Robert Mazurek: Cymbał nie zje pieroga

Peerelowskie władze co jakiś czas przykręcały śrubę i okazywało się, że znów można w kabarecie śmiać się tylko z kelnera. Teraz też można śmiać się z kelnera. Chyba że jest gejem.

Publikacja: 26.05.2023 17:00

Robert Mazurek: Cymbał nie zje pieroga

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

Paweł Domagała bił żonę. Prywatną żonę bił, aktorkę Zuzannę Grabowską. Tłukł ją straszliwie, choć poprzedzał to pytaniem „Czy myślą państwo, że nie uderzę kobiety?”, bo działo się to na scenie nieistniejącego już, cokolwiek efemerycznego Kabaretu Na Koniec Świata. Zmachany Domagała wracał zza kulis w towarzystwie gwizdów publiczności. „Byłaby pani tak zbulwersowana, gdybym wpi…ł facetowi?!” – dopytywał rozjuszony. Bo Domagała walczył w ten sposób o równość. „Dla mnie nie ma kobieta, nie ma mężczyzna. Jest człowiek i właśnie tej kobiecie przywróciłem godność”.

Domagała wyprzedził epokę o dekadę, ale to i tak niewiele, wszak Monty Python wyprzedził swe czasy o cztery dekady. Rewolucyjny Stan żądający w „Żywocie Briana”, by nazywać go Lorettą, chciał być symbolem walki o prawa człowieka, a stał się symbolem walki z rzeczywistością i absurdu. Wówczas, nie dziś, rzecz jasna. Notabene Monty Python to fenomen sam w sobie. W czasach, gdy najważniejszym słowem świata po inkluzywności jest różnorodność, nie mógłby – jak przyznają sami jego członkowie – zaistnieć. Sami faceci, w dodatku biali, uprzywilejowani, wszak absolwenci Cambridge lub Oksfordu, żadnego kaleki – to już wystarczyłoby, by nie wpuścić ich do telewizyjnego studia. Najgorsze było jednak to, co tam mówili, wszak nie oszczędzali absolutnie nikogo: geje i transy, katolicy i anglikanie, biedni i niepełnosprawni, grubi i chudzi – nikt nie mógł czuć się bezpieczny, gdy Monty Python wychodził na scenę.

Czytaj więcej

Robert Mazurek: Nie ma taki człowiek 2.0

Anglicy w ogóle są odważniejsi niż my. „Little Britain” to już XXI wiek, czasy szalejącej politpoprawności, a jednak twórcom tego telewizyjnego show udało się zadrwić z gejów (może dlatego, że jeden z nich jest homoseksualistą), starców, kobiet i w ogóle z wszystkich, z których kpić nie można. Nie można, bo są chronioną mniejszością. I tu dochodzimy do sedna.

Otóż nie wolno kpić z mniejszości i żadna arytmetyka nam oczu nie zamydli. Co z tego, że kobiety w Polsce to 52 proc. obywateli, skoro są mniejszością? Na przykład w seminariach duchownych, że o klubach ekstraklasy nie wspomnę. Ale jeśli tolerancja i akceptacja, jak mówiono, zanim wymyślono inkluzywność, nakazuje traktować wszystkich tak samo, jeśli mają mieć te same prawa, to czy nie powinno przysługiwać im również prawo do bycia wyśmianym? Co ja mówię wyśmianym, czy nie powinni mieć prawda do bycia wyszydzonym, wydrwionym, skompromitowanym do cna?

Otóż nie wolno kpić z mniejszości i żadna arytmetyka nam oczu nie zamydli. Co z tego, że kobiety w Polsce to 52 proc. obywateli, skoro są mniejszością? Na przykład w seminariach duchownych, że o klubach ekstraklasy nie wspomnę.

Ale idźmy dalej i już bardziej serio: jeżeli płeć kulturowa, z angielska zwana złowrogo gender, może być dowolnie wybierana i nie ma nic wspólnego z chromosomami, że o excusez le mot, o genitaliach nie wspomnę, to czy nie można zapytać, jakiej płci jest osoba dziennikarska, że tak Daukszewiczem pojadę? I czemu nie można powtórzyć żartu Monty Pythona, by nie być oskarżonym o fobie i dyskryminację? Spodziewam się odpowiedzi, iż te niebożęta i tak mają pod górkę, więc nie posuwajmy się do linczowania słabszych. Naprawdę to zawsze ludzie słabsi? Anna Grodzka przypomina państwu w czymś biedną, wykluczoną społecznie i nieustannie postponowaną reprezentantkę słabej płci? Aha.

Czytaj więcej

Robert Mazurek: Sprawa Kamila i egzekucja w prime time

Skoro o Grodzkiej mowa, to przypomina mnie się jedno z posiedzeń sejmowej Komisji Kultury, na którym madame Grodzka nieustannie mówiła o obecnym nań o. Tadeuszu Rydzyku per pan. Zwrócono jej uwagę, że zwyczajowo po polsku do księdza mówimy ksiądz lub ojciec, na co ta się żachnęła: „W języku polskim słowo pan nie jest obraźliwe”. „Ma pan rację” – usłyszała od posła PiS Jana Dziedziczaka.

À propos o. Rydzyka, to jest on wyjątkiem od reguły, że z księży też nie wypada się śmiać. Nawet, a może zwłaszcza wtedy, gdy popełnią na Twitterze taki wpis jak ks. Daniel Wachowiak: „Czas na obiad. Nie jestem w swoim mieście, ale nadal w Polsce. Zaciekawiła mnie reklama pierogów. Idziemy. Po 300 metrach widzimy, że powiewa jedynie flaga Ukrainy. Pytam się, dlaczego nie wisi zatem i flaga Polski? Bo właściciel to Ukrainiec. Idziemy dalej ze względu na brak polskiej”. Tak oto anonimowy ksiądz stał się znany. Teraz jest znanym cymbałem.

Paweł Domagała bił żonę. Prywatną żonę bił, aktorkę Zuzannę Grabowską. Tłukł ją straszliwie, choć poprzedzał to pytaniem „Czy myślą państwo, że nie uderzę kobiety?”, bo działo się to na scenie nieistniejącego już, cokolwiek efemerycznego Kabaretu Na Koniec Świata. Zmachany Domagała wracał zza kulis w towarzystwie gwizdów publiczności. „Byłaby pani tak zbulwersowana, gdybym wpi…ł facetowi?!” – dopytywał rozjuszony. Bo Domagała walczył w ten sposób o równość. „Dla mnie nie ma kobieta, nie ma mężczyzna. Jest człowiek i właśnie tej kobiecie przywróciłem godność”.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich