę dużo po Polsce i mam do czynienia z licealistami. W rozmowach z nimi pojawia się często określenie „te czasy”. W „tych czasach” coś jest cięższe i trudniejsze niż w innych. Można powiedzieć, że każde pokolenie ma jakieś „swoje czasy”. Jednak nie przypominam sobie, żeby którekolwiek przedtem czuło się przez „te czasy” przytłoczone. Jeśli prawdą jest, że szpitale psychiatryczne są zapełnione młodzieżą, to z pewnością przyczyną są „te czasy”.
Czytaj więcej
W felietonach staram się nie pisać wiele o teatrze, jednak tym razem skupię się na dyskusji wokół Teatru Dramatycznego w Warszawie. A robię to dlatego, że jest to dyskusja o czymś więcej niż o zamieszaniu wewnątrz instytucji kultury.
Myślę jednak, że przyczyna frustracji nie leży tylko w tym pokoleniu. To raczej rodzice, czyli pokolenie wstecz, są przyczyną zagubienia dzieci. Przede wszystkim są zawsze w pracy, zawsze zajęci, zawsze przy telefonie. Rekompensują brak czasu prezentami, wymyślaniem zajęć pozaszkolnych albo stylem kumpelskim. Nastolatki często mają w rodzicach raczej kogoś w rodzaju starszego rodzeństwa niż dorosłych, czyli dojrzalszych.