Urodzona w 1938 r. Judy Blume uchodzi za jedną z prekursorek literatury dla tzw. młodych dorosłych. Zaczęła pisać pod koniec lat 50., dotykając w swych pracach tematów naruszających społeczne i obyczajowe tabu: od masturbacji przez menstruację aż po antykoncepcję. I choć publikowała w erze szeroko pojętej kontrkultury oraz buntu, jej proza często znajdowała się na celowniku zarówno konserwatywnych cenzorów, jak i zaniepokojonych rodziców.
Tak było m.in. w przypadku wydanej w 1970 r. powieści „Are You There God? It’s Me, Margaret”, w której przez dekady zaczytywali się nastoletni Amerykanie. Blume przez ponad pół wieku odrzucała kolejne oferty wykupienia praw do ekranizacji tej książki, aż wreszcie zgodziła się odsprzedać je producentowi Jamesowi L. Brooksowi (temu od „Simpsonów”). On posadził na krześle reżyserskim Kelly Fremon Craig, z którą współpracował nad „Gorzką siedemnastką” (2016), dobrze przyjętym komediodramatem dla młodzieży. W ten sposób powstał szalenie aktualny – choć zakorzeniony w epoce prezydenta Nixona i wierny materiałowi źródłowemu – film „Jesteś tam, Boże? To ja, Margaret”.
Czytaj więcej
Oksykodon i fentanyl stały się czarnymi charakterami wielu seriali i filmów. Nic dziwnego, w końcu Stany Zjednoczone trawi prawdziwa epidemia. Przyjrzyjmy się najciekawszym dziełom opowiadającym światu o tym amerykańskim kryzysie.
Po powrocie z letniego obozu tytułowa Margaret (fenomenalna Abby Ryder Fortson) dowiaduje się od rodziców o przeprowadzce z Nowego Jorku na przedmieścia New Jersey. 11-latka opuszcza gęsto zabudowany Manhattan i wprowadza się do dzielnicy bliźniaczych budynków z równo przystrzyżonymi trawnikami. Chcąc powstrzymać wiatr zmian, Margaret prosi o pomoc samego Boga. Jako że jej matka Barbara (Rachel McAdams), kobieta wychowywana w chrześcijańskim domu, oraz ojciec Herb (Benny Safdie), Żyd nieakceptowany przez swoich teściów, wychowali ją z dala od jakiegokolwiek wyznania, dziewczynka wznosi swe modlitwy wyjątkowo nieudolnie. Nie dość, że przeżywa kryzys wiary i tożsamości, potęgowany skądinąd przez projekt zlecony jej przez nauczyciela (ma odnaleźć siebie poprzez poznawanie różnych religii), to jeszcze zmaga się z dojrzewaniem jako takim, pojmowanym tak z perspektywy biologii, jak i relacji z rówieśnikami. Zabawne i bezpretensjonalne dzieło Craig jest – pomimo faktu, iż opiera się na eksponowaniu skomplikowanych emocji bohaterki – na wskroś uniwersalne. To oczywiście kolejny obraz poświęcony trudom przekraczania cienkiej granicy pomiędzy dzieciństwem a dorosłością, mający zresztą premierę w tym samym czasie, co uderzająco podobny utwór „Nie jesteś zaproszona na moją bat micwę” (reż. Sammi Cohen), ale i tak wyróżniający się na tle pozostałych przedstawicieli konwencji, zwłaszcza z uwagi na powagę, z jaką traktowane są tu problemy protagonistki (trochę na wzór kina Johna Hughesa). Nawet jeśli sprawy przybierają komiczny obrót – scena, w której szóstoklasistki, marząc o staniu się wreszcie kobietami z krwi i kości, biorą udział w czymś na kształt rytualnego obrządku i powtarzają, wypychając klatki piersiowe do przodu, okrzyk: „Musimy zwiększyć biusty!” – to bolączki, z jakimi zmagają się Margaret oraz jej nowe przyjaciółki (od nabycia pierwszego stanika po dostanie miesiączki), nie są bynajmniej przedmiotem drwin.
Craig pokazuje dorastanie jako udrękę i szereg rozczarowań, ale jednocześnie – prezentując postawy matki oraz babki Margaret, które okres ten mają już dawno za sobą – odnotowuje, że wszak życie stawia też inne wyzwania. Koniec końców drugi film reżyserki to pełna ciepła i miłości opowieść o trzech pokoleniach nieustannie dojrzewających kobiet.