Emma Lembke, studentka Uniwersytetu Waszyngtona w St. Louis, urodziła się w XXI w. Była kilkuletnią dziewczynką, gdy w sieci zawisły Facebook (2004) i YouTube (2005). Wciąż była dzieckiem, gdy pojawił się pierwszy iPhone (2007) i pierwszy smartfon z systemem Android (2008). – Konto na Instagramie założyłam, gdy miałam 12 lat – mówiła w jednym z wywiadów. Jak przyznawała, wkrótce spędzała co najmniej sześć godzin dziennie, korzystając z różnych aplikacji i mediów społecznościowych – „bezmyślnie przewijając ekran”. A jednocześnie – jak mówiła – „czuła, że ma świat na wyciągnięcie dłoni”. – Dorastałam z telefonem w dłoni.
– W decydującym dla mojego rozwoju okresie, jako młoda kobieta, młody dzieciak w szkole średniej, wpadłam w świat polubień, komentarzy, bardzo namacalnych miar mojej wartości, uzależniających algorytmów i przewijanego w nieskończoność ekranu – wspominała. I w pewnym momencie Lembke nie czuła już, że ma świat u swoich stóp. – Wchłaniałam wszystkie te nierealne standardy dotyczące wyglądu. To doprowadziło do zaburzeń odżywiania. Wpadłam w straszną pętlę – wchodziłam na te aplikacje, zwłaszcza Instagram, czułam się z samą sobą coraz gorzej, ale czułam też, że nie mogę przestać przewijać ekranu, bo miał on nade mną dziwną władzę. Media społecznościowe posłużyły jako narzędzie do wzmacniania negatywnych cech i uczuć, których tak naprawdę nie chciałam mieć – tłumaczyła. – Miałam wrażenie, że wchodzę na te portale i czuję, że nie mam kontroli. Czułam się bardziej niespokojna, bardziej przygnębiona.
Dlatego latem 2020 r. w czasie pandemii, gdy w USA czas spędzany przed ekranem przez dzieci w wieku 10–14 lat wzrósł z 3,8 godziny dziennie do 7,7 godziny, Lembke stworzyła ruch LOG OFF (dosłownie: wyloguj się). Początkowo był to blog, na którym zachęcała innych młodych ludzi do dzielenia się swoimi negatywnymi doświadczeniami z używania mediów społecznościowych, ale wkrótce na jego bazie powstała organizacja Tech(nically) Politics, domagająca się zmian prawnych ograniczających swobodę działania koncernów stojących za mediami społecznościowymi (tzw. Kids Internet Design and Safety Act).
Ustawa ta jak dotąd nie weszła w życie, gdyż według jej krytyków oznaczałaby wprowadzenie cenzury w internecie, ale symptomatyczne jest, że inicjatywa jej uchwalenia wyszła nie od boomerów, czyli zrzędzących osób w wieku średnim, wspominających, że „kiedyś to były czasy”, lecz od przedstawicieli pokolenia Z, które dotychczas trudno było sobie wyobrazić poza internetem. Projekt ustawy przewiduje m.in. możliwość wyłączenia algorytmów sugerujących użytkownikom określone treści, obarczenia właścicieli mediów społecznościowych odpowiedzialnością za przeciwdziałanie i ograniczanie szkód doznawanych przez nieletnich, a także zapewnienie opinii publicznej i środowiskom naukowym dostępu do wewnętrznych danych, które pozwalałyby na prowadzenie badań na temat negatywnego wpływu, jaki media społecznościowe mogą wywrzeć na nieletnich.
Pokolenie Z odkryło, że internetem można się nie tylko zachłysnąć, ale wręcz zadławić i postanowiło powiedzieć: dość. Jedna z nastolatek, która dzieliła się w ramach ruchu LOG OFF swoimi wrażeniami z surfowania po sieci, napisała, że „spędzała sześć godzin dziennie w mediach społecznościowych, aż bolały ją oczy”. Tymczasem po wylogowaniu się „widzi lepiej”, a świat jest „znacznie dla niej bardziej wyraźny” – zarówno dosłownie, jak i w przenośni.