Uważam, że wpisuję się w kategorię „weteranów estradowych”. Nie myślę już o nowych płytach, raczej staram się ograniczać do koncertów, których jest sporo. W ubiegłym roku zagrałem ponad 60 razy. Mam grono swoich odbiorców, którzy o mnie pamiętają i chętnie na spotkania ze mną przychodzą. Staram się kontynuować ścieżkę, którą obrałem 50 lat temu, i nie myślę o żadnym nowym wcieleniu Andrzeja Sikorowskiego.
W przypadku odkryć, będąc całkowicie szczerym, muszę przyznać, że nie śledzę skrupulatnie polskiej sceny mainstreamowej. Uważam, że nie pojawia się na niej nic istotnego. Polski pop cierpi na tak zwany bełkot.
Muszę jednak przyznać, że jest jeden muzyk, który wybija się ponad resztę i jest bardzo interesujący – Ralph Kamiński. Czuję, że on chce mi coś zakomunikować i ten jego komunikat w pewnym sensie mnie frapuje. Poza tym u Kamińskiego to wszystko jest ubrane w bardzo ładną choreografię. To jest facet, który przykuwa moją uwagę.
Czytaj więcej
Dobrych książek i filmów o piłce nożnej nie brakuje. Są wśród nich biografie, reportaże, powieści obyczajowe, a nawet futbolowe kryminały.
Nieustająco bardzo ważnymi postaciami są moi zmarli koledzy. Uważam, że Zbigniew Wodecki czy Andrzej Zaucha są muzykami, których nie da się podrobić, a nawet trudno ich dogonić. Obaj mieli niesamowitą umiejętność przykuwania uwagi. Potrafili również wytworzyć niezwykłą aurę wokół siebie. Cieszę się również, że są jeszcze tacy artyści, jak Bruce Springsteen, Bryan Adams czy Rod Stewart. Ich przeboje i energia są nie do powtórzenia.