Aftersun” jest jak sen, jak odległe wspomnienie. Nic nie jest tu jednoznaczne, nie można też liczyć na wstęp, rozwinięcie i zakończenie.

Ojciec i córka spędzają razem kilka dni wakacji. Na co dzień nie mieszkają razem, nie widują się. Są spragnieni tej relacji. On bardzo chce być ojcem. Ona bardzo chce być córką. Dziewczynka czasem bawi się z rówieśnikami, ale przede wszystkim spędza czas z ojcem. Pływanie, kolacja, wycieczka, opalanie się – wszystko robią razem, jakby nie chcieli uronić żadnej chwili. Niewiele o nich wiemy. „Dlaczego jak rozmawiasz z mamą, to mówisz: kocham cię?” – pyta córka. Zdaje też sobie sprawę, że ojciec nie jest zamożny. „Nie obiecuj mi czegoś, na co cię nie stać” – mówi. Jest tylko ta ich ogromna potrzeba bycia razem.

Czytaj więcej

Gerwig i Baumbach. Kino alternatywne walczy o Oscary

Po kilku dniach ojciec odprowadzi córkę na lotnisko. I tyle. Uważny widz zorientuje się, że to wspomnienie z przeszłości, które wraca do dorosłej Sophie. Ale dlaczego nie mają ze sobą kontaktu? Dlaczego są samotni? Dlaczego on, zamknięty w pokoju, płacze? Jaka tragedia stoi za ich spotkaniem? Może on wie, że więcej się nie zobaczą?

Charlotte Wells niczego nie dopowiada. Czasem jej kamera spokojnie śledzi bohaterów, czasem szaleje. Całość niepokoi, zostawia w niepewności. Każe samemu dopowiedzieć sobie, o czym jest ten film, na czym polega dramat dwójki. Część widzów tej narracji nie zaakceptuje. Ale będą i tacy, którzy razem z Wells stworzą „Aftersun” dla siebie.