Wiktoria Jędroszkowiak: Kto odpowie na wkurzenie młodych matek

Często słyszę od lewicowych czy liberalnych koleżanek, że musimy okazywać sobie więcej troski. Ale dobrze by było, żebyśmy z tą troską wychodziły poza własne bańki. Bo jeśli ktoś wierzy, że połowa młodych polskich mężczyzn to faszyści, z którymi nie warto rozmawiać, to grubo się myli - mówi Wiktoria Jędroszkowiak, aktywistka klimatyczna, współzałożycielka inicjatywy Wschód i Młodzieżowego Strajku Klimatycznego.

Publikacja: 28.07.2023 17:00

fot. Mireoslaw Stelmach FOTORZEPA

fot. Mireoslaw Stelmach FOTORZEPA

Foto: Fot. M.Stelmach

Plus Minus: Tylko 39 proc. Polek w wieku 18–29 lat deklaruje, że zamierza pójść na wybory. Jak myślisz, dlaczego tak mało?

Wydaje mi się, że młode kobiety mogą nie dostrzegać swojej reprezentacji w Sejmie, bo media często skupiają się na liderach partyjnych: Kaczyńskim, Tusku, Hołowni czy nawet Czarzastym. A żaden z nich ewidentnie nie jest kobietą. Rozumiem więc, że dziewczyny, które nie są jakoś megazaangażowane w politykę, nie czują, że mają na kogo oddać swój głos. Są oczywiście Pola Matysiak czy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, młode lewicowe polityczki zajmujące się problemami młodych Polek, ale ich superrobota, niestety, wciąż nie przebija się do kobiet, które mniej się interesują sprawami społecznymi. I trzeba to zmienić. Są jeszcze Ula Zielińska i Małgorzata Tracz z Zielonych, które też robią świetne rzeczy. Jest również Barbara Nowacka, która wykonuje, wyobrażam sobie, trudną pracę, patrząc na to, gdzie jest. I myśląc o niej, często porównuję ją sobie z Alexandrią Ocasio-Cortez z amerykańskiej Partii Demokratycznej, bo wyobrażam sobie, że tak jak AOC musi negocjować różne rzeczy z Joe Bidenem, tak pewnie podobnie ma Barbara Nowacka z Donaldem Tuskiem.

Nie no, Donald Tusk aż tak stary nie jest.

Ale to nie zawsze chodzi o metrykalną starość... A jak do młodych kobiet z Sejmu docierają głównie spory takich polityków, to się nie dziwię, że niezbyt je ciągnie do tego, by głębiej się zainteresować życiem społecznym. I w efekcie mamy dwa zjawiska: część młodych kobiet nie widzi sensu, by w ogóle pójść na wybory, a z tych, które pójdą, jedna czwarta chce zagłosować na Konfederację, bo tę partię popierają ich partnerzy, a w Polsce głosuje się w parach.

A to nie jest trochę seksistowskie tak zakładać, że nie mają swojego rozumu i nie popierają wcale programu Konfederacji, tylko idą za facetem?

Oczywiście, są i takie kobiety, które same w ten program wierzą, jasne. A to głosowanie w parach działa przecież w dwie strony, bo czasem to faceci nie interesują się polityką i głosują tak jak ich partnerki. Tyle że to, że młode kobiety rzeczywiście zaczynają popierać Konfederację, to zupełnie nowe zjawisko. Tego nie było jeszcze dwa lata czy nawet rok temu.

I często to te same wyborczynie, które wcześniej głosowały na lewicę czy Roberta Biedronia, które chodziły na Marsze Kobiet.

Ta zmiana brzmi zaskakująco i choć sama w życiu bym nie zagłosowała na Konfederację, to w pewien sposób rozumiem, z czego to wynika. Młodym zależy dziś na rozwiązywaniu kryzysów i załatwianiu największych stojących przed nimi problemów. A Konfederacja udaje, że jest partią, która właśnie wie, jak to zrobić. Sławomir Mentzen mówi: spójrzcie na swoje umowy zlecenia, policzcie sobie, ile odprowadzacie składek, i zobaczcie, co z tego macie…

Czytaj więcej

Jan Popławski: Kosiniak, Hołownia, zagrała chemia

I ma rację.

Jasne, też odprowadzam składkę zdrowotną od każdego zlecenia, a potem i tak muszę brać pieniądze od mamy na dentystę. I to nie jest spoko. Tyle że to nie likwidacja składek załatwi ten problem, ale reforma usług publicznych, które są dziś w opłakanym stanie. 

Ale w taką reformę nikt dziś nie wierzy.

Dlatego osobiście jestem wkurzona wcale nie na Konfę czy PiS, lecz na opozycję, która nie przedstawiła wciąż realnych planów poprawy sytuacji. Platforma lawiruje właściwie w każdej kwestii, a ludzie z jej otoczenia mówią, że nie potrzeba programu, by wygrać wybory. To nie jest poważne podejście do wyborców. Dlatego też w piątek zorganizowaliśmy pod Sejmem silent disco, bo chcieliśmy pokazać politykom, że jeśli oni nie zaczną traktować nas poważnie, to my ich też nie będziemy traktować poważnie.

Mówisz dużo o Platformie, ale Lewica też nie ma nic do powiedzenia np. młodym mężczyznom. Do nich dziś zwracają się wyłącznie Mentzen z Bosakiem.

Znam wielu facetów, którzy chcą na nich głosować – zresztą trudno, żebym nie znała, gdy w końcu co drugi młody wyborca popiera dziś Konfederację. I często z nimi rozmawiam, w wielu sprawach naprawdę potrafimy znaleźć wspólny język. A zdarza się, że tak naprawdę się okazuje, że chodzi nam właściwie o to samo. To często bardzo fajne chłopaki, dużo się uczą, pracują całe wakacje, by móc studiować i się utrzymać w dużym mieście. Ale na przykład wierzą, że jedyną drogą do zapewnienia sobie bezpieczeństwa w Polsce jest założenie własnej firmy, bo tak słyszą na TikToku. I popieranie Konfederacji wydaje im się bardzo pragmatycznym wyborem.

Ale wiesz, że nie tylko mężczyznom, ale i młodym kobietom również podoba się program gospodarczy Konfederacji? Wszystkie badania pokazują, że wasze pokolenie jest skrajnie indywidualistyczne.

Bo tak się nas wychowuje. Czasem sama się na tym łapię, jak różne egoistyczne odruchy są dla mnie naturalne. Choć, oczywiście, staram się tego oduczać i tworzę inicjatywę, w której działają różne osoby, każdy ma głos, dużo uczymy się od siebie i naprawdę z tej współpracy powstają fantastyczne rzeczy. Ale takich inicjatyw, niestety, wciąż jest niewiele. Często słyszę od lewicowych czy liberalnych koleżanek, że musimy okazywać sobie więcej troski. I generalnie zgoda, ale dobrze by było, żebyśmy z tą troską wychodziły poza własne bańki. Też do ludzi, którzy urodzili się gdzie indziej niż my, mają inne doświadczenia, problemy, czują się wykluczeni na inne sposoby. Bo jeśli ktoś wierzy, że połowa młodych polskich mężczyzn to faszyści, z którymi nie warto rozmawiać, to grubo się myli.

Studiujesz coś?

Zaczęłam prawo w Poznaniu, potem przeniosłam się na socjologię i antropologię do Warszawy, ale rzuciłam studia, gdy zaczęła się wojna i mocno zaangażowałyśmy się w protesty przeciw importowi rosyjskich surowców.

Czyli bardzo chciałaś studiować, ale najpierw pandemia, potem wojna… Wszystko przeciw tobie.

Śmiejesz się, ale uwierz, że naprawdę nie chciałbyś przechodzić w młodym wieku przez to, przez co przeszło moje pokolenie. W pierwszej klasie liceum mieliśmy chaos związany ze strajkiem nauczycieli, a potem wybuchła pandemia i zostaliśmy zostawieni sami sobie, czego efektem był kryzys zdrowia psychicznego, szczególnie u chłopaków. Studia zaczynaliśmy wciąż w pandemii, często wyłącznie w trybie zdalnym, nawet nie mogąc poznać na żywo nowych kolegów. A gdy już mogliśmy w końcu ruszyć do miast, w których studiowaliśmy, to się okazywało, że znalezienie tam miejsca do życia graniczy z cudem. Nasi rodzice często zarabiali za dużo, byśmy dostali miejsce w akademiku, ale za mało, by wynająć nam coś na ciągle drożejącym rynku. Nie mieliśmy więc nawet czasu, by odbić sobie pandemię na nowo możliwym życiem towarzyskim, bo musieliśmy od razu ruszyć do pracy, jakoś zarobić na utrzymanie w dużym mieście. Zostały nam więc tylko praca i studia, zero czasu na coś więcej. A tu nagle wybucha jeszcze wojna.

I tę wojnę odbieracie na różny sposoby. Część z was mocno zaangażowała się w pomoc, ale badania społeczne pokazują, że to właśnie wśród młodych najsilniejsze są nastroje antyukraińskie.

Dziwisz się? To przecież młodzi pracujący na śmieciówkach mają prawo czuć się najbardziej niepewnie na rynku pracy. U młodych kobiet widać lęki czasem na tle matrymonialnym, ale głównie na tle usług. Kumam to, że jak ktoś ma dwójkę małych dzieci i w żłobku czy przedszkolu może zabraknąć dla nich miejsca, a do pediatry trzeba nagle czekać w ogromnym kolejkach, to może u niego się pojawić wkurzenie. I na tę emocję odpowiedzieć potrafią właściwie tylko Konfederacja i kilka posłanek Lewicy, na przykład broniąc ludzi przed eksmisjami. Ale przekaz Konfederacji jednak lepiej dociera do młodych.

Bo o akcjach posłanek Lewicy nie mówią w TVN.

Chyba że nas zapraszają, to wtedy mówimy. Ale to prawda, że o takich problemach powszechnie się nie opowiada i nie może być tak, że w telewizji mówią o tym tylko dwie „crazy” dziewczyny, a reszta udaje, że nic złego się nie dzieje. Bardzo nam takiej dyskusji dziś brakuje.

Ale wielu chyba najbardziej brakuje nadziei. Konfederacja jest dziś jedyną siłą polityczną, która buduje pociągającą opowieść o lepszych czasach, o realnej poprawie naszego życia.

W końcu: Nowa Nadzieja. Konfederacja posługuje się językiem korzyści i aspiracji – i rzeczywiście potrzebujemy tego więcej, zresztą nie tylko na poziomie języka i plakatów wyborczych. Szczególnie, że u Konfederacji te korzyści i aspiracje skończą się jedynie na filmikach na YouTubie i TikToku, bo oni tej opowieści nie dowiozą. Mentzen obiecuje proste rozwiązania bardzo skomplikowanych problemów, a takie bajki zawsze się kończą wielkim rozczarowaniem. I obawiam się, że młodzi ludzie, którzy mu uwierzyli, mogą się potem na długo zrazić do polityki.

Lepiej więc mówić młodym, że ich problemów nie da się szybko rozwiązać?

Bardzo szybko może się nie da, ale można im opowiedzieć o świecie, w którym każdy z nas będzie mieć czas na odpoczynek, prawo do urlopu i pieniądze, by móc wyjechać na wakacje tam, gdzie chce. Można opowiedzieć o lepszych usługach publicznych, o tym, że będziemy wreszcie czuć, że płacone podatki idą na coś, z czego naprawdę możemy korzystać. To też przecież jest język korzyści i aspiracji. Tylko nie może w tej opowieści chodzić o to, by rozpalać te nadzieje tylko dla samego ich rozpalania, jak to robi Konfederacja. Te zmiany naprawdę trzeba dowieźć. Dlatego zamiast robić co cztery lata te same profrekwencyjne akcje dla młodych, realizowane przez 50-latków, które mogłyby się skończyć dziś podbiciem sondaży Konfederacji, my wolimy wnosić nasze tematy do debaty publicznej – na przykład bardzo mocno dotykający młodych problem mieszkaniowy – i przyciskać opozycję, by się nad nimi poważnie pochyliła.

Czyli to jest trochę taki szantaż: załatwimy wam młodych wyborców, ale najpierw dajcie coś nam konkretnego.

Wymaganie od polityków, by wykonywali swoją pracę, nie jest żadnym szantażem – oni mają odpowiadać na nasze potrzeby i rozwiązywać nasze problemy, a nie robią tego zbyt często. Spokojne czasy się skończyły. Dziś trzeba walczyć o to, by zapewnić sobie bezpieczne miejsce do życia, w którym nie będziemy musieli się martwić, co się z nami stanie, jak przyjdzie kolejny kryzys. A przyjdzie. One będą regularnie przychodzić, bo jesteśmy już w takim momencie kryzysu klimatycznego, że nie wszystko da się zatrzymać.

Czytaj więcej

Paweł Konzal: Nie bądźmy Teksasem Europy

A jak ty w ogóle rozumiesz „młodość”? Bo prowadzisz wakacyjną audycję w Radiu TOK FM, w której masz poruszać problemy ludzi młodych, a ostatnio zaprosiłaś do niej 40-letniego Jana Mencwela.

To jest bardzo ciekawe, czym jest młodość w ujęciu politycznym, bo taki Rafał Trzaskowski też podobno wciąż jest młody, a jest w wieku mojego ojca.

Mam wrażenie, że żarty z młodości Trzaskowskiego już dawno nie są śmieszne.

Problem w tym, że to nie żart – Trzaskowskiego czy Hołownię większość wyborców chyba naprawdę widzi jako młodych. Ale nawet jeżeli weźmiemy na tapetę naprawdę młodych polityków, choć w krajowej polityce zbyt wielu ich nie ma, to są to głównie ludzie z młodzieżówek partyjnych, noszący od 16. roku życia garnitury. To ci, którzy na pierwszym roku prawa chodzą z aktówką (śmiech). Myślisz, że oni mają mental młodego człowieka?

Nie wiem, co oni tak naprawdę myślą, bo nie mówią nic swojego, tylko ciągle powtarzają partyjny przekaz, jak Oskar Szafarowicz.

No, dokładnie. A z drugiej strony zobacz, jak mówi się o młodych w mediach. Na przykład Justyna Suchecka, świetna dziennikarka, która robi naprawdę ważne rzeczy, pierwszą swoją książkę o pokoleniu Z, „Young power!”, poświęciła samym tylko niesamowicie inspirującym młodym ludziom, prawie że polskim Gretom Thunberg. Ale tak przecież nie wygląda społeczeństwo. Młodzi pracują raczej w lodziarniach czy gdzieś na budowie w wakacje, by móc pojechać na festiwal muzyczny z polskimi raperami i spotkać Bedoesa. Tacy są raczej młodzi ludzie.

Bedoesiary?

Tak, i ja też jestem bedoesiarą, więc to totalnie rozumiem! Dlaczego nie pokazuje się nas z tej strony? Czemu ta opowieść o młodości zawsze musi być z takiego wysokiego C? Dlaczego, jak mamy wysłuchanie młodzieży w Senacie, to młodzież zawsze musi wyglądać jak nastolatkowie udający dorosłych? Czemu nie mogą przyjść w brudnych trampkach i podartych dżinsach, skoro tak wyglądają na co dzień?

Franek Sterczewski kiedyś tak przyszedł.

I dobrze, ale sensacja, jaką to wywołało, tylko potwierdza, że mam rację. Poza tym on ma trzydzieści parę lat, też naprawdę nie jest już najmłodszy. 

Ale o tym właśnie rozmawiamy – z perspektywy 50-latków jak najbardziej jest. Ostatnio zaproponowałem w redakcji, byśmy dali na okładkę Sokoła, bo nagrał numer na rocznicę powstania warszawskiego, i usłyszałem: „Słusznie, miejmy też coś dla młodych”.

Sokoła? Kurczę, w inicjatywie Wschód działa z nami 35-letni kolega, Konrad Skotnicki, który jest ogromnym fanem Sokoła i raz nawet zabrał nas na jego koncert, więc wiem, kto to jest, ale na pewno nie wszyscy młodzi o nim słyszeli (śmiech). Nie jest łatwo być młodym w tym superdorosłym świecie. Jak mam tę audycję w TOK FM, to też czuję, że niektórzy słuchacze próbują mnie wcisnąć w takie pudełko, że oto młoda Wiktoria, która teraz opowie, co myślą młodzi…

Sama zgodziłaś się na taką rolę.

Niekoniecznie. Zgodziłam się na tę audycję, a nie taką rolę.

Jesteś młodym głosem w emeryckim radiu.

I dobrze, bo w ogóle polskim mediom by się przydało, by je nieco przewietrzyć, „Rzeczpospolitej” zresztą też. To już powoli się dzieje, osoby w moim wieku, i trochę starsze, wydają i realizują programy w mediach głównego nurtu, coraz więcej z nas do nich pisze. Ja nie jestem żadnym głosem pokolenia, jestem raczej jednym z wielu głosów tego pokolenia. Dlatego wciąż przydałoby się nas więcej w mediach, nasze różne perspektywy. Szczególnie, że one często wychodzą poza to, co jest dzisiaj w mainstreamie. Są różni ciekawi młodzi reprezentanci pozaparlamentarnej opozycji, jak ekonomista Janek Zygmuntowski, który ma zupełnie inne pomysły na gospodarkę niż Mateusz Morawiecki. Ale jest też na przykład profrekwencyjna inicjatywa aktywistek liberalnych – Dziewczyny na wybory.

I co myślisz o tej akcji?

Nie czuję, by one mnie w pełni reprezentowały, ale na koniec dnia, mimo że się różnimy, to je wspieram, życzę im jak najlepiej. Ale mam trochę problem z tym, że to, co nas najmocniej dziś łączy, to anty-PiS. A ja nie chciałabym, żeby Polaków łączył PiS czy anty-PiS, tylko żeby łączyło nas załatwianie naszych problemów, stawianie czoła pilnym wyzwaniom. Bo naprawdę mamy przed sobą poważne kwestie i trzeba je jakoś rozwiązać, a nie tylko budować sobie na nich poparcie. O tych konkretach coraz częściej ze sobą rozmawiamy. I cieszę się, że nam jednak udaje się wnosić do politycznego świata trochę więcej solidarności, choćby niecodziennymi sojuszami, np. aktywistek klimatycznych z rolnikami.

Czytaj więcej

Posłuchaj, Plus Minus: Ludobójstwo, o którym nie wolno zapomnieć

Tak widzisz swoją inicjatywę Wschód, jako narzędzie do budowania solidarności społecznej?

I do przywracania Polakom godności. Nie chcemy być organizacją pozarządową, która utknie w tzw. grantozie, tylko chcemy być blisko ludzi, dopominać się o tych, którzy często nie mają kapitału społecznego, by sami powalczyć o swoje. I ja to kumam, bo moi rodzice są takimi ludźmi. Pochodzę z rodziny robotniczej, mój tata jest kierowcą ciężarówki, wozi paliwo w Niemczech. I w zeszłym roku, na kilka dni przed świętami, stracił pracę – w jeden dzień zwolniono wszystkich Polaków. Pierwszą jego myślą było: „Ale fatalnie, nie mogę nic z tym zrobić”. Wrócił do domu i nie wiedział, co ma począć. Poczuł, że odebrano mu godność. Ale potem się okazało, że sposób, w jaki ich zwolniono, był kompletnie nielegalny. I wygrał proces, znalazł nową pracę. Odzyskał godność. I myślę, że to dość powszechny problem ludzi w Polsce: na różnych polach odbiera się nam godność. Przecież właśnie dlatego Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory w 2015 roku, bo przywróciło Polakom godność – zdecydowanie się z tym zgadzam. I z tego trzeba wyciągnąć lekcję.

Wiktoria Jędroszkowiak (ur. 2001)

Aktywistka klimatyczna, współzałożycielka inicjatywy Wschód i Młodzieżowego Strajku Klimatycznego, prowadząca audycję „Młoda Polska” w Radiu TOK FM.

Plus Minus: Tylko 39 proc. Polek w wieku 18–29 lat deklaruje, że zamierza pójść na wybory. Jak myślisz, dlaczego tak mało?

Wydaje mi się, że młode kobiety mogą nie dostrzegać swojej reprezentacji w Sejmie, bo media często skupiają się na liderach partyjnych: Kaczyńskim, Tusku, Hołowni czy nawet Czarzastym. A żaden z nich ewidentnie nie jest kobietą. Rozumiem więc, że dziewczyny, które nie są jakoś megazaangażowane w politykę, nie czują, że mają na kogo oddać swój głos. Są oczywiście Pola Matysiak czy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, młode lewicowe polityczki zajmujące się problemami młodych Polek, ale ich superrobota, niestety, wciąż nie przebija się do kobiet, które mniej się interesują sprawami społecznymi. I trzeba to zmienić. Są jeszcze Ula Zielińska i Małgorzata Tracz z Zielonych, które też robią świetne rzeczy. Jest również Barbara Nowacka, która wykonuje, wyobrażam sobie, trudną pracę, patrząc na to, gdzie jest. I myśląc o niej, często porównuję ją sobie z Alexandrią Ocasio-Cortez z amerykańskiej Partii Demokratycznej, bo wyobrażam sobie, że tak jak AOC musi negocjować różne rzeczy z Joe Bidenem, tak pewnie podobnie ma Barbara Nowacka z Donaldem Tuskiem.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi