Dokąd uciekną użytkownicy Twittera?

Masowy odpływ użytkowników Twittera po przejęciu serwisu przez Elona Muska to szansa dla konkurencyjnych mediów społecznościowych. Jest ich wiele. Kto przejmie falę niezadowolonych?

Publikacja: 18.11.2022 10:00

Według firmy analitycznej Bot Sentinel tylko w ciągu czterech dni od przejęcia Twittera swoje konta

Według firmy analitycznej Bot Sentinel tylko w ciągu czterech dni od przejęcia Twittera swoje konta usunęło 875 tys. osób, a kolejne 0,5 mln zostało zablokowanych

Foto: STR/NurPhoto/Getty Images

Warta 44 mld dol. inwestycja twórcy SpaceX i Tesli już odbija mu się czkawką. Kontrowersyjny miliarder był na tyle pewny siebie, iż nie spodziewał się, że zwolnienie ponad połowy załogi, w tym zespołów odpowiedzialnych za moderację, a także ogłoszenie planów płatnych subskrypcji czy deklaracja nieskrępowanej wolności słowa, stanowiącej ukłon w stronę środowisk skrajnie prawicowych, spowoduje istny exodus. Chaos wprowadzony przez Elona Muska w przejętej firmie sprawił, że magnes jego osoby, który zadziałał m.in. w przypadku sukcesów Tesli, tym razem nie przyciąga, a odpycha. W konsekwencji, zamiast ruchu „do” platformy, jesteśmy świadkami masowej migracji – wręcz efektu kuli śnieżnej. Twittera porzucają zarówno zawiedzeni i rozgoryczeni użytkownicy, jak i liczni menedżerowie dbający o bezpieczeństwo i standardy czy reklamodawcy. Ci ostatni zapewniali dotychczas niemal 90 proc. przychodów platformy, które w ubiegłym roku sięgnęły 5 mld dol. Teraz nawet jedna trzecia tej kwoty może wyparować.

Wizja bankructwa za 8 dol. miesięcznie

Użytkownikom i reklamodawcom nie spodobał się sam sposób działania Muska. Progi „ćwierkającej” firmy zdążyli opuścić już kluczowi pracownicy, jak Yoel Roth, który odpowiadał za walkę z mową nienawiści i spamem w serwisie, Lea Kissner, dyrektorka ds. bezpieczeństwa informacji, i Damien Kieran, główny specjalista ds. prywatności.

Czytaj więcej

Musk ma dość i szuka nowego szefa Twittera. Chaos, wycisk, fałszerstwa

Sytuację pod lupę zdecydowała się wziąć Federalna Komisja Handlu (FTC). Twitter, co prawda, osiągnął z FTC porozumienie w sprawie kwestii prywatności jeszcze w maju, ale po odejściach m.in. Robina Wheelera, który szefował działowi rozwiązań klienckich, i Marianne Fogarty, dyrektor ds. zgodności, regulatorzy mają obawy o wypełnienie uzgodnień. Tym bardziej że bez pracowników (pracę miało stracić nawet 4,4 tys. osób), ale i pieniędzy funkcjonowanie platformy stoi dziś pod znakiem zapytania. A strumień pieniędzy płynących do tego serwisu społecznościowego wyraźnie wysycha – swoje kampanie zawiesili m.in. motoryzacyjni giganci Volkswagen i General Motors, farmaceutyczny potentat Pfizer, linie lotnicze United, koncerny spożywcze Mondolez International oraz General Mills czy luksusowy dom mody Balenciaga.

Jak pisze „The Wall Street Journal”, agencje reklamowe w Stanach Zjednoczonych, np. Omnicom, zalecają markom wstrzymywanie wydatków na promocję na Twitterze. Sytuacja stała się już na tyle poważna, że Musk oficjalnie przestrzegł przed bankructwem. W liście do pracowników przyznał, że firma nie będzie w stanie „przetrwać nadchodzącego spowolnienia gospodarczego”, o ile nie zrównoważy spadających dochodów z reklam (Twitter, głównie przez odpływ reklamodawców, traci ponad 4 mln dol. dziennie) większymi przychodami z subskrypcji.

Z kolei wizja płacenia za „ćwierkanie” zniechęca dotychczasowych twitterowiczów. Koncept niebieskiego znacznika Twitter Blue (początkowo użytkownicy mieli płacić za taką subskrypcję 20 dol. miesięcznie, ale ostatecznie Elon Musk obniżył stawkę do 8 dol.) okazał się klapą. Zmasowane akcje m.in. amerykańskich celebrytów, podszywających się pod samego Muska czy Donalda Trumpa, ale też oszustów tworzących fikcyjne profile firm Eli Lilly, Nintendo, Tesla czy Lockheed Martin pokazały, że płatna weryfikacja kont to humbug. Projekt Twitter Blue czasowo więc zawieszono.

Harry Potter pójdzie po rozum do głowy?

Z serwisu od kilku tygodni rezygnują też zwykli użytkownicy. Według firmy analitycznej Bot Sentinel tylko w ciągu czterech dni od przejęcia Twittera swoje konta usunęło 875 tys. osób, a kolejne 0,5 mln zostało zablokowanych. A te liczby wciąż rosną. Christopher Bouzy, założyciel Bot Sentinel, twierdzi, że użytkownicy są rozgoryczeni zachowaniem Muska. – To dlatego w proteście zdecydowali się dezaktywować swoje konta – przekonuje na łamach „MIT Technology Review”. Podobnie uważa Manoel Ribeiro, naukowiec z EPFL Lausanne w Szwajcarii, który wskazuje, że wiele osób próbuje przenieść się na inne platformy. Ale swoje profile likwidują też firmy i różnego rodzaju instytucje, jak choćby popularny za oceanem przewodnik teatralny Playbill. Na pożegnanie zatweetował: „Z powodu tolerancji dla nienawiści, negatywnych postaw i dezinformacji (po akwizycji Twittera przez Elona Muska – red.) nasz czas na tej platformie dobiegł końca”.

Dr hab. Jacek Wasilewski z Katedry Antropologii Mediów Uniwersytetu Warszawskiego nie wierzy jednak, by doszło do znaczącego odpływu osób z bazy Twittera (dziś w serwisie tweetuje aż 238 mln aktywnych użytkowników). Powód? – Twitter jest wygodny jako agora – przekonuje.

Jego zdaniem działań Muska też nie można oceniać jednoznacznie negatywnie. – Chciał podkreślić wolność owej agory, odwołując się do zachodnich wartości. Te, w jego wydaniu, są jednak całkiem bezużyteczne wobec zorganizowanej propagandy, farm trolli i wzbudzaniu sztucznego ruchu zaburzającego debatę, w której wolność słowa miała być wartością – tłumaczy Wasilewski.

Czytaj więcej

Polemizował, więc zwolnił go na oczach milionów. Czy Elon Musk się pogubił?

Według niego miliarder zatrzyma swoje rewolucyjne plany i porzuci „niedochodowe ideały”. – Spuści pomyje wylane na niego we wniesionej do Twittera umywalce i będzie po wszystkim. Musk jest bohaterem popkultury, Harrym Potterem technologii, który nie wie za wiele o wojnach, także tych informacyjnych. Dziś Twitter ledwo się domyka finansowo, a nawet chwilowe odejście reklamodawców sprawi, że nowy właściciel szybko pójdzie po rozum do głowy, tak jak poszedł, gdy okazało się, że wyrzucił potrzebnych pracowników z firmy – komentuje ekspert.

Wycofanie się ze zmian rakiem mogłoby zminimalizować straty, ale nie będzie to proste. Jak pisze „WSJ”, rozpoczął się właśnie okres, gdy negocjowane są tradycyjnie przyszłoroczne kontrakty reklamowe, a firmy już zaczęły przenosić swoje kampanie z Twittera do TikToka, Instagrama i Google’a.

A dokąd mogą migrować dotychczasowi użytkownicy Twittera?

Toot zamiast tweeta

Żyjemy w społeczeństwie platform, a to oznacza, że istnieje wiele konkurencyjnych rozwiązań. O ich wyborze decydować będą m.in. oczekiwania dotyczące zawartości prezentowanych treści, formy komunikacji, czy to tekstowa, wizualna bądź audiowizualna, a także dostępności, użyteczności oraz aktywności społeczności danego medium – mówi dr Krzysztof Kuźmicz, medioznawca z Katedry Nauk Społecznych Akademii Leona Koźmińskiego. I wskazuje, że twitterowicze swoje pierwsze kroki mogą kierować do takich aplikacji, jak Tumblr, LinkedIn, Plurk, Soup, Reddit, Discord czy Mastodon.

Zwłaszcza ta ostatnia platforma zyskuje. Specjaliści twierdzą, iż to naturalna alternatywa dla serwisu kupionego przez Muska. – Mastodon w swych funkcjonalnościach jest podobny do Twittera, jednak nie jest centralnie hostowany, a każdy serwer ma swoją politykę moderacyjną, jakby swój ring MMA ze zbiorem zasad. No i nie można go sprzedać, bo to spółka „non profit” – wskazuje istotne różnice Wasilewski.

Za mikroblogiem Mastodon stoi 30-letni Eugen Rochko, a właściwie Jewgienij, rosyjski Żyd, który wyemigrował na Zachód w wieku 11 lat. Zamieszkał w Jenie, gdzie na tamtejszym Friedrich-Schiller University studiował informatykę. Mastodona stworzył w 2016 r. jako projekt hobbystyczny. Programista w wywiadzie dla „Esquire” powiedział, że celem było stworzenie „przestrzeni, którą nie rządziłaby komercja i byłaby lepiej usystematyzowana” niż Twitter. Rozwiązanie Rochko oparte jest na oprogramowaniu open source, którego kod źródłowy jest powszechnie dostępny, a serwis pozbawiony jest reklam.

Z poziomu użytkownika zauważalne różnice będą odczuwalne już przy zakładaniu konta – wymaga to akceptacji moderatora i wcale nie jest powiedziane, że użytkownik zostanie zatwierdzony. W serwisie zamiast tweetów publikuje się tooty. Co ważne, podobnie jak na Twitterze można używać hashtagów, aby wyszukiwać tematy i osoby (wśród nowicjuszy ten najpopularniejszy to #TwitterMigration). Już powstały cyfrowe narzędzia, jak np. Twitodon, których można użyć do znalezienia znajomych z Twittera na Mastodonie. I trudno się dziwić – serwis Rochko przyjął największą falę migracji twitterowiczów (w ciągu ledwie dwóch tygodni liczba użytkowników niszowej platformy urosła o prawie 0,5 mln, a dziś konta w tej aplikacji ma grubo ponad 1 mln osób).

Na Mastodonie nie tworzymy jednego konta, logując się e-mailem i hasłem, lecz wybieramy jeden z wielu interesujących nas serwerów. I to właśnie na nim zakładamy profil. Gdy chcemy przenieść się do innego serwera, rejestrację należy powtórzyć. Warto jednak zaznaczyć, że rejestracja na danym serwerze nie oznacza, że czytać będziemy wyłącznie wpisy osób tylko tam zarejestrowanych. Mastodon pozwala śledzić użytkowników różnych serwerów.

Czytaj więcej

Ponad milion użytkowników „wyparowało” z Twittera w kilka dni

Mastodon opiera się na wolontariuszach. Aplikacja strukturą bardziej przypomina Reddit – ma 3 tys. serwerów, każdy z własnymi ustawieniami prywatności, zespołem moderującym treść i wytycznymi dla społeczności (użytkownicy na różnych serwerach mogą komunikować się ze sobą w ramach grup tematycznych zarządzanych przez organizacje non profit, indywidualnych administratorów i hobbystów). W efekcie – w odróżnieniu od Twittera – pojedyncza osoba nie ma kontroli nad całą siecią.

Mikroblogi w natarciu

Trudno wskazać jednego wygranego słabości nowego nabytku Muska. Ruch migracji „zbuntowanych” wobec Twittera przejmuje wiele platform – Gab i Parler przyciągają skrajnie prawicowe środowiska, z kolei dane firmy analitycznej Sensor Tower pokazują, że rośnie liczba instalacji niszowych aplikacji Metatext, Substack, Tootle, CocoFun, Tribel, nFollowers i CounterSocial. Fala rozlewa się więc dość szeroko po serwisach społecznościowych.

Nieznacznie zyskują też bardziej rozpoznawalni rywale – Tumblr, LinkedIn i Pinterest. Ten pierwszy w ciągu dwóch tygodni od przejęcia Twittera przez Elona Muska odnotował ponad 300 tys. pobrań, a to prawie dwa razy więcej niż zazwyczaj. Ta bezpłatna platforma mikroblogowa, którą David Karp powołał do życia w 2007 r., a więc rok po narodzinach Twittera, pozwala użytkownikom tworzyć wpisy z wykorzystaniem tekstu, grafik oraz klipów wideo i audio. W praktyce ten swoisty miks WordPressa i rozwiązań znanych z Facebooka czy Instagrama daje możliwość tworzenia blogów i udostępniania ich obserwującym na wielu platformach społecznościowych. Do zalogowania potrzebny jest jedynie e-mail i hasło.

Podobnie jest w serwisie Pinterest. Jest on jednak czymś bardziej na kształt wyszukiwarki wizualnych pomysłów i projektów (tu z kolei na myśl przychodzi miks YouTube’a i wyszukiwarki Google’a). Wizualne zakładki, tzw. piny, pozwalają zapisywać interesujące nas posty na wirtualnej tablicy. Platforma umożliwia dodawanie do nich komentarzy, wysyłanie ich e-mailem i udostępnianie np. na Facebooku. Można też tworzyć tablice grupowe – to pozwala dzielić się pomysłami ze swoją grupą (każdy jej członek może wówczas umieszczać swoje piny). W aplikacji można znaleźć wiele subkategorii tematycznych – od zwierząt, architektury i designu, przez modę i ogrodnictwo, po edukację czy finanse.

Poszukujący alternatywy dla ćwierkania mogą eksperymentować również z mniej rozpoznawalnymi serwisami, które dopiero budują swoją pozycję w świecie mediów społecznościowych. Przykładem może być choćby WT.Social (skrót od WikiTribune), który sam określa się jako „nietoksyczna sieć społecznościowa”. Serwis ułożony niczym Facebook pozwala śledzić zarówno osoby, jak i tematy, a także tworzyć własne posty. Przy tym witryna nie używa algorytmów do podsuwania użytkownikowi wybranych treści. Podobnie zresztą jak Cohost, czyli apka zbliżona do Twittera, ale bez reklam i z opcją uzyskania zgody użytkowników na obserwowanie ich kont.

Trudne rozstanie z Twitterem

Niezależnie od tego, jakie serwisy wybiorą „zbuntowani”, by zastąpić potrzebę tweetowania czy śledzenia postów obserwowanych osób, swoje niezadowolenie z porządków Muska będą chcieli zapewne wyrazić poprzez usunięcie swojego profilu z jego platformy. A to, wbrew pozorom, nie będzie wcale taki oczywisty i prosty proces. Jak się okazuje, w celu trwałego usunięcia konta należy je najpierw dezaktywować. Funkcja ta, ukryta w zakładce „Ustawienia i prywatność”, pozwala na wyłączenie profilu na okres 30 dni. Jeśli jednak w tym czasie użytkownik zaloguje się ponownie, apka reaktywuje konto. Trzeba zatem zachować wstrzemięźliwość od ćwierkania. Przy tym – podczas fazy dezaktywacji – nazwa i publiczny profil użytkownika nie będą widoczne na platformie. Jeśli przetrwamy ów twitterowy „post”, po 30 dniach serwis automatycznie usunie konto.

Na taki ruch w ostatnich dniach zdecydowało się wiele znanych osób, jak aktorzy Ron Pearlman i Alan Ritchson, pisarz Stephen King, reżyserka Shonda Rhimes, producent telewizyjny Ken Olin, modelka Gigi Hadid, mająca polskie korzenie aktorka Tea Leoni czy Amber Heard, była partnerka samego Muska. Przycisk dezaktywacji uruchomiły również piosenkarka Toni Braxton, kompozytorka Sara Bareilles oraz Shannon Raj Singh, amerykańska prawniczka z Oxford Institute for Ethics, specjalizująca się w zbrodniach wojennych. Czy ty też jesteś na to gotowy?

Warta 44 mld dol. inwestycja twórcy SpaceX i Tesli już odbija mu się czkawką. Kontrowersyjny miliarder był na tyle pewny siebie, iż nie spodziewał się, że zwolnienie ponad połowy załogi, w tym zespołów odpowiedzialnych za moderację, a także ogłoszenie planów płatnych subskrypcji czy deklaracja nieskrępowanej wolności słowa, stanowiącej ukłon w stronę środowisk skrajnie prawicowych, spowoduje istny exodus. Chaos wprowadzony przez Elona Muska w przejętej firmie sprawił, że magnes jego osoby, który zadziałał m.in. w przypadku sukcesów Tesli, tym razem nie przyciąga, a odpycha. W konsekwencji, zamiast ruchu „do” platformy, jesteśmy świadkami masowej migracji – wręcz efektu kuli śnieżnej. Twittera porzucają zarówno zawiedzeni i rozgoryczeni użytkownicy, jak i liczni menedżerowie dbający o bezpieczeństwo i standardy czy reklamodawcy. Ci ostatni zapewniali dotychczas niemal 90 proc. przychodów platformy, które w ubiegłym roku sięgnęły 5 mld dol. Teraz nawet jedna trzecia tej kwoty może wyparować.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich