„Koniec cywilizacji chrześcijańskiej” to książka, którą po prostu trzeba przeczytać. Delsol prezentuje w niej głęboką analizę rozpadu cywilizacji chrześcijańskiej i klęski polityki katolickiej – jak sama wskazuje, protestantyzm w jej myśli się nie mieści. „Cywilizacja chrześcijańska od dwóch stuleci walczy o to, aby nie umrzeć, i na tym polega ta poruszająca i heroiczna agonia” – wskazuje niemal na początku, a później jest tylko ostrzej. „Trzeba tak stwierdzić: żadne chrześcijańskie społeczeństwo nie oparło się fali nowoczesności, nawet jeśli, jak w dzisiejszej Polsce, mocno się broni” – uzupełnia Delsol. Jej zdaniem chrześcijanom nie udało się zatrzymać ani jednej głębokiej zmiany moralnej wymuszanej przez współczesność. I choć można wskazywać miejsca, gdzie sukcesy jednak odniesiono, to trudno nie uznać, że rzeczywiście w walce o duszę świata „chrześcijańska polityka” wielkich osiągnięć nie ma.
Czytaj więcej
Chrześcijańską odpowiedzią na cierpienie i ból nie jest więzienie, lecz empatia. A konserwatywne podejście do życia sugeruje, by nie ulegać histerii, tylko szukać w tej sprawie drogi pośrodku.
Już widzę odruch protestu w oczach części wierzących czytelników, którzy będą zapewniać, że Kościół przecież trwa i ma się w wielu miejscach nieźle. Tyle że francuskiej konserwatystce wcale nie chodzi o Kościół, bo ten, jej zdaniem, przetrwa, tylko o szczególną formę cywilizacji, którą chrześcijaństwo wytworzyło. To właśnie ta cywilizacja upadła i nie ma najmniejszych szans, by ją podnieść. Wbrew temu, czego można by się spodziewać, Delsol wcale nie twierdzi, że po upadku owej cywilizacji czeka nas nihilizm. Taka opinia, jej zdaniem, kompromituje tych, którzy ją wyrażają. „Po upadku chrześcijaństwa nie widzimy panowania zbrodni, nihilizmu, skrajnego materializmu, ale raczej moralność stoicką, pogaństwo, duchowość typu azjatyckiego” – zauważa. A w innym miejscu ujmuje rzecz jeszcze ostrzej: „z pewnością wiek XXI jest religijny – ale nie jest już chrześcijański. Na scenę wkroczyły inne religie”.
Już widzę odruch protestu w oczach części wierzących czytelników, którzy będą zapewniać, że Kościół przecież trwa i ma się w wielu miejscach nieźle.
Książka Delsol nie jest wbrew pozorom tylko lamentem nad tym, co minione, ale wskazuje także na to, co jest obecnie słabościami Kościoła, które można i trzeba zmienić. Jedną z nich jest klerykalizm (sama tak tego nie określa), czyli to, że wielu duchownych (i jeszcze więcej hierarchów) nie zauważyło, że Kościół nie ma już władzy nie tylko politycznej, ale i duchowej, jaką kiedyś miał. „Zbyt często duchowni zachowują się tak, jakbyśmy jeszcze trwali w świecie chrześcijańskim: wypowiadając się z pozycji autorytetu na wszystkie tematy, rządząc despotycznie kierowanymi przez siebie instytucjami, innymi słowy: przyjmując arogancki sposób działania, który w sytuacji pozostawania w mniejszości jest śmieszny. Zwłaszcza że wraz ze zniknięciem świata chrześcijańskiego zmieniła się nie tylko liczba chrześcijan, ale również zachowanie i oczekiwania tych wiernych, którzy zostali. Są oni o wiele bardziej wymagający wobec Kościoła” – zauważa Delsol. I dodaje: „Dla osoby świeckiej dzisiaj niezrozumiałe jest, że wysokie urzędy Watykanu publicznie oskarżone o homoseksualizm na wszystkich szczeblach nie robią tego, co natychmiast należałoby zrobić: albo zdementować oskarżenia z poparciem poważnych argumentów, albo wyraźnie postawić samych siebie pod znakiem zapytania. Kościół zachowuje się jak instytucja rządząca i dominująca, wierząc, że wszystko to, co dla innych niedozwolone, dla Kościoła jest dozwolone. Nie rozumie, że znajduje się w mniejszości i został pozbawiony władzy, co oznacza, że skandale jeszcze mocniej go pogrążają i dyskredytują” – zauważa.