Policjanci, lekarze i księża. Z czego śmieją się Polacy?

Kredyty, tacierzyństwo i nasze narodowe cechy – to z tego Polacy śmiali się najchętniej w 2022 roku. Było też sporo żartów o inflacji i polityce. A wszystko w otoczce zmierzchu kabaretowych bogów i stand-upowego rozpychania się łokciami.

Publikacja: 06.01.2023 08:25

Policjanci, lekarze i księża. Z czego śmieją się Polacy?

Foto: Mirosław Owczarek

Gdyby spojrzeć wyłącznie na statystyki polskiego YouTube’a, można by uznać, że miniony rok należał do kabaretu Neo-Nówka. Nagranie ze słynnym skeczem „Wigilia 2022”, w którym przedstawiona została trzypokoleniowa rodzina rozdarta przez podział na obóz polityczny PO i PiS, doczekało się już 11 mln wyświetleń. Wynik pompowały kontrowersyjne żarty polityczne – wyśmiewanie telewizji publicznej i cięte riposty pod adresem obecnej władzy. Słupki popularności skeczu podbijali też politycy obu ugrupowań, którzy przerzucali się w internecie wymyślnymi wiązankami. Podobnie jak ojciec i syn z neonówkowej scenki o kłótni Polaków przy wigilijnym stole.

Wrocławscy kabareciarze nie powinni jednak tracić czujności. W gronie najchętniej oglądanych filmów na polskiej stronie platformy znaleźli się też inni komicy, specjaliści od stand-upu – Mateusz Socha z programem „Ile można” (6,1 mln odsłon) oraz Olka Szczęśniak i jej „Wszyscy jesteśmy hipokrytami” (4,7 mln). Zresztą stand-upy nie pierwszy raz pojawiają się w podsumowaniu rocznym polskiego YouTube’a. W 2021 roku w zestawieniu również gościł Mateusz Socha z nagraniem „Masochista”, które ma obecnie 12 mln wyświetleń. Nie zabrakło też Rafała Paczesia („Zoba co jes”, 8,7 mln) oraz Łukasza „Lotka” Lodkowskiego („Bang 2”, 8,9 mln).

Skecz czy monolog?

Starcie kabaretu i stand-upu obserwujemy już od jakiegoś czasu. Bo choć obie formy sceniczne stawiają sobie za cel rozbawienie publiczności, to jednak różnice są diametralne. Większość najpopularniejszych i najlepszych polskich kabaretów, które są nadal aktywne, powstała dekady temu. Początki działalności Kabaretu Moralnego Niepokoju sięgają 1993 r. Grupa MoCarta występuje od 1995 r., Formacja Chatelet od 1996 r., Ani Mru Mru od 1999 r., a Neo-Nówka od 2000 r. 20 lat na scenie będą w tym roku obchodziły kabarety Młodych Panów oraz Skeczów Męczących. Tego zaszczytu dostąpią za rok komicy z kabaretu Paranienormalni. Oczywiście, staż sceniczny nie przeszkadza w rozbawianiu publiczności, ale jednak następców brak. Kabarety często kojarzone są z rozrywką starszych osób, które w piątkowy wieczór przerzucają kanały w telewizji i przypadkowo trafiają na archiwalne nagranie z Zielonej Góry.

Młodzi komicy w Polsce zdecydowanie stawiają dziś na stand-up. Nie chcą być częścią grupy satyrycznej produkującej skecze, scenki i piosenki. Ich celem jest rozbawienie publiczności za pomocą błyskotliwego monologu. Tu królują indywidualizm i charyzma doprawiane wulgaryzmami oraz nieustannym łamaniem tabu. Najważniejsze są występy przed publicznością, w trakcie których widzowie wciągani są w tworzenie przedstawienia. Wystarczy grymas, ubiór, uwaga rzucona w stronę komika – wszystko można obrócić w żart. Ze swoimi programami jeżdżą po całej Polsce. Występują nie tylko w wielkich salach widowiskowych na kilka tysięcy osób, ale też w pubach, barach czy domach kultury. Często takim wyjazdom towarzyszy program specjalny. To dopracowany scenariusz żartów, który często trafia później na serwisy streamingowe i jest najszybszą drogą do publikowania stand-upów bez ograniczeń i bez konieczności oglądania się na tradycyjną telewizję, jak miało to miejsce w trakcie kabaretowego boomu na początku lat 2000.

Czytaj więcej

Drugi oddech polskich komedii

Bycie niezależnym komikiem ułatwia też prowadzenie komunikacji w mediach społecznościowych – głównie na Instagramie, Facebooku czy TikToku. Wokół takich kont powstają czasem wierne skupiska fanów, broniących nawet najbardziej kontrowersyjnych żartów swojego ulubieńca albo ostrzegających go przed rozpętanymi w różnych miejscach internetu świętymi wojnami przeciwko jego działalności scenicznej.

Polski stand-up czerpie z amerykańskiej tradycji, gdzie do historii zapisały się występy takich komików, jak: Robin Williams, Eddie Murphy, Jerry Seinfeld czy Sarah Silverman. I to z ich występów fachu uczyli się pierwsi polscy stand-uperzy. Dziś to grono liczy ponad 200 osób i istnieje duże prawdopodobieństwo, że będzie się powiększać. Portal Standuppedia prowadzi nawet ranking najlepszych polskich stand-uperów. W grudniu 2022 r. w pierwszej trójce znaleźli się wspomniani już wcześniej i notujący rekordowe odsłony na YouTubie komicy – Rafał Pacześ, Łukasz „Lotek” Lodkowski i Mateusz Socha.

Co śmieszy Polaków?

Ostatnie badanie opinii publicznej, w którym starano się określić, z czego najczęściej śmieją się Polacy, zostało przeprowadzone w 2016 r. przez Zespół Badań Społecznych w TNS Polska. Wynikało z niego, że najwięcej powodów do śmiechu dostarczają nam politycy (44 proc.), następnie policjanci (35 proc.), lekarze (25 proc.) i księża (24 proc.). Pozostałe grupy, z których śmiali się Polacy przed kilkoma laty, to członkowie rządu, ludzie nieinteligentni, biznesmeni, inne narodowości i ludzie niezaradni. Ankieta ta nie jest jednak miarodajna. Po pierwsze, została wykonana już dosyć dawno i jest mało szczegółowa. Po drugie, badanie zostało przeprowadzone na próbie zaledwie 1009 osób. Przepytano zatem mniej osób, niż siada na widowni typowej Nocy Kabaretowej np. w Zielonej Górze. Stand-uperzy także miewają na swoich występach coraz liczniejszą publiczność. Np. we wrześniu 2022 r. Rafał Pacześ pobił dotychczasowy rekord w historii polskiego stand-upu, kiedy na jego występ „Benshi” w łódzkiej Atlas Arenie przyszło ponad 8,7 tys. osób.

Dlatego też w trakcie poszukiwań klucza do uśmiechów Polaków warto przyjrzeć się całej scenie satyrycznej. Memy internetowe żyją zbyt krótko, żeby ocenić na ich podstawie humor Polaków. Poza tym są rozrywką w dużymi stopniu zasilaną przez portale i twórców zagranicznych oraz globalne wydarzenia. Z kolei polskie seriale czy filmy komediowe zdecydowanie przegrywają konkurencję z produkcjami amerykańskimi. Wyjątkiem na tym tle było niewątpliwie „Ranczo”, które przez lata gromadziło przed telewizorami rzeszę fanów. Finałowy odcinek serialu wyemitowano jednak w 2016 r. W zeszłym roku zakończył się „Świat według Kiepskich”, zasługujący na miano kultowego wśród produkcji komediowych ostatnich dekad. Zostaje więc śmiech widowni programów satyrycznych, który będzie też doskonałym papierkiem lakmusowym nie tylko tego, co Polacy uważają za śmieszne, ale też niesmaczne, szokujące czy nudne, bo takie reakcje na nietrafione dowcipy wcale nie należą do rzadkości.

Wojna czy inflacja?

Polityka jest bezsprzecznie królową polskiego kabaretu. Właściwie każda grupa ma w swoim repertuarze skecze, w których żartuje z polityków, ale też i krytykuje rządzących czy opozycję. Choćby wspomniana już „Wigilia 2022” Neo-Nówki czy „Dodatek węglowy” Kabaretu Skeczów Męczących. Absurdy przydzielania dotacji, kolesiostwo – w tej scence rząd nie ma najlepszej opinii. Chociaż według jednego z występujących w niej przedsiębiorczych Polaków ich poprzednicy strasznie rozkradali państwo. Ale zapał studzi drugi biznesmen na socjalu. – Ci też kradną, ale przynajmniej się dzielą – stwierdza w skeczu postać grana przez Jarosława Sadzę.

Z kolei stand-uperzy z reguły mówią, że stronią od tematów politycznych, bo nie chcą dzielić swojej publiczności. Albo stwierdzają, tak jak np. Rafał Pacześ, że się na niej nie znają. Choć trzeba przyznać, że chętnie z niej żartują. – Uważam, że losy tego kraju nie zależą od gościa, który publicznie opowiada żarty. To znaczy zależą, ale to nie jestem ja. To jest Andrzej. Andrzej mówi dużo lepsze żarty ode mnie. To jest ciężko przebić – zauważa Pacześ w „Benshi”. A później śmieje się z kolejnych osób związanych z PiS-em: z premiera Mateusza Morawieckiego, prezesa Orlenu Daniela Obajtka, Beaty Szydło i prezesa Jarosława Kaczyńskiego.

A im dalej w stand-upowy las, tym więcej pojawia się żartów z PiS. Nie odpuszcza też Olka Szczęśniak, która tłumaczy wujkowi, czym jest inteligentny dom. I nie chodzi tu o żadną technologiczną definicję. – Wujek, to jest taki dom, że jak zaczynasz mówić, że Ziemia jest płaska, a PiS to superpartia, to odcina dopływ tlenu – tłumaczy komiczka i po chwili dodaje: – Ja widzę, kto nie klaszcze…

Bo rzeczywiście żarty z polityki są trudne. Przecież nie wszyscy mamy te same poglądy polityczne, więc czemu nie spróbować opowiedzieć dowcipu lżejszego, który na pewno trafi na podatny grunt?

Czytaj więcej

Mariusz Cieślik: I nikomu nie wolno się z tego śmiać

Ale komicy w zeszłym roku tak łatwo nie odpuszczali i spodobały im się szczególnie dwa tematy: wojna w Ukrainie i inflacja. I okazało się, że potrafimy (i lubimy!) się śmiać i z jednego, i drugiego. Ciekawy sposób na oswojenie tematu wojny zaproponowali kabareciarze z Neo-Nówki. W skeczu „Niebo 2060” dowiadujemy się, że wszyscy dyktatorzy już dawno uspokoili się w piekle. Saddam Husajn gra w szachy z Osamą bin Ladenem i zbija mu dwie wieże. Adolf Hitler z Józefem Stalinem grają w wojnę.

– Cisza jest, spokój. Tylko Adolf mnie wkurza, bo co chwilę do mnie przybiega i się pyta: „a wyjdzie Putin na dwór?” – przez salę przebiega gromki śmiech i gromkie oklaski. – A Putin nie wyjdzie, bo ma karę – tłumaczy Lucyfer, grany przez Romana Żurka.

Za to stand-uperzy prawie w ogóle nie odnoszą się do tematu wojny ukraińsko-rosyjskiej. Mimochodem wspomina o tym Maciek Adamczyk w swoim najnowszym programie „Móżdżek w Panko”, żartując z załatwiania formalności paszportowych. Także Mateusz Socha w „Ile można” opowiada o tym, jak jechał na występ do Przemyśla i nawigacja prowadziła go autostradą wprost na granicę ukraińską. Enigmatycznie nawiązuje do tego tematu także Rafał Pacześ w „Benshi”, śmiejąc się jednocześnie z polityka Pawła Kukiza.

– Następny wokalista za dwa trzysta. Kukiz. Dam ci torbę z głosami, auto z alufelgami, portfel cały wypchany… najśmieszniej chyba dzisiaj będzie rublami. Masz, a jednak nie masz. Po prostu śmieszna waluta.

Komicy ze stand-upów chętniej podejmują się za to tematyki związanej z podwyżkami cen. Olka Szczęśniak we „Wszyscy jesteśmy hipokrytami” opowiada: – To jest obecnie moje największe marzenie, żeby mieć właśnie swój dom. Ale jak tak widzę, jak podatki idą w górę, ta inflacja zapierdziela, to ja już wiem, że nasz rząd dba o to, żebyśmy mieli o czym marzyć.

Z kolei Pacześ w „Benshi” rozważa kupno kampera, choć ceny studzą jego zapał. – Nie wiem, jakie są ceny u was. U mnie w Łodzi za 400 tys. możesz kupić 3 pokoje! Nowe od dewelopera w bloku. A co to jest ten kamper? Zapasowy dom? Co to jest za kwota 400 tys. złotych? Za 400 tys. złotych można spokojnie cztery razy nad polskie morze pojechać na wakacje. I to przed inflacją – przelicza szybko stand-uper.

Także wśród kabareciarzy inflacja stała się modnym tematem. W głośnym skeczu „Wigilia 2022” ojciec, sportretowany jako zwolennik PiS, próbuje przekonać syna, że żadnej inflacji nie ma. – Powiedz mi, człowieku, ile jest tej inflacji? 14 procent? Ile jest? Wypłaty podrożały 20 procent, nie? To jeszcze ci k… 16 procent zostało – krzyczy Radosław Bielecki wcielający się w ojca.

A Kabaret Skeczów Męczących odświeżył żarty sprzed lat i wzbogacił występ pt. „Wiesiek” o nowe wątki: wojnę, kredyty i właśnie inflację. W tym przypadku również nie obyło się bez aluzji politycznych. Pacjent szpitala psychiatrycznego, Wiesiek, którego gra Jarosław Sadza, zadzwonił m.in. do Donalda Tuska. – Co robisz? Na hulajnodze jeździsz po Sopocie? Ale nie głupio ci? W kraju taka inflacja, a ty taki relaksik? Ty nie relaksujesz się? Uciekasz na hulajnodze przed TVP Info? Słuchaj, gdzie ty się możesz ukryć? Czekaj, czekaj. A w Brukseli ci się nie udało?

Telefony od Wieśka, który jako jedyny rozumie Nowy Ład, otrzymali też prezes NBP Adam Glapiński, Andrzej Duda i premier Morawiecki. W skeczu pada też gorzkie stwierdzenie, że mieliśmy iść w stronę Zachodu i chyba żeśmy przeszli, bo jesteśmy koło Wenezueli. Ale publiczność bawi się doskonale.

Tacierzyństwo komika

Ojcostwo to ostatnio jeden z głównych tematów, które pojawiają się u najpopularniejszych stand-uperów w Polsce. A to z jednego prostego powodu. Z ich opowieści scenicznych wynika, że po prostu w ostatnim czasie zostali ojcami. Niestety, większość żartów skupia się właściwie na czynnościach fizjologicznych dziecka, głównie zmienianiu pieluchy, myciu, praniu. Ale co najciekawsze, publiczność znakomicie się bawi.

– Dlaczego mnie od trzech miesięcy ciągle pytacie o ząbki młodego? – pyta retorycznie Maciek Adamczyk w swoim „Syndromie Sztokholmskim” i dodaje: – Ja nie znam osoby, której nie wyrosły zęby! Nie było takiej sytuacji, że idę po ulicy i widzę gościa [bez zębów] i pytam: „Czy to parodontoza”? A on mi odpowiada: „Nie, tata się nie interesował i nie wyrosły”.

Sala wybucha śmiechem, pojawiają się oklaski, a na środku sceny stoi wysoki chłopak w zielono-białym swetrze. Bezradny, bo tylko te ząbki mogą poświadczyć o tym, że rzeczywiście jest troskliwym ojcem. Z ulgą dodaje, że w końcu wyrosły.

Komicy zajmujący się stand-upem to w większości mężczyźni między 20. a 40. rokiem życia. Dominują więc odwołania do tacierzyństwa. Za to niewiele komiczek porusza temat macierzyństwa, a jeśli już, to tylko po to, by w przewrotny sposób zażartować ze stereotypów damsko-męskich. Jak np. robi to Magda Kubicka w „Każdy ma swoje Wejherowo”. – My oglądamy mieszkania z jednym pokojem więcej, bo chcemy mieć kiedyś dziecko. Znaczy chcemy… To jeszcze nieustalone. Bo on ma chęci, ja macicę.

Nie brakuje też trudnych kontrowersyjnych i tematów. Mateusz Socha w „Ile można” opowiada o swoich perypetiach związanych na początku ze staraniem się o dziecko, z leczeniem niepłodności i na koniec z in vitro. – Jak ja się dowiedziałem, ile kosztuje in vitro, to spadłem z krzesła. Wiecie, ile kosztuje? 15 tysięcy złotych. Jak zapłacę 15 tysięcy, żeby mieć dzieciaka, to ja mu będę o tym przypominał dzień w dzień.

Mężczyźni z depresją i kredytami

W zeszłym roku pierwszy raz w historii polskiego stand-upu pojawił się program poświęcony depresji. Jego autorem jest komik Adam Van Bendler, któremu udało się pokonać chorobę, choć jeszcze niedawno zmagał się z myślami samobójczymi. „Placebo” to forma terapii, ale korzysta z niej nie tylko komik, ale przede wszystkim widzowie.

– Żeby żyć, przestrzegam tylko kilku prostych zasad. Zasada pierwsza: buty na rzepy, żeby nie kusiło. Zasada druga: nie używam sztućców, żeby nie kusiło. Nie wychodzę na balkon. Na ch…, z daleka widzę, jaka jest pogoda przez okno. Nie wjeżdżam na wiadukty. Jeżeli chodzi o kąpiel, to tylko pod prysznicem, nigdy w wannie. Co za dużo wody, to niezdrowo – instruuje Van Bendler.

Widz dowiaduje się o depresji komika właściwie na samym początku występu. Później słyszymy też dowcipy o pracy, o pierwszych zarobionych pieniądzach za granicą, o związkach, psie i mieszkaniu w kartonowym szeregowcu. Bywa wulgarnie, jak to na stand-upie, ale jednocześnie co jakiś czas powraca myśl o tym, że ten człowiek dokonał naprawdę poważnego wyznania przed milionami ludzi i potrafił się też z tego śmiać. „Placebo” na jego youtube’owym kanale zanotowało jak do tej pory 4,6 mln wyświetleń. Zostało opublikowane 23 lutego 2022 r., czyli dokładnie w Światowy Dzień Walki z Depresją.

Jeden komik opowiada o tym, jak walczył z depresją, inny musiał schudnąć, kolejny zdradza nam, na ile lat wziął kredyt. Następny zwierza się z najbardziej osobistych spraw z życia swojego i swojej rodziny, co bywa momentami wręcz krępujące. Szczególnie jeśli większość występu stanowią dowcipy o seksie czy fizjologii. To jak wiwisekcja przeprowadzona za pomocą godzinnego monologu. Jednocześnie trudno się od tych opowieści oderwać. Kilka historii może być zmyślonych, inne są ewidentnie ubarwione, jednak wszystkie bardzo prawdopodobne.

Takie osobiste doświadczenia okazują się studnią pomysłów bez dna. Nawet jeśli chodzi o depresję, jak w przypadku Van Bendlera, czy kiedy Sebastian Rejent opowiada o chorobie ojca.

– Zacząłem o siebie dbać, bo mój ojciec miał udar. I go tak sparaliżowało, że ja postanowiłem dbać o siebie. Zapisałem się na siłownię. I tam wszyscy trenerzy są tacy podjarani. Mają takie, „dawaj, dawaj, dawaj, podnoś, podnoś, podnoś, jazda, jazda, jazda”. Ja wam powiem, że po miesiącu, ja się przekonuję do udaru. Udar wcale nie jest taki zły – żartuje w trakcie występu „Voilà”. Ale przynajmniej cieszy się, że ma kredyt na 30 lat.

– Wreszcie z teściową nie mieszkam. Bo mnie stać! Znaczy się kredyt wziąłem.

Męskie problemy przedstawiają w swoich występach także kabareciarze. Choć oczywiście kreowane historie są podane w bardziej teatralny sposób, ale też i mniej spektakularny w porównaniu z wyznaniami, które padają na stand-upowych scenach. Małżeństwa z długim stażem, problemy z coraz starszymi dziećmi, konflikty światopoglądowe – to typowe żarty kabareciarzy, choć trzeba podkreślić, że publiczność nigdy nie wychodzi po takich skeczach bez choćby jednego uśmiechu. Mistrzami w tego typu skeczach są członkowie Kabaretu Moralnego Niepokoju. Ot, choćby rozmowa dwóch sąsiadów o kłótni żony i męża.

– A skończą jej się argumenty, to tak mnie zwyzywa, ale tak mnie zwyzywa, takimi słowami… Sąsiada takiego mamy za ścianą. Recydywista. Razem 30 lat w więzieniu przesiedział. To przyszedł powiedział: „ale proszę państwa, trochę kultury” – opowiada Robert Górski w gagu „Psy 5. Byle nie w domu”.

Stare i nowe grzechy

Dobry skecz o tematyce religijnej to sprawdzony skecz. Z tego założenia w 2022 r. wyszedł Kabaret Neo-Nówka i odświeżył swoje przedstawienie o rozmowie Boga z Lucyferem. Wspomniany już wcześniej skecz „Niebo 2060” opiera się na prośbie o niewpuszczenie Polaków do piekła. Diabeł (w tej roli znakomity Roman Żurek) narzeka, że nie chce ich u siebie, bo tylko piją, kłócą się ze sobą i oszukują go na każdym kroku. Czarę goryczy przelała fuszerka budowlana.

– Ten się do tego nie odzywa, ten do tamtego. Temu tamten coś ukradł, a temu jeszcze nic nie zginęło, ale już wie, że tamten mu ukradnie… – żali się Lucyfer i organizuje dla Polaków w piekle Dni Tolerancji, Miłości i Szacunku.

Publiczność jest rozbawiona. Czyli potrafimy się jednak śmiać z religii? W takim łagodnym wydaniu – owszem. No chyba że komik pójdzie o jeden krok za daleko, o czym w 2013 r. przekonał się Abelard Giza, śmiejąc się z papieża puszczającego bąki. Jednym żartem wywołał falę dyskusji i oburzenie części społeczeństwa. Także dziś, nawet w trakcie stand-upów, które z góry zakładają, że nie ma tematów tabu, bywają momenty, kiedy widownia jest po części skonsternowana, po części rozbawiona. Czasem nie wie, jak się zachować. Jak wtedy, gdy Olka Szczęśniak we „Wszyscy jesteśmy hipokrytami” opowiedziała historię o komentarzu, który zostawił na jej profilu w mediach społecznościowych pewien ksiądz.

– I na koniec szpileczka. „Ja pani nie obrażam, ale Biblia nazywa takich ludzi głupcami”. I sobie myślę: serio? Czy to jest jakaś przemoc psychiczna z podstawówki? Ja do księdza też nic nie mam, ale Krzysiu z IIIc mówi, że ksiądz słabo ru***a.

Czytaj więcej

Chapelle. Stand up pół żartem, ale całkiem serio

Opowieść spuentowana żartem o pedofilii wśród księży spotkała się jednocześnie z zaskoczeniem, sekundą ciszy, śmiechem, buczeniem z widowni, pohukiwaniem i na koniec oklaskami. Także Magda Kubicka nawiązała w „Każdy ma swoje Wejherowo” do pedofilii, ale reakcja widzów była w tym przypadku mniej złożona, choć i żart nie tak dosłowny, opowiedziany przy okazji wspomnień z dzieciństwa i zabawy w kościół, odprawiania pogrzebów i ślubów.

– Ja byłam profesjonalnym księdzem, miałam ministrantów. To byli młodsi chłopcy. Przychodzili do mnie, ja ich macałam. Ale mogłam, byłam księdzem… – pointuje Kubicka. Na sali śmiech, ale też i niesmak, a komiczka natychmiast dopowiada: – Widzę, kto nie klaszcze, pewnie był ministrantem.

Nauczyciele i menele

Jednak księża nie są wcale grupą, która jest najczęściej obśmiewana w polskim stand-upie. Jest nią postać „menela”. Oglądając kolejne występy, można odnieść wrażenie, że właściwie w godzinnym programie stand-upowym przynajmniej raz musi paść żart o „żulu”, „menelu” czy „kierowniku”. Gdyby jeszcze różniły się od siebie, a każdy ze stand-uperów miał w zanadrzu własny, autorski, przemyślany dowcip. Ale tak, niestety, nie jest. Ikoniczne „kierowniku, poratuj piątką” pada praktycznie za każdym razem, kiedy komik wychodzi na scenę ze swoim stand-upem. Z jednej strony bywa to męczące, ale z drugiej strony tych parę słów zawsze wywołuje salwy śmiechu. Cel osiągnięty, widownia rozbawiona, ale jak długo ten żart będzie nas jeszcze bawił?

A może miejsce „menela” zajmie wkrótce inna grupa? Patrząc na występy polskich stand-uperów i kabareciarzy, największe szanse mają na to nauczyciele. – Mam bardzo duży szacunek do nauczycieli. Czy są jacyś nauczyciele na sali? – pyta Olka Szczęśniak. – O jest parę osób… Super, szacun dla was. Ja uważam, że powinniście o wiele więcej zarabiać. Może byście wtedy lepiej nauczali.

Wtóruje jej Magda Kubicka w „Każdy ma swoje Wejherowo”. – Nienawidzę nauczycieli. Są nauczyciele na sali? – pyta, ale odpowiada jej cisza. – Bardzo się cieszę, że ich nie stać na bilety.

Postać biednego nauczyciela pojawiła się także w skeczu „Ekonomia dla debili”. W tym przypadku również występ został przyjęty z entuzjazmem. – Z tego, co widzę, pan jest milionerem, tak? – pyta Jarosław Sadza z Kabaretu Skeczów Męczących. – Ja?! Proszę pana, ja jestem nauczycielem. To jest jakby przeciwieństwo tego, co pan powiedział – tłumaczy się nauczyciel, w którego wcielił się Marcin Szczurkiewicz.

Ale na razie nauczyciele powinni spać spokojnie. Mamy przecież jeszcze inflację, wojnę, politykę, mężczyzn, kobiety, dzieci. Na nich przyjdzie jeszcze czas.

Gdyby spojrzeć wyłącznie na statystyki polskiego YouTube’a, można by uznać, że miniony rok należał do kabaretu Neo-Nówka. Nagranie ze słynnym skeczem „Wigilia 2022”, w którym przedstawiona została trzypokoleniowa rodzina rozdarta przez podział na obóz polityczny PO i PiS, doczekało się już 11 mln wyświetleń. Wynik pompowały kontrowersyjne żarty polityczne – wyśmiewanie telewizji publicznej i cięte riposty pod adresem obecnej władzy. Słupki popularności skeczu podbijali też politycy obu ugrupowań, którzy przerzucali się w internecie wymyślnymi wiązankami. Podobnie jak ojciec i syn z neonówkowej scenki o kłótni Polaków przy wigilijnym stole.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich