Zanik fabuły

Na polskiej scenie mainstreamowej nie pojawia się nic istotnego. Polski pop cierpi na tzw. bełkot.

Publikacja: 03.02.2023 17:00

Zanik fabuły

Foto: Ireneusz Sobieszczuk/TVP/PAP

Uważam, że wpisuję się w kategorię „weteranów estradowych”. Nie myślę już o nowych płytach, raczej staram się ograniczać do koncertów, których jest sporo. W ubiegłym roku zagrałem ponad 60 razy. Mam grono swoich odbiorców, którzy o mnie pamiętają i chętnie na spotkania ze mną przychodzą. Staram się kontynuować ścieżkę, którą obrałem 50 lat temu, i nie myślę o żadnym nowym wcieleniu Andrzeja Sikorowskiego.

W przypadku odkryć, będąc całkowicie szczerym, muszę przyznać, że nie śledzę skrupulatnie polskiej sceny mainstreamowej. Uważam, że nie pojawia się na niej nic istotnego. Polski pop cierpi na tak zwany bełkot.

Muszę jednak przyznać, że jest jeden muzyk, który wybija się ponad resztę i jest bardzo interesujący – Ralph Kamiński. Czuję, że on chce mi coś zakomunikować i ten jego komunikat w pewnym sensie mnie frapuje. Poza tym u Kamińskiego to wszystko jest ubrane w bardzo ładną choreografię. To jest facet, który przykuwa moją uwagę.

Czytaj więcej

Wszystkie strzelone gole

Nieustająco bardzo ważnymi postaciami są moi zmarli koledzy. Uważam, że Zbigniew Wodecki czy Andrzej Zaucha są muzykami, których nie da się podrobić, a nawet trudno ich dogonić. Obaj mieli niesamowitą umiejętność przykuwania uwagi. Potrafili również wytworzyć niezwykłą aurę wokół siebie. Cieszę się również, że są jeszcze tacy artyści, jak Bruce Springsteen, Bryan Adams czy Rod Stewart. Ich przeboje i energia są nie do powtórzenia.

Myślę, że zanika literatura polegająca na tworzeniu fabuły. Dzisiaj nagrody dostaje się za pamiętniki czy wspomnienia. Nie ukrywam, że ubolewam nad tym, ponieważ jestem fanem literatury sensacyjnej, a szczególnie Jo Nesbo. Niedawno ukazała się jego kolejna książka „Krwawy księżyc”. Jest świetna, a Nesbo wciąż jest niezawodny.

Przeczytałem również „Dziady i dybuki” Jarosława Kurskiego. To z kolei jest literatura, która uczy o historii Kresów, związkach żydowskich, bardzo dobra książka.

Niedawno byłem w Teatrze im. Juliusza Słowackiego na spektaklu „1989”. Jest to opowieść o okresie Solidarności, która przez aktorów zostaje zarapowana w sposób brawurowy. Byłem zachwycony sztuką, mimo że wykorzystana muzyka to nie moja bajka.

Co do kina, to wydaje mi się, że za sprawą platform streamingowych stało się bardziej telewizją. Trzeba również oddać, że są to bardzo dobre produkcje. Przykładem może być tu polski serial „Wielka woda”.

Andrzej Sikorowski

Muzyk, kompozytor, autor tekstów, członek zespołu Pod Budą.

Uważam, że wpisuję się w kategorię „weteranów estradowych”. Nie myślę już o nowych płytach, raczej staram się ograniczać do koncertów, których jest sporo. W ubiegłym roku zagrałem ponad 60 razy. Mam grono swoich odbiorców, którzy o mnie pamiętają i chętnie na spotkania ze mną przychodzą. Staram się kontynuować ścieżkę, którą obrałem 50 lat temu, i nie myślę o żadnym nowym wcieleniu Andrzeja Sikorowskiego.

Pozostało 82% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich