Prioratem jesień się zaczyna, śpiewał stary wiersz Tuwima Czesław Niemen. To znaczy śpiewałby, gdyby panowie dożyli naszych czasów, bo eksplozja tego regionu to XXI wiek, więc nie ma o czym gadać. A skoro tak, to zaczniemy od Montsant, wszak to przecież niemal jedno i to samo.
Czytaj więcej
„Zawsze gotuję z winem. Czasem nawet dodaję je do potraw” – nie ja to zdanie wymyśliłem, ale owszem, to o mnie. Po tym felietonie będzie również o was.
Jesteśmy w Katalonii i to wcale nie w Barcelonie, bo z niej jedziemy wzdłuż morza 100 kilometrów na południe do Tarragony. Potem jeszcze tylko 50 kilometrów w góry i jesteśmy w miejscu, o którym nie tylko za Tuwima, Niemena, ale i młodego Kazika świat nie słyszał. Ot, po prostu bida z nędzą i wieśniackie wina. Malowniczo, owszem, ale z czego tu żyć? Pod koniec ubiegłego wieku do Prioratu napłynęli nowi winiarze i nowe idee. Wino zaczęło być coraz lepsze i coraz droższe. Ale Priorat to tylko 2 tys. hektarów, a świetne parcele są i w okalającej go apelacji Montsant.
Ot, po prostu bida z nędzą i wieśniackie wina. Malowniczo, owszem, ale z czego tu żyć? Pod koniec ubiegłego wieku do Prioratu napłynęli nowi winiarze i nowe idee. Wino zaczęło być coraz lepsze i coraz droższe.
W obu regionach swe ekologiczne, naturalne wina robi Franck Massard i po nie sięgnął polski Winecorner. Sam Massard, jak przystało na Francuza z pochodzenia, zaczynał jako najlepszy sommelier… Wielkiej Brytanii, ale znudziło mu się tylko wina serwować i postanowił je wytwarzać. Tak trafił do Katalonii, gdzie kupił wiele małych starych winnic w kilku apelacjach.