Wnuczka legendarnej pani Basi podawała mu ziółka, syn nieodżałowanego ministra Błaszczaka – zażywny pan w średnim wieku, niby profesor, ale inżynier, co nie budziło zaufania premiera – właśnie się rozłączył i awatar szefa kancelarii wygasł. Był w biurze sam. Od dekady poruszał się na wózku, ale przecież społeczeństwo było coraz starsze, a poza tym Roosevelt też nie chodził. Za to kpinom z jego XX-wiecznych, przedpandemicznych zwyczajów nie było końca. Już od 20 lat wszyscy pracowali przez awatary, nikt nie okupował biur. Nikt prócz niego. Z jego długowieczności już nie szydzono. Ona budziła grozę.
Sam prezes dawno przestał porównywać się do Adenauera, który kanclerzem Niemiec zostawał w wieku 73 lat, a odchodził po 14 latach. Strom Thurmond był przewodniczącym Senatu, trzecią osobą w USA, jeszcze w wieku 99 lat, a izbę opuszczał jako 101-latek. Kaczyński już zapowiedział, że to jego ostatnia kadencja, skończy rok starszy od Thurmonda i władzę odda. Oczywiście, jeśli będzie miał komu.
Czytaj więcej
„Opowiadaj / Nikt nie opowiada tak, jak ty / Choć bajeczki te na pamięć znam / Jakże wszystko to cudownie brzmi”. Wodecki nawet nie wiedział, że śpiewa o kampanii wyborczej.
Premierem zostawał po raz trzeci, a przecież był już wielokrotnie grzebany, po raz pierwszy jeszcze w latach 20. Wybory w 2023 roku PiS co prawda wygrał, ale nie był w stanie stworzyć rządu, czym rozpoczął karuzelę kolejnych elekcji co półtora roku, nazwaną później przez politologów korkociągiem izraelskim. Po każdych wyborach klincz był coraz mocniejszy, aż przełamała go II Zdrada Ziobry, który wiosną 2029 roku, za cenę prezesury Orlenu dla Patrycji Koteckiej i posady ministra edukacji dla znanego z aktywności internetowych posła Dariusza Mateckiego, przeszedł z 20 posłami do obozu Nitrasa.