Pokolenie Zet ucieka z Internetu. Dlaczego młodzi porzucają media społecznościowe

Mieli być „cyfrowymi tubylcami”, w końcu nie znają świata bez internetu. Mieli na dobre rozgościć się w rzeczywistości 2.0, czyli świecie wirtualnym. Ale dziś coraz częściej postanawiają się z tej sieci wylogować. Przed czym uciekają, za czym tęsknią?

Publikacja: 08.09.2023 10:00

Pokolenie Zet ucieka z Internetu. Dlaczego młodzi porzucają media społecznościowe

Foto: Adobestock

Emma Lembke, studentka Uniwersytetu Waszyngtona w St. Louis, urodziła się w XXI w. Była kilkuletnią dziewczynką, gdy w sieci zawisły Facebook (2004) i YouTube (2005). Wciąż była dzieckiem, gdy pojawił się pierwszy iPhone (2007) i pierwszy smartfon z systemem Android (2008). – Konto na Instagramie założyłam, gdy miałam 12 lat – mówiła w jednym z wywiadów. Jak przyznawała, wkrótce spędzała co najmniej sześć godzin dziennie, korzystając z różnych aplikacji i mediów społecznościowych – „bezmyślnie przewijając ekran”. A jednocześnie – jak mówiła – „czuła, że ma świat na wyciągnięcie dłoni”. – Dorastałam z telefonem w dłoni.

– W decydującym dla mojego rozwoju okresie, jako młoda kobieta, młody dzieciak w szkole średniej, wpadłam w świat polubień, komentarzy, bardzo namacalnych miar mojej wartości, uzależniających algorytmów i przewijanego w nieskończoność ekranu – wspominała. I w pewnym momencie Lembke nie czuła już, że ma świat u swoich stóp. – Wchłaniałam wszystkie te nierealne standardy dotyczące wyglądu. To doprowadziło do zaburzeń odżywiania. Wpadłam w straszną pętlę – wchodziłam na te aplikacje, zwłaszcza Instagram, czułam się z samą sobą coraz gorzej, ale czułam też, że nie mogę przestać przewijać ekranu, bo miał on nade mną dziwną władzę. Media społecznościowe posłużyły jako narzędzie do wzmacniania negatywnych cech i uczuć, których tak naprawdę nie chciałam mieć – tłumaczyła. – Miałam wrażenie, że wchodzę na te portale i czuję, że nie mam kontroli. Czułam się bardziej niespokojna, bardziej przygnębiona.

Dlatego latem 2020 r. w czasie pandemii, gdy w USA czas spędzany przed ekranem przez dzieci w wieku 10–14 lat wzrósł z 3,8 godziny dziennie do 7,7 godziny, Lembke stworzyła ruch LOG OFF (dosłownie: wyloguj się). Początkowo był to blog, na którym zachęcała innych młodych ludzi do dzielenia się swoimi negatywnymi doświadczeniami z używania mediów społecznościowych, ale wkrótce na jego bazie powstała organizacja Tech(nically) Politics, domagająca się zmian prawnych ograniczających swobodę działania koncernów stojących za mediami społecznościowymi (tzw. Kids Internet Design and Safety Act).

Ustawa ta jak dotąd nie weszła w życie, gdyż według jej krytyków oznaczałaby wprowadzenie cenzury w internecie, ale symptomatyczne jest, że inicjatywa jej uchwalenia wyszła nie od boomerów, czyli zrzędzących osób w wieku średnim, wspominających, że „kiedyś to były czasy”, lecz od przedstawicieli pokolenia Z, które dotychczas trudno było sobie wyobrazić poza internetem. Projekt ustawy przewiduje m.in. możliwość wyłączenia algorytmów sugerujących użytkownikom określone treści, obarczenia właścicieli mediów społecznościowych odpowiedzialnością za przeciwdziałanie i ograniczanie szkód doznawanych przez nieletnich, a także zapewnienie opinii publicznej i środowiskom naukowym dostępu do wewnętrznych danych, które pozwalałyby na prowadzenie badań na temat negatywnego wpływu, jaki media społecznościowe mogą wywrzeć na nieletnich.

Pokolenie Z odkryło, że internetem można się nie tylko zachłysnąć, ale wręcz zadławić i postanowiło powiedzieć: dość. Jedna z nastolatek, która dzieliła się w ramach ruchu LOG OFF swoimi wrażeniami z surfowania po sieci, napisała, że „spędzała sześć godzin dziennie w mediach społecznościowych, aż bolały ją oczy”. Tymczasem po wylogowaniu się „widzi lepiej”, a świat jest „znacznie dla niej bardziej wyraźny” – zarówno dosłownie, jak i w przenośni.

Z kolei 27-latka z Warszawy w rozmowie z „Plusem Minusem” mówi, że „coraz więcej osób z jej otoczenia bardzo ogranicza swój czas w internecie”. – Jest to spowodowane dużym przebodźcowaniem negatywnymi treściami. Ma to ogromny wpływ na psychikę ludzi. U jednych prowadzi to do zaburzeń np. odżywiania, u innych do braku samoakceptacji z powodu nierealnych obrazów bombardujących nas z każdej strony czy reklam. Czasem wystarczy coś na zasadzie „detoksu”. Kilka dni lub tydzień bez zaglądania na popularne portale potrafi poprawić nasze samopoczucie – przekonuje.

Czytaj więcej

Czy elektryczne samochody ocalą nasz świat?

Milion dolarów za usunięcie konta

Do pokolenia Z należą osoby urodzone po 1996 r. Poprzedzająca ich generacja, tzw. milenialsi (urodzeni w latach 1980–1995), była czymś w rodzaju pomostu między światem analogowym a cyfrowym. Milenialsi pamiętali świat sprzed pojawienia się internetu, a w świecie wirtualnym byli bardziej gośćmi niż gospodarzami. W ich przypadku wylogowanie się z internetu było o tyle prostsze, że – z własnego doświadczenia – znali pozacyfrowy punkt odniesienia. Z pokoleniem Z jest inaczej. To pierwsze pokolenie cyfrowych tubylców – ludzie, którzy znają wyłącznie świat, w którym wirtualna rzeczywistość funkcjonuje równolegle z „analogową”, a nawet zaczyna nad nią dominować.

O tym, jak głęboko zanurzone w internecie (zwłaszcza w mediach społecznościowych) jest pokolenie Z, świadczy badanie Pew Research sprzed roku. 95 proc. Amerykanów w wieku 13–17 lat korzystało z YouTube’a, 67 proc. z TikToka, 62 proc. z Instagrama, a 59 proc. ze Snapchata. Co więcej – 77 proc. nastolatków przyznawało, że z YouTube’a korzysta codziennie, 58 proc. to samo powiedziało o TikToku, 50 proc. o Instagramie, a 51 proc. o Snapchacie. Co piąty nastolatek YouTube’a używał niemal cały czas. 16 proc. permanentnie używa TikToka, a 15 proc. – Snapchata. Jednocześnie więcej niż połowa (54 proc.) przyznało, że byłoby im trudno zrezygnować z mediów społecznościowych, a w przypadku starszych nastolatków (15–17 lat) odsetek ten był jeszcze większy (58 proc.).

Z kolei badanie przeprowadzone przez firmę badawczą Pollfish dla ExpressVPN wskazywało, że 100 proc. przedstawicieli pokolenia Z ma konto w mediach społecznościowych, a 61 proc. podejrzewa się o uzależnienie od tego rodzaju platform. 13 proc. badanych przyznało, że żadna suma pieniędzy nie skłoniłaby ich do skasowania konta w najczęściej używanym serwisie społecznościowym, a 20 proc. zrobiłoby to dopiero wtedy, gdyby zaoferowano im… milion dolarów. Jak mówi Lembke: technologia jest zaszyta w DNA pokolenia Z.

Permanentny egzamin z bycia fajnym

A jednak zanurzenie w internecie nie przyniosło młodym ludziom szczęścia. Jednym z podstawowych problemów okazał się model działania mediów społecznościowych, opierający się na permanentnym ocenianiu się przez użytkowników – czemu służy system „polubień” (tzw. like’ów) i wszystkie jego wariacje oraz system komentarzy pozwalających wyrażać aprobatę, dezaprobatę lub po prostu zainteresowanie. W internetowym świecie egzamin z bycia fajnym trwa permanentnie, a kto zakłada konto w serwisie społecznościowym, chcąc nie chcąc, włącza się do tego wyścigu.

Emma Lembke wspominała, że w mediach społecznościowych zanurzyła się, gdy – jako młoda kobieta – kształtowała obraz samej siebie i ustanawiała standardy dla tego, jak powinna wyglądać. A robiła to w konfrontacji z wyidealizowanymi i mocno zretuszowanymi (np. poprzez użycie popularnych na Instagramie filtrów) wizerunkami aktorek, piosenkarek czy celebrytek. U Lembke doprowadziło to do zaburzeń odżywiania i zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych. Z kolei 19-letnia Emma Conaghan na łamach internetowej platformy „Perspectives” opisywała, że w środowisku mediów społecznościowych nabawiła się tzw. cielesnego zaburzenia dysmorficznego (body dysmorphia) – czyli, mówiąc w uproszczeniu, przekonania o nieestetycznej budowie własnego ciała połączonego z uporczywymi i natrętnymi myślami na temat rzekomej wady budowy ciała.

Lembke i Conaghan nie były osamotnione, jeśli chodzi o takie problemy. Jak ujawniła Francis Haugen, była pracownica Facebooka, firma dysponowała ukrywanymi przed opinią publiczną badaniami, z których wynikało, że używanie Instagrama obniża samoocenę nawet co trzeciej nastolatki.

Joanna Flis, psycholog i psychoterapeutka uzależnień, w rozmowie z „Plusem Minusem” mówi, że „liczba porównań społecznych, którym poddawany jest w internecie człowiek”, jest bezprecedensowa z perspektywy historycznej. – Nigdy nie otrzymywaliśmy tyle informacji zwrotnych na swój temat i nie mieliśmy możliwości porównywania się z innymi na taką skalę – mówi. W efekcie, jak tłumaczy Flis, podświadomie zaczynamy zachowywać się w sieci jak na scenie. – Zachodzi proces nieświadomego uczenia się. Dostosowujemy się do tego, co druga strona chce zobaczyć i usłyszeć – dodaje. A to, jak mówi, prowadzi do powstania „pastiszowej osobowości” składanej z elementów, które wzbudzają, wyrażany „like’ami”, zachwyt innych.

Problem polega jednak na tym – kontynuuje Flis – że „w świecie analogowym nie da się tego powtórzyć”, bo tu nie działają filtry ani retusze zdjęć. Internet z jednej strony, paradoksalnie, ogranicza więc swobodę własnej ekspresji – choć teoretycznie miał być narzędziem umożliwiającym większą ekspresję. A z drugiej, tworzy napięcie między internetowym, pastiszowym „ja” a „ja” realnym. U młodych ludzi często prowadzi to do kryzysów psychicznych – wynikających z tego, że nie są w stanie sprostać nieistniejącemu ideałowi, którym może być zarówno wyretuszowane zdjęcie osoby trzeciej, jak i – o ironio – ich własne zdjęcie, na który nałożono jeden z filtrów.

20-letnia Gabriella Steinerman w rozmowie z „New York Postem” mówiła, że gdy skasowała konta w takich serwisach, jak Instagram czy TikTok, poczuła ulgę, ponieważ „gdy wrzucała [zdjęcie] chciała, by było to najlepsze możliwe zdjęcie, zrobione pod najlepszym kątem”. W związku z czym robiła 20 zdjęć tej samej rzeczy. – Porównywałam siebie do siebie, to nie było zabawne. To zachowanie obsesyjne i toksyczne, ale jednocześnie zwodnicze jest to, że gdy to robisz, wydaje się normalne.

O tym, jak uciążliwe dla przedstawicieli pokolenia Z jest ciągłe porównywanie się do innych w internecie, świadczy fakt, że we wspomnianym badaniu dla ExpressVPN 62 proc. respondentów przyznało, iż możliwość „ukrycia liczby polubień” zmniejsza ich stres związany z umieszczaniem w mediach społecznościowych nowych wpisów. Z kolei ok. połowy badanych przyznało, że zdarzyło im się skasować wpis w mediach społecznościowych, ponieważ nie uzyskał wystarczającej liczby polubień.

– Porównywanie się prowadzi do silnego lęku, depresji, zaburzeń lękowych – mówi Jakub Kuś, psycholog nowych technologii z Uniwersytetu SWPS. – Młodzi widzą, że permanentne przeglądanie zdjęć na Instagramie nie jest dobre z perspektywy ich zdrowia psychicznego – dodaje. Młodzi zaczynają odczuwać, że jeśli siedzą po dwie godziny dziennie na Instagramie, to potem czują się gorzej. – Zaczynają myśleć, że nie są idealni – zauważa. W efekcie coraz większa grupa młodych nie chce uczestniczyć w tym nowym wyścigu szczurów, którego celem jest bycie najbardziej akceptowanym i popularnym w sieci. A to jest z kolei impulsem, by – tak jak Lembke – postanowić się wylogować. – To zdrowa reakcja – uważa Jakub Kuś.

Czytaj więcej

Sieciowy koszmar armii Putina

Samotność w sieci

Nieustanne porównywanie się z innymi nie jest jedynym problemem pokolenia Z. Jak się okazuje, cyfrowym tubylcom doskwiera też samotność, co jest pewnym paradoksem, biorąc pod uwagę, że zanurzeni w mediach społecznościowych mogą wchodzić – i wchodzą – w interakcje z dziesiątkami czy nawet setkami ludzi z całego świata.

Z przeprowadzonego przez Ipsos badania dla oferującego ubezpieczenia zdrowotne koncernu Cigna wynika, że pokolenie Z jest najbardziej samotnym z amerykańskich pokoleń – ponad połowa jego przedstawicieli stwierdza, że odczuwa dziesięć z jedenastu uczuć wiązanych z samotnością – takich jak poczucie, że ludzie, którzy są wokół nich, w rzeczywistości nie są z nimi (69 proc.) czy też, że tak naprawdę nikt dobrze ich nie zna (68 proc.). Ponad 60 proc. przedstawicieli pokolenia Z wprost przyznało, że odczuwa osamotnienie.

Z tego samego badania wynika, że osoby, które wchodzą codziennie w bezpośrednie interakcje społeczne, czują się lepiej niż ci, którzy w takie interakcje nie wchodzą – i to jest być może klucz do zrozumienia samotności pokolenia Z. – W internecie wchodzimy w dużo powierzchownych relacji, ale bez poczucia bliskości – mówi Joanna Flis. – W rzeczywistości cyfrowej nie da się zbudować głębokiej relacji – dodaje. A dr Maciej Dębski z Fundacji Dbam o Mój Z@sięg zwraca uwagę, że gdy po pandemii, w czasie której życie młodych niemal w całości przeniosło się do internetu, uczniowie wracali do szkół, towarzyszył temu wielki entuzjazm. – Było widać uściski tych, którzy wreszcie mogli się zobaczyć. Pandemia pokazała, że brak relacji osobistych jest dotkliwy.

Dr Dębski zwraca przy tym uwagę, że internet sprzyja prywatyzacji życia i pozbawia nas wspólnych doświadczeń, które zbliżają większe grupy ludzi. Możliwość zamknięcia się w internetowej bańce, z którą na dodatek mamy kontakt głównie wirtualny, prowadzi do wyalienowania. A Joanna Flis zauważa, że między samotnością a występowaniem objawów depresji istnieje silna korelacja – 70 proc. osób doświadczających zaburzeń depresyjnych ma poczucie osamotnienia.

20-letnia studentka Uniwersytetu Kolorado Maddie Freeman, zaczęła propagować inicjatywę NoSo November, czyli „Listopad bez mediów społecznościowych”, głównie dlatego, że w liceum 12 jej rówieśników, w tym kilku przyjaciół, odebrało sobie życie. Wszyscy intensywnie używali internetu i mediów społecznościowych. Freeman zaproponowała więc, by listopad uczynić miesiącem wolnym od mediów społecznościowych, usunąć aplikacje pozwalające na szybki dostęp do nich i zająć się jogą, gotowaniem czy spotkaniami z przyjaciółmi. Pomysł Freeman opierał się na tym, by z rezygnacji z mediów społecznościowych uczynić pewne zbiorowe doświadczenie, a nie gest, który odizoluje daną osobę od innych. I to się udało. – W ciągu pierwszych dni tego wyzwania wszyscy mówili: „Nie brakuje mi w ogóle tych aplikacji. Nie chcę ich ponownie ściągać”. To był ciężar zdjęty z naszych ramion – wspominała Freeman.

A jednocześnie z przeprowadzonego w 2021 r. przez pracownię SocialSphere badania wynikało, że spośród przedstawicieli pokolenia Z 38 proc. po skorzystaniu z mediów społecznościowych odczuwało samotność, a 31 proc. – przygnębienie. Czy można się dziwić silnej pokusie, by się z tego środowiska wylogować?

Tęsknota za nieznanym

Przejawem chęci zerwania z rozczarowującą e-współczesnością jest nostalgia za czasami sprzed pojawienia się internetu – latami 90. czy nawet 80. I znowu: w przypadku milenialsów jest to naturalną tęsknotą za młodością. Uwidacznia się ona w memach z podwórkowym trzepakiem jako analogową wersją Facebooka czy też umieszczaniu zdjęć różnych atrybutów lat 90. (kaset magnetofonowych, walkmanów, dyskietek) i frazy „kto to pamięta, miał szczęśliwe dzieciństwo”. W przypadku pokolenia Z (przypomnijmy – osoby urodzone po 1996 r.) jest to jednak tęsknota za czymś teoretycznie zupełnie abstrakcyjnym.

A mimo to – jak wynika z badania GWI Zeitgeist ze stycznia tego roku – 37 proc. przedstawicieli pokolenia Z tęskni za filmami, muzyką i programami telewizyjnymi z lat 90., a 21 proc. – nawet z lat 80. Przedstawiciele tego pokolenia zaczynają się ubierać jak ich rówieśnicy sprzed trzech i czterech dekad, zamieniają słuchawki bezprzewodowe na przewodowe i fascynują się serialami takimi jak „Stranger Things” (współczesny, ale osadzony w latach 80.) czy „Przyjaciele” (hit z drugiej połowy lat 90.). Do kin trafiają remaki hitów Disneya, jak „Król Lew”, albo sequele takich staroci jak „Top Gun”. I wszystko to fascynuje nie tylko milenialsów, ale też pokolenie Z.

Dlaczego? Jednym z wyjaśnień wskazywanym przez psychologów jest tęsknota za czasami, w których przeżywało się pokoleniowe doświadczenia wspólnie – z grupą przyjaciół w kinie czy przy wspólnym oglądaniu ulubionego serialu przed telewizorem, a nie przed ekranem komputera z odpalonym Netfliksem. – Internet powoduje prywatyzację życia, zamykamy się na innych, doświadczamy wszystkiego w małej wspólnocie – zauważa Maciej Dębski. – To może być tęsknota za autentycznym przeżywaniem, emocjami, innym sposobem przeżywania świata; to nie kolejne klisze na Instagramie – mówi z kolei Jakub Kuś. – Młodzi są rozczarowani życiem przez internet, które polega na obserwowaniu życia innych ludzi – mówi natomiast Joanna Flis.

O tym, że te intuicje są słuszne, świadczą wyniki wspomnianego wcześniej badania pracowni SocialSphere. Na pytanie, czy życie było lepsze przed pojawieniem się mediów społecznościowych, 53 proc. przedstawicieli pokolenia Z odpowiada „tak”. Tęskniąc za nieznanymi dekadami z końca XX w., ci młodzi ludzie tęsknią po prostu za światem bez internetu.

Czytaj więcej

Cyberbezradni, czyli nie być jak Michał Dworczyk

Bunt pod hasłem JOMO

Odłączanie się od internetu ma jeszcze jeden aspekt, którego nie można lekceważyć. – Młodzi ludzie mają tendencje do kontrkulturowych zachowań. Internet, cyfrowy świat, stał się mainstreamem – zauważa Jakub Kuś. – A skoro tak, to ten, kto nie podąża za cyfrowym tłumem i chce iść pod prąd, musi stać się analogowy.

Na ten sam aspekt zwraca uwagę Joanna Flis. – Natura wyposażyła nas w kryzysy rozwojowe. To może być kolejny bunt – mówi. I zwraca uwagę, że w ostatnich latach tak dużo mówiono o konieczności rozwijania kompetencji cyfrowych, że dziś stały się one większe niż kompetencje społeczne. A więc wylogowanie się – i zamiana FOMO (Fear of Missing Out – strach przed tym, że coś nas ominie) na JOMO (czyli Joy of Missing Out – radość z tego, że coś nas omija) staje się przejawem buntu, choć przecież jest to tylko odkrywanie na nowo świata analogowego.

Rozmówcy „Plusa Minusa” nie kryją, że zmiana w nastawieniu młodych do internetu ich cieszy. – Jakimś cudem młodzi ludzie znajdują dla siebie wyjście z pułapki, jaką na nich zastawiliśmy – przekonuje Flis. A dr Dębski mówi, że chce myśleć, iż owoce przyniosła również praca u podstaw prowadzona m.in. przez jego fundację. – Chciałbym być optymistą i wierzyć, że część tych zachowań świadomego wycofania się jest związana z edukacją medialną. Być może po kilku latach zaczynamy widzieć jej efekty – mówi. Dr Dębski dodaje, że z badań prowadzonych przez Fundację Dbam o Mój Z@sięg wynika, że ok. 60 proc. młodych chciałoby zrobić sobie „cyfrowy detoks”, czyli przerwę od dostępu do nowych technologii.

Również Jakub Kuś jest przekonany, że świadomość młodych dotycząca negatywnych skutków nadużywania internetu będzie rosła, a świat cyfrowy „będzie musiał się dostosować”. Jako przejaw takiego dostosowania Kuś wskazuje np. pojawienie się ciekawej aplikacji BeReal, która daje użytkownikom tylko dwie minuty na wysłanie swojego zdjęcia i nie umożliwia stosowania żadnych filtrów, przez co fotografia jest naturalna. To ciekawa próba pozostania w e-świecie, ba, nawet w mediach społecznościowych, ale bez zabójczej logiki w nich obowiązującej. Bo to, że młodzi ludzie się wylogowują, nie znaczy, że nie zalogują się ponownie.

Oddajmy na koniec znów głos Emmie Lembke: – Nie mogę wylogować się zupełnie. Zdrowe korzystanie z mediów społecznościowych będzie każdą taką interakcją, w której czuję, że czerpię z niej korzyść, a moje zdrowie nie jest narażone na szwank. Chodzi o mentalne wylogowanie się na chwilę i zdanie sobie sprawy z tego, co czyni cię szczęśliwszym, gdy jesteś w mediach społecznościowych.

Foto: Roy Rochlin

Emma Lembke, studentka Uniwersytetu Waszyngtona w St. Louis, urodziła się w XXI w. Była kilkuletnią dziewczynką, gdy w sieci zawisły Facebook (2004) i YouTube (2005). Wciąż była dzieckiem, gdy pojawił się pierwszy iPhone (2007) i pierwszy smartfon z systemem Android (2008). – Konto na Instagramie założyłam, gdy miałam 12 lat – mówiła w jednym z wywiadów. Jak przyznawała, wkrótce spędzała co najmniej sześć godzin dziennie, korzystając z różnych aplikacji i mediów społecznościowych – „bezmyślnie przewijając ekran”. A jednocześnie – jak mówiła – „czuła, że ma świat na wyciągnięcie dłoni”. – Dorastałam z telefonem w dłoni.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich