Warta 44 mld dol. inwestycja twórcy SpaceX i Tesli już odbija mu się czkawką. Kontrowersyjny miliarder był na tyle pewny siebie, iż nie spodziewał się, że zwolnienie ponad połowy załogi, w tym zespołów odpowiedzialnych za moderację, a także ogłoszenie planów płatnych subskrypcji czy deklaracja nieskrępowanej wolności słowa, stanowiącej ukłon w stronę środowisk skrajnie prawicowych, spowoduje istny exodus. Chaos wprowadzony przez Elona Muska w przejętej firmie sprawił, że magnes jego osoby, który zadziałał m.in. w przypadku sukcesów Tesli, tym razem nie przyciąga, a odpycha. W konsekwencji, zamiast ruchu „do” platformy, jesteśmy świadkami masowej migracji – wręcz efektu kuli śnieżnej. Twittera porzucają zarówno zawiedzeni i rozgoryczeni użytkownicy, jak i liczni menedżerowie dbający o bezpieczeństwo i standardy czy reklamodawcy. Ci ostatni zapewniali dotychczas niemal 90 proc. przychodów platformy, które w ubiegłym roku sięgnęły 5 mld dol. Teraz nawet jedna trzecia tej kwoty może wyparować.
Wizja bankructwa za 8 dol. miesięcznie
Użytkownikom i reklamodawcom nie spodobał się sam sposób działania Muska. Progi „ćwierkającej” firmy zdążyli opuścić już kluczowi pracownicy, jak Yoel Roth, który odpowiadał za walkę z mową nienawiści i spamem w serwisie, Lea Kissner, dyrektorka ds. bezpieczeństwa informacji, i Damien Kieran, główny specjalista ds. prywatności.
Czytaj więcej
Nowy właściciel wciąż ogłasza kolejne kontrowersyjne decyzje dotyczące Twitter. Teraz chce zmusić pracowników do dłuższej pracy i szukać dla firmy nowego kierownictwa.
Sytuację pod lupę zdecydowała się wziąć Federalna Komisja Handlu (FTC). Twitter, co prawda, osiągnął z FTC porozumienie w sprawie kwestii prywatności jeszcze w maju, ale po odejściach m.in. Robina Wheelera, który szefował działowi rozwiązań klienckich, i Marianne Fogarty, dyrektor ds. zgodności, regulatorzy mają obawy o wypełnienie uzgodnień. Tym bardziej że bez pracowników (pracę miało stracić nawet 4,4 tys. osób), ale i pieniędzy funkcjonowanie platformy stoi dziś pod znakiem zapytania. A strumień pieniędzy płynących do tego serwisu społecznościowego wyraźnie wysycha – swoje kampanie zawiesili m.in. motoryzacyjni giganci Volkswagen i General Motors, farmaceutyczny potentat Pfizer, linie lotnicze United, koncerny spożywcze Mondolez International oraz General Mills czy luksusowy dom mody Balenciaga.
Jak pisze „The Wall Street Journal”, agencje reklamowe w Stanach Zjednoczonych, np. Omnicom, zalecają markom wstrzymywanie wydatków na promocję na Twitterze. Sytuacja stała się już na tyle poważna, że Musk oficjalnie przestrzegł przed bankructwem. W liście do pracowników przyznał, że firma nie będzie w stanie „przetrwać nadchodzącego spowolnienia gospodarczego”, o ile nie zrównoważy spadających dochodów z reklam (Twitter, głównie przez odpływ reklamodawców, traci ponad 4 mln dol. dziennie) większymi przychodami z subskrypcji.