„I ty możesz pracować w NASA”: Nasz człowiek w NASA

„I ty możesz pracować w NASA” pokazuje, że spełniając swe plany zawodowe, można niekiedy przy okazji poważnie przysłużyć się ludzkości.

Publikacja: 30.06.2023 17:00

„I ty możesz pracować w NASA”: Nasz człowiek w NASA

Foto: mat.pras.

Skromnie zamierzona książeczka „I ty możesz pracować w NASA” składa się z 42 epizodów z życia inżyniera. Nie byłoby to bardzo interesujące, gdyby nie fakt, że ów inżynier od lat zajmuje się sondami kosmicznymi, a w dodatku jest synem Papcia Chmiela od komiksów z Tytusem, Romkiem i A’Tomkiem. Opuścił Polskę pod koniec lat 70., chciał studiować na Uniwersytecie Michigan fizykę, ale z powodów finansowych dał się namówić na inżynierię. Dostał się do Jet Propulsion Laboratory (Laboratorium Napędu Odrzutowego) w Kalifornii, które odpowiada za loty sond automatycznych do ciał Układu Słonecznego.

Artur Chmielewski brał udział w budowaniu i pilotowaniu z Ziemi misji do Marsa, Jowisza i Saturna, a także do komet. Same łaziki marsjańskie wymagały dużego pomyślunku i starań o niezawodność, bo w kosmosie nie ma stacji serwisowych. Książka zawiera imponujący materiał graficzny, pojazdy kosmiczne ukazane są ze szczegółami. Z łazików kosmicznych testowano tzw. strachy na wróble, czyli samo obramowanie plus koła – usunięcie wnętrzności zmniejszało ciężar do jednej trzeciej, co odpowiada poziomowi grawitacji na Marsie. Chmielewski relacjonuje tylko niektóre przygody związanie z lotami, ale każda jest ciekawa i pouczająca.

Zadziwiające, że człowiek odpowiedzialny za kwestie techniczne tyle uwagi przywiązuje do spraw międzyludzkich. Są to najlepsze fragmenty książki: gdy technologii nie da się już bardziej wyżyłować, trzeba szukać rezerw w zespołach ludzkich. Np. w celu ustalenia przyczyn nieustannego przekraczania budżetów Chmielewski zatrudnił psychologa, który stwierdził, że zespoły zbyt optymistycznie szacują swe siły. Zostawienie śrubokręta wewnątrz satelity powoduje skasowanie aparatury za miliony, gdy dochodzi do wystrzelenia go na orbitę. Chmielewski wielokrotnie szukał przyczyn awarii, ale nie piętnował ludzi. Dobrocią i spokojem więcej się osiągnie niż krzykiem.

Czytaj więcej

„Sydonia”: Oficjalnie obowiązująca głupota

Wśród pracowników JPL nie brak Polaków, choć książka wymienia tylko dwoje. Ada Blachowicz z Łączek Brzeskich na Podkarpaciu odpowiada za sterylizację sond, aby żadne ziemskie bakterie nie skaziły dalekich ciał niebieskich, zwłaszcza tych podejrzewanych o możliwość wytworzenia życia (np. lodowych księżyców Jowisza czy Saturna). Jacek Sawoniewicz uchodzi za genialnego konstruktora robotów – a wszak sondy i łaziki to wysoce autonomiczne roboty, choć sterowane z Ziemi. W ogóle książka zwraca się do młodych ludzi, by nie bali się realizować marzeń, zwłaszcza teraz, gdy otworzyło się tyle możliwości. Gdy za osiem lat ruszy projektowana sonda na Urana, polscy inżynierowie i naukowcy będą mogli wziąć w tym udział na pełnych prawach. Muszą tylko znać się na rzeczy.

„I ty możesz pracować w NASA” nie jest jednak agitką czy poradnikiem dla maturzystów. Pokazuje, dokąd może zaprowadzić zdolnego młodzieńca jego marzenie, a bardziej ogólnie – co można począć z własnym życiem. Chmielewski pracuje obecnie nad sondą DROIDS, która zbada w 2029 r. 340-metrową planetoidę Apophis, w dalszej przyszłości mającej zagrozić bezpośrednio Ziemi. Spełniając swe plany zawodowe, można przy okazji poważnie przysłużyć się ludzkości.

Najmniej Chmielewski osiągnął jako konsultant w filmie „Armageddon”. Choć tłumaczył, że wysadzenie komety atomem to najgorsze wyjście, nie dano mu wiary. W filmie ma się błyskać i grzmieć, odwrotnie niż w astronautyce, gdzie cierpliwa praca wielu ludzi i dokładność są najlepszą gwarancją sukcesu.

Skromnie zamierzona książeczka „I ty możesz pracować w NASA” składa się z 42 epizodów z życia inżyniera. Nie byłoby to bardzo interesujące, gdyby nie fakt, że ów inżynier od lat zajmuje się sondami kosmicznymi, a w dodatku jest synem Papcia Chmiela od komiksów z Tytusem, Romkiem i A’Tomkiem. Opuścił Polskę pod koniec lat 70., chciał studiować na Uniwersytecie Michigan fizykę, ale z powodów finansowych dał się namówić na inżynierię. Dostał się do Jet Propulsion Laboratory (Laboratorium Napędu Odrzutowego) w Kalifornii, które odpowiada za loty sond automatycznych do ciał Układu Słonecznego.

Pozostało 83% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi