Skromnie zamierzona książeczka „I ty możesz pracować w NASA” składa się z 42 epizodów z życia inżyniera. Nie byłoby to bardzo interesujące, gdyby nie fakt, że ów inżynier od lat zajmuje się sondami kosmicznymi, a w dodatku jest synem Papcia Chmiela od komiksów z Tytusem, Romkiem i A’Tomkiem. Opuścił Polskę pod koniec lat 70., chciał studiować na Uniwersytecie Michigan fizykę, ale z powodów finansowych dał się namówić na inżynierię. Dostał się do Jet Propulsion Laboratory (Laboratorium Napędu Odrzutowego) w Kalifornii, które odpowiada za loty sond automatycznych do ciał Układu Słonecznego.
Artur Chmielewski brał udział w budowaniu i pilotowaniu z Ziemi misji do Marsa, Jowisza i Saturna, a także do komet. Same łaziki marsjańskie wymagały dużego pomyślunku i starań o niezawodność, bo w kosmosie nie ma stacji serwisowych. Książka zawiera imponujący materiał graficzny, pojazdy kosmiczne ukazane są ze szczegółami. Z łazików kosmicznych testowano tzw. strachy na wróble, czyli samo obramowanie plus koła – usunięcie wnętrzności zmniejszało ciężar do jednej trzeciej, co odpowiada poziomowi grawitacji na Marsie. Chmielewski relacjonuje tylko niektóre przygody związanie z lotami, ale każda jest ciekawa i pouczająca.
Zadziwiające, że człowiek odpowiedzialny za kwestie techniczne tyle uwagi przywiązuje do spraw międzyludzkich. Są to najlepsze fragmenty książki: gdy technologii nie da się już bardziej wyżyłować, trzeba szukać rezerw w zespołach ludzkich. Np. w celu ustalenia przyczyn nieustannego przekraczania budżetów Chmielewski zatrudnił psychologa, który stwierdził, że zespoły zbyt optymistycznie szacują swe siły. Zostawienie śrubokręta wewnątrz satelity powoduje skasowanie aparatury za miliony, gdy dochodzi do wystrzelenia go na orbitę. Chmielewski wielokrotnie szukał przyczyn awarii, ale nie piętnował ludzi. Dobrocią i spokojem więcej się osiągnie niż krzykiem.
Czytaj więcej
„Sydonia” to bogato udokumentowana powieść, żywa, napisana w chłodnym, czystym stylu.
Wśród pracowników JPL nie brak Polaków, choć książka wymienia tylko dwoje. Ada Blachowicz z Łączek Brzeskich na Podkarpaciu odpowiada za sterylizację sond, aby żadne ziemskie bakterie nie skaziły dalekich ciał niebieskich, zwłaszcza tych podejrzewanych o możliwość wytworzenia życia (np. lodowych księżyców Jowisza czy Saturna). Jacek Sawoniewicz uchodzi za genialnego konstruktora robotów – a wszak sondy i łaziki to wysoce autonomiczne roboty, choć sterowane z Ziemi. W ogóle książka zwraca się do młodych ludzi, by nie bali się realizować marzeń, zwłaszcza teraz, gdy otworzyło się tyle możliwości. Gdy za osiem lat ruszy projektowana sonda na Urana, polscy inżynierowie i naukowcy będą mogli wziąć w tym udział na pełnych prawach. Muszą tylko znać się na rzeczy.