Od razu powiedzmy, że rum robią wszędzie na świecie, ale najlepszy jest ten z Karaibów. To czemu dziś nie o nim? Ano przez ostatni miesiąc żyłem niemal wyłącznie mistrzostwami świata w rugby, a że wygrali moi ulubieni Springboks, bo tak nazywa się reprezentację RPA, to postanowiłem to jakoś uczcić. A ponieważ południe Afryki to nie tylko wino, więc padło na rum. Od razu dodam, że stanowi on tam produkcję marginalną, bo jak przystało na winiarski kraj, robią tam przy okazji coraz więcej dobrych brandy, no i – jak przystało na byłą kolonię brytyjską – produkuje się tam znakomite giny. A rum?
Czytaj więcej
Wzruszam się na pogrzebach. To pewnie dlatego, że najbardziej lubię zapach kadzidła i cmentarze. I nie ma piękniejszego święta niż polskie Zaduszki.
A co my możemy robić w Karoo? Słyszę to w Graaff-Reinet, jednym z najstarszych w Afryce, uroczym, pełnym zabytków miasteczku. Wina się nie da, więc sięgnęli po rum. Ale po kolei, zacznijmy od Karoo. Józef Piłsudski mawiał, że Polska jest jak obwarzanek, bo najciekawsze ma na obrzeżach, na kresach. Południową Afrykę wielu traktuje podobnie – piękne wybrzeża, wspaniałe parki narodowe, nowoczesne miasta, a w środku pustka. Ta pustka to właśnie Karoo.
Południową Afrykę wielu traktuje podobnie – piękne wybrzeża, wspaniałe parki narodowe, nowoczesne miasta, a w środku pustka. Ta pustka to właśnie Karoo.
Geograf powie, że półpustynia, no step może, ale raczej to pierwsze – wysokie temperatury za dnia, zimno nocą, mało opadów, bezchmurne niebo. Biolog doda, że wiosną, czyli teraz, martwa ziemia wraz z pojawiającym się deszczem ożywa i pokrywa się mnóstwem traw, ziół i kwiatów. Historyk dorzuci, że surowa Kraina Pragnienia, jak tłumaczą nazwę Karoo, była barierą dla kolonizatorów Afryki, którzy długo nie mogli jej przebyć w drodze na północ. A ja powiem państwu, że uwielbiam Karoo, kocham jeździć po nim tu i tam.