Futbol i Chiny, niedobrana para

Chińczycy z inspiracji najwyższych władz zainwestowali miliardy w rozwój piłki nożnej. Ale zostać superpotęgą futbolową, jak nie potrafili, tak nie potrafią. I nic nie wskazuje, że to się wkrótce zmieni.

Publikacja: 07.04.2023 17:00

Xi Jinping na piłkarskim stadionie w Dublinie podczas wizyty w Irlandii

Xi Jinping na piłkarskim stadionie w Dublinie podczas wizyty w Irlandii

Foto: David Moir/Reuters/Forum

Plan był na wielką chińską miarę. Zrodził się w głowie samego Xi Jinpinga, który w 2011 roku dopiero zmierzał do pełni władzy w kraju, ale funkcje wiceprzewodniczącego ChRL i sekretarza Komunistycznej Partii Chin już dawały mu odpowiednią pozycję, by sterować także krajowym futbolem. Przyszły przewodniczący lubił piłkę nożną i nieraz potwierdzał w mediach to uczucie. Fotografował się z piłką i mówił o piłce. W kraju i za granicą był pokazywany jak ogląda mecze. Państwowe media opisywały w detalach jego wieloletnią miłość do tej gry.

W opublikowanym w 2015 roku 50-punktowym planie rozwoju piłki nożnej w Chinach do 2050 roku pojawiły się konkretne i wzniosłe cele. Wszystko po to, by ożywić i rozwinąć piłkę nożną – „palące oczekiwanie ludzi, pielęgnujące w narodzie zdrowie fizyczne i psychiczne oraz doskonalące kulturę”.

Futbol włączono do ogólnokrajowego programu szkolnego – za jednym zamachem miliony dzieciaków w szkołach podstawowych i średnich dostały więcej lekcji wychowania fizycznego, by zacząć uczyć się techniki podań i strzałów. Powstał projekt utworzenia za miliardy juanów 50 tysięcy szkółek piłkarskich do 2025 roku. Cel wytyczały słowa Xi Jinpinga: – Chiny najpierw muszą awansować na mundial, potem zostać jego gospodarzem, na końcu wygrać mistrzostwa świata.

Odważnie podał on datę tego finałowego sukcesu: 2050 rok, zapewne nie bez związku z faktem, że jesienią 2049 roku kraj będzie obchodził stulecie powstania Chińskiej Republiki Ludowej. Oczywiście nie tylko gorąca miłość do najpopularniejszego sportu świata i chęć zobaczenia swej drużyny w finałach mundialu kierowały przewodniczącym. Dostrzegł w futbolu sposób na zwiększenie prestiżu Chin w świecie, w końcu „supermocarstwo futbolowe” to brzmi prawie tak jak „supermocarstwo atomowe”, lecz nie wymaga produkcji bomb i rakiet.

Czytaj więcej

Golden Globe Race. Żeglarstwo sprzed ery GPS

Na początku było cuju

Czynnik komercyjny też miał znaczenie, dlatego w dokumencie znalazły się stwierdzenia skłaniające sektor prywatny do wspierania i rozwijania futbolu, co miało przynieść także korzyści gospodarcze. Ewentualna organizacja mistrzostw świata to znaczący element programu, drugim, może nawet ważniejszym, miały być inwestycje w profesjonalne rozgrywki ligowe, których historia była w zasadzie długim ciągiem opowieści o skandalach korupcyjnych i hazardowych oraz bankructwach.

Wiara, że się uda, nie była bezpodstawna. Przykład przyszedł z ruchu olimpijskiego. Chiny wróciły do niego w 1979 roku, niedługo później miały gotową strategię. Z początku niewiele dawała, ale po słabych wynikach w Seulu (1988) wdrożono nowy system zwany po mandaryńsku „Juguo Tizhi”, co oznacza „poparcie całego kraju dla elitarnego systemu sportowego”.

W praktyce chodziło o skierowanie maksymalnych środków na igrzyska olimpijskie i podkreślanie politycznego znaczenia sukcesu w każdej dyscyplinie. Ta strategia zadziałała. Dumnym podsumowaniem ogromnych inwestycji stały się igrzyska w Pekinie (2008), podczas których Chiny zdobyły 51 złotych medali (USA – 36). Piłka nożna miała przynieść efektowną powtórkę, tym bardziej że grunt ideowy można było znaleźć nawet w odległej przeszłości.

„Cu” po chińsku znaczy kopnięcie, „ju” to piłka. Co znaczy „Cuju” – każdy zatem wie. W cuju Chińczycy grali już ponad 2000 lat temu, mogą więc śmiało twierdzić, że obok wielu innych odkryć wynaleźli też piłkę nożną. Gdyby ktoś miał wątpliwości, to 15 lipca 2006 roku ówczesny przewodniczący Międzynarodowej Federacji Piłki Nożnej (FIFA) Sepp Blatter oficjalnie przyznał, że Chiny są kolebką piłki nożnej i że starożytna gra w cuju jest prawdziwym początkiem tego sportu.

Peter Velappan z Malezji, nieżyjący już sekretarz generalny Azjatyckiej Konfederacji Piłkarskiej (AFC), dodał precyzyjnie, że prafutbol wywodzi się z dystryktu Linzi w mieście Zibo, położonym w prowincji Shandong we wschodnich Chinach, i stamtąd różnymi drogami rozprzestrzenił się w Azji, by z przyczyn historycznych zgasnąć za Wielkim Murem dopiero około XVI wieku.

Zachód wie swoje: być może w Chinach grano intensywnie we wszelakie odmiany cuju w czasach dynastii Han, Tang i Song, ale pierwszy mecz piłkarski wedle zasad skodyfikowanych nieco wcześniej w Anglii oglądano w Szanghaju dopiero w 1879 roku. Wiele nie wynikło z tego i kolejnych spotkań inicjowanych przez przybyszy z Wysp Brytyjskich (głównie w Hongkongu), trzeba było dopiero śmierci przewodniczącego Mao Zedonga i objęcia przywództwa przez Deng Xiaopinga (skądinąd wielkiego miłośnika brydża, ale znającego europejski futbol z czasu pobytu we Francji), by Chiny weszły w erę „socjalizmu rynkowego” i także sport przeszedł gruntowną restrukturyzację, dostosowaną do nowej polityczno-ekonomicznej rzeczywistości. Trzeba dodać – piłka nożna była pionierem tej reformy. Już w 1987 roku Deng Xiaoping zapraszał Diego Maradonę do występu w Pekinie, ale wtedy żądanie Argentyńczyka, by za pokaz zapłacono mu sporo ponad 200 tys. dolarów, okazało się przeszkodą nie do pokonania.

Korupcja i hazard

Futbol został sprofesjonalizowany w Państwie Środka w latach 90. XX wieku. W 1994 roku po raz pierwszy zorganizowano zawodowe rozgrywki ligowe o mistrzostwo kraju: Chinese Jia-A League. Ta rywalizacja przeżyła krótki okres popularności, lecz wkrótce napotkała przeszkody. Były nimi przede wszystkim kolejne afery korupcyjne, mecze ustawiano nagminnie i miało to fatalne skutki. Wiarygodność spotkań szybko zmalała, sponsorzy i widzowie odeszli. Po kilku nieudanych próbach zwalczania oszustw ze wstępnego zainteresowania zostało niewiele. Także start nowej ligi na gruzach starej – Chinese Super League (CSL), w 2004 roku nie był łatwy, bo poprzednie grzechy chińskiego futbolu nie dały się łatwo wyplenić. Jeszcze w 2010 roku aresztowano trzech byłych wiceprzewodniczących chińskiej federacji piłkarskiej, zarządzającej rozgrywkami, za ustawianie spotkań.

Trzeba było rozkwitu piłkarskich uczuć przewodniczącego Xi Jinpinga, by nadeszło nowe rozdanie i z nim ponowne działania antykorupcyjne władz. Zgodnie z inicjatywą przywódcy największe chińskie prywatne przedsiębiorstwa odpowiedziały na wezwanie rządu, inwestując w piłkę sumy, które wkrótce można było liczyć w grubych milionach, a potem w miliardach dolarów. Chińskie firmy zgłosiły się też jako sponsorzy FIFA, podczas mistrzostw świata w Rosji wydały na reklamę znacznie więcej niż amerykańskie.

Zaczął się czas intensywnych transferów zawodników z Europy i Ameryki Południowej oraz przyjazdy dobrych zagranicznych trenerów, rozpoczęły się chińskie zakupy części albo pełni udziałów w europejskich klubach, takich jak Inter Mediolan, AC Milan, Manchester City, Atlético Madryt, Espanyol, Parma albo Slavia Praga.

To był czas, gdy grać za Wielkim Murem pojechali Carlos Tevez, Yannick Carrasco, Stephan El Shaarawy, Paulinho i Ezequiel Lavezzi, a na chińskich ławkach trenerskich siadali Marcello Lippi, Rafa Benitez albo Giovanni van Bronckhorst. Kiedyś nie pomyśleliby o wyjeździe do Chin, ale zwabieni oszałamiającymi zarobkami ruszyli na wschód.

Jak na wydane kwoty sukces CSL okazał się umiarkowany. Średnia widzów na meczu w ostatnich latach to 23–24 tysiące, co jak na wielkie stadiony sukcesem nie jest. Poziom ligi, mimo zagranicznych wzmocnień, nie zbliżył się do głównych rozgrywek europejskich, a ogromne koszty utrzymania klubów rzadko bilansowały się z zyskami. Organ regulujący CSL, widząc potężne, pozbawione kontroli zwyżki wydatków, spróbował nałożyć ograniczenia („salary cap”), ale przyszły one za późno, powodując przy okazji exodus w drugą stronę: najlepsi gracze i poważani trenerzy, narzekając na niewypłacone pensje i niedotrzymane obietnice, oraz mając w perspektywie zmniejszenie wypłat, spakowali walizki, zakończyli kontrakty i wracali do domów. Dobra piłkarska emerytura w Chinach – tego zjawiska już nie ma. Swoje dołożyła pandemia Covid-19 i zamknięcie chińskich granic, także kryzys gospodarczy.

Czytaj więcej

Rybakina, Putincewa, Gołubiew… Bułat Utemuratow tworzy tenisową potęgę

Misja niemożliwa

Liga zawodowa wiele chińskiemu futbolowi nie dała i nie daje: Chińczycy nie potrafią utożsamiać się z klubami, które niemal co sezon zmieniają nazwy, siedziby i barwy, niektóre szybko znikają, bo – inaczej niż w Europie – nikt ich nie ratuje, a obcy kapitał w zasadzie nie ma wejścia na ten rynek.

Jeśli nawet w CSL gra teraz więcej młodych Chińczyków, to nie grają lepiej. Zwycięzcami Azjatyckiej Ligi Mistrzów są zwykle drużyny z Japonii lub Korei Południowej, choć tam zarabia się znacznie mniej. Chiński klub od 2015 roku nie pojawił się w finale, w półfinałach także rzadko widziano drużynę z CSL. Nie ma w lidze chińskiej oczywistego chińskiego idola, nie ma w ligach europejskich kogoś takiego jak koszykarz Yao Ming, który nauczył rodaków pasjonować się meczami NBA. Kibice nadal wolą oglądać w telewizorach obce gwiazdy Premier League, Bundesligi lub Serie A.

Budowa podstaw, czyli stadionów, ośrodków szkoleniowych, oraz futbolowa edukacja szkolna wydają się być na razie tymi punktami planu przewodniczącego Xi Jinpinga, które w jakiejś części przez dekadę wykonano, choć statystyki są trudne do zweryfikowania i, w zależności od źródeł, różnią się znacznie. Młodzi ludzie mają zapewne większe możliwości rozwijania podstawowych umiejętności piłkarskich, chociaż głównego problemu chińskiego futbolu – braku jakichkolwiek sukcesów międzynarodowych – to nie rozwiązuje.

Może, z racji posiadania stadionów, pieniędzy i technologii, Chiny kiedyś zorganizują mistrzostwa świata w piłce nożnej i w nich wreszcie zagrają jako gospodarze, ale awans drogą rozgrywek kwalifikacyjnych na razie wydaje się misją niemożliwą do spełnienia.

Kiedy prezentowano światu plan z 2015 roku, męska reprezentacja piłkarska Chin zajmowała w klasyfikacji FIFA 84. miejsce. W ostatnim rankingu (z grudnia 2022 roku) znów jest 84. Tuż przed Hondurasem, Boliwią i Gwineą, zaraz za Uzbekistanem, Gruzją i Gabonem. Wcześniej bywało lepiej, ale bez przesady, zwykle drużyna krążyła między 70. a 90. pozycją. Szczyt to na razie 37. pozycja, dno – numer 100.

W finałach MŚ Chińczycy zagrali raz, w 2002 roku. Odpadli w fazie grupowej po przegranych meczach z Turcją, Brazylią i Kostaryką. Tamten awans wynikał po trosze z faktu, że gospodarzami byli najsilniejsi lokalni rywale: Japonia i Korea Płd., w kwalifikacjach azjatyckich zatem nie grali. Mimo solidnego wsparcia państwa, któremu najbardziej zależy właśnie na zwycięstwach reprezentacji, wciąż nic nie wynika z zatrudniania niezłych trenerów i prób kopiowania zachodnich wzorów prowadzenia kadry.

Ostatnią edycję rozgrywek eliminacyjnych Chiny zakończyły porażkami z Japonią 0:2, Wietnamem 1:3 i Omanem 0:2, marzenia o występie na mundialu w Katarze tradycyjnie spełnić się nie dało.

Chińczykom daleko również do hegemonii piłkarskiej w Azji (są dziś 11. drużyną na kontynencie) czy nawet tylko na Dalekim Wschodzie. Konkurencja nie śpi, nie tylko Japończycy i Koreańczycy potrafią zbudować silne reprezentacje, państwa arabskie też mają już sposoby, by je stworzyć. W finale Pucharu Azji Chiny zagrały ostatnio w 2004 roku, potem nie awansowały wyżej niż do ćwierćfinału.

Lepiej spisuje się chińska reprezentacja kobieca, jest 13. na świecie i zagra, nie pierwszy raz, w finałach mistrzostw świata, ale znaczna popularność piłki nożnej kobiet w Chinach to wciąż pieśń odległej przyszłości.

Trener kadry aresztowany

Nie idzie też Chińczykom w FIFA: z powodu pandemii nie mogli zorganizować kolejnych, powiększonych klubowych mistrzostw świata, następne, w 2025 roku, też chyba nie odbędą się w Szanghaju. W ostatnich wyborach do Rady FIFA nie było chińskiego kandydata, przepadł wcześniej, w wyborach podczas kongresu federacji azjatyckiej dostał najmniej głosów.

Władze sportu chińskiego wedle ostatnich doniesień „głęboko zastanawiają się nad poważnymi problemami w branży piłkarskiej” i jak zasugerował Gao Zhidan, nowy szef Chińskiego Komitetu Olimpijskiego i dyrektor Chińskiej Generalnej Administracji Sportu, zapewne podejmą wysiłki na rzecz odbudowy lig piłkarskich i promowania młodych talentów, by plan przewodniczącego Xi Jinpinga nie legł doszczętnie w gruzach.

To, że po części legł, można poznać, chociaż wielu tajemnic zarządzania chińskim futbolem poznać się nie da. Są jednak przesłanki, by dostrzec oznaki niezadowolenia najwyższych władz, choćby po tym, co dzieje się z osobami, które uznano za winne niepowodzeń.

Najwyższa Prokuratura Ludowa Chin podała, że w połowie lutego aresztowany został były wiceprezes Chińskiego Związku Piłki Nożnej i były szef Departamentu Edukacji Fizycznej, Zdrowia i Sztuki w Ministerstwie Edukacji, ostatnio zastępca dyrektora biura Młodzieżowej Ligi Piłkarskiej Wang Dengfeng, czyli ten, który z dumą mówił o 55 milionach trenujących dzieci w dziesiątkach tysięcy ośrodków piłkarskich. Zarzuty: defraudacja i korupcja. Już wcześniej, w listopadzie 2022 roku, aresztowano byłego trenera reprezentacji Li Tie. Wedle oficjalnego przekazu chodzi o „podejrzenie poważnych naruszeń prawa”. Został zabrany przez służby prosto ze szkolenia profesjonalnych trenerów, jakie prowadził w Dalian w prowincji Liaoning w północno-zachodnich Chinach.

Li Tie, kiedyś pomocnik Evertonu i Sheffield United, przez wiele lat był asystentem trenera kadry, a po rezygnacji Marcello Lippiego w końcu 2019 roku został głównym trenerem reprezentacji Chin. Odszedł po dwóch latach z powodu fatalnych występów w eliminacjach do mistrzostw świata w Katarze. Być może chińskim śledczym chodziło również o to, że gdy był w latach 2018–2019 trenerem ligowej drużyny Wuhan z roczną pensją 12 mln juanów (1,675 mln dol.), to po objęciu funkcji szkoleniowca kadry powinien zrezygnować z tego zajęcia. On zaś ponoć podpisał nowy, zakulisowy kontrakt na 30 mln juanów za ciche doradztwo. Chiński Związek Piłki Nożnej dawał mu za pracę selekcjonera 8 mln juanów.

Czytaj więcej

Znów pięć setów i Hubert Hurkacz zagra w 1/8 finału Australian Open

Niespełna dwa miesiące temu w areszcie znalazł się sam szef chińskiej narodowej federacji piłkarskiej Chen Xuyuan, wtedy jeszcze wiceprzewodniczący komitetu partyjnego związku, ale ta funkcja mu w niczym nie pomogła. Jednozdaniowe uzasadnienie organu antykorupcyjnego rządzącej Komunistycznej Partii Chin zawierało słowa o tym, że prezes został objęty dochodzeniem przez krajowe organizacje sportowe, a także lokalną w prowincji Hubei. Władze antykorupcyjne ujawniły kilka przypadków korupcji związanej z hazardem piłkarskim.

Nikt nie odwołuje realizacji trzech marzeń Xi Jinpinga, ale zapewne niewielu działaczy w Chinach ośmieli się postawić śmiałe tezy o rzeczywistych przyczynach trudności. Na globalną pandemię można jeszcze zrzucić wiele, na cykliczne kryzysy gospodarcze także, na fatalne zarządzanie klubami i korupcję, której wciąż nie daje się wyplenić, bo jest wrośnięta w społeczeństwo zbyt mocno, zapewne też.

Ale powiedzieć, że w Chinach nie ma talentów piłkarskich światowej klasy, bo od pokoleń młodzież wychowywana jest tak, że nie umie odnieść sukcesu w sportach zespołowych paradoksalnie wymagających kreatywności, samodzielności i zdolności improwizacji – tego w Chinach nie powie nikt. Może dlatego nawet w 2050 r. Chińczycy piłkarskimi mistrzami świata raczej nie zostaną.

Plan był na wielką chińską miarę. Zrodził się w głowie samego Xi Jinpinga, który w 2011 roku dopiero zmierzał do pełni władzy w kraju, ale funkcje wiceprzewodniczącego ChRL i sekretarza Komunistycznej Partii Chin już dawały mu odpowiednią pozycję, by sterować także krajowym futbolem. Przyszły przewodniczący lubił piłkę nożną i nieraz potwierdzał w mediach to uczucie. Fotografował się z piłką i mówił o piłce. W kraju i za granicą był pokazywany jak ogląda mecze. Państwowe media opisywały w detalach jego wieloletnią miłość do tej gry.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi