Skąd wzięła się nazwa II Rzeczpospolita?

W narracji komunistów przedwojenna Polska była „pomajowa”, „sanacyjna”, „burżuazyjna”, „faszystowska”, czy „przedwrześniowa”. Zanim ktoś nie odważył się nazwać ją II Rzeczpospolitą.

Publikacja: 21.10.2022 17:00

Według powszechnej opinii w 1918 roku Polska wybudziła się ze stanu swoistej hibernacji – powróciła

Według powszechnej opinii w 1918 roku Polska wybudziła się ze stanu swoistej hibernacji – powróciła z niewoli z całą swoją historią i tradycją Rzeczypospolitej. Mówiono więc o Polsce Niepodległej, o Polsce Odrodzonej. Dla komunistów szybko stała się „sanacyjna” i „burżuazyjna”, a jej symbol Józef Piłsudski (na rysunku jako siewca nowej Polski) był raczej postacią pejoratywną

Foto: materiały prasowe

Czy wiecie państwo skąd się wzięło pojęcie II Rzeczpospolitej? Na pierwszy rzut oka problem wydaje się być sztucznie wydumany. Istniała wszak kiedyś I Rzeczpospolita, ta polsko-litewska, która wzięta na ząb imperialnych sąsiadów, ułatwiając im zadanie własną ułomnością, upadła z końcem XVIII wieku i zniknęła z map świata. Po okresie rozbiorów, budząc się w tym czasie narodowo, powstała jednak w wyniku I wojny światowej nowa, czyli siłą rzeczy II Rzeczpospolita. Dziś, z perspektywy czasu i znajomości całości dziejów XX wieku, w powszechnej opinii to wykładnia dość częsta, by nie powiedzieć naturalna.

Jednakże dla Polaków, dla ich elit po 1918 roku, historia wyglądała inaczej – Polska nie powstała na nowo, ale się odrodziła; Rzeczpospolita po I wojnie światowej, to ta sama Rzeczpospolita, którą zajęły kiedyś Austria, Prusy i Rosja. Nigdy nie umarła, lecz istniała cały czas – nielegalnie rozebrana, okupowana przez sąsiadów, trwająca niezmiennie dzięki narodowi i jego postawie. W latach 1918–1939 ciągłość tę cały czas podkreślano. Stąd między innymi w preambule konstytucji marcowej z 1921 r. odwołanie do Konstytucji 3 maja; stąd waluta złoty jako symboliczne nawiązanie do sukcesów polskiej gospodarki Królestwa Polskiego 1815–1830; stąd wreszcie wykładnia polskich sądów, stosujących starą rzymską zasadę ius postlimini. Zasada ta głosiła, że jeśli rzymski legionista trafił do niewoli, to jego prawa i majątek w Rzymie nie przepadały, miał je odzyskać natychmiast, gdy tylko z powrotem postawiłby stopę na rzymskiej ziemi. Podobnie było z Polską. Według powszechnej opinii w 1918 roku wybudziła się ona ze stanu swoistej hibernacji – powróciła z niewoli z całą swoją historią i tradycją Rzeczypospolitej. Mówiono więc o Polsce Niepodległej, o Polsce Odrodzonej, ale tylko z rzadka, czasami na łamach prasy, mówiono o II Rzeczypospolitej.

II wojna światowa znowu wywróciła wszystko do góry nogami. W Polsce doszli do władzy zainstalowani przez Sowietów komuniści, dla których państwo polskie po roku 1918 było czymś zgoła obcym. Co prawda mądrość etapu kazała początkowo ekipie Bolesława Bieruta i Władysława Gomułki nawiązywać do tego, co w Polsce 1918–1945 było „postępowe” i „demokratyczne”, jak np. konstytucja marcowa, na którą powoływał się manifest PKWN, jednak rychło przestawiano wajchę. W konsekwencji ta co jeszcze niedawno była Niepodległa i Odrodzona stawała się w ustach komunistów coraz prędzej „pomajowa”, „sanacyjna”, „burżuazyjna”, „faszystowska”, czy wreszcie „przedwrześniowa”. To ostatnie określenie tym bardziej miało podkreślać jej upadek i fiasko poczynań jej przywódców. Semantyczny proces nabierał tempa.

Niechęć do nazywania rzeczy po imieniu

Domyślając się, dokąd doprowadzi ta narracja, zareagował nań krytyk literacki i historyk Adam Mauersberger. Już w 1946 r. na łamach krakowskiego – nomen omen – „Odrodzenia” opublikował tekst, w którym dał własną wykładnię periodyzacji dziejów Polski. Wykazując różne absurdy terminologiczne i kłopoty z nimi związane autor wyśmiewał np. określenie „rządów pomajowych” w Polsce, zauważając, że Józef Piłsudski zdobył władzę już w maju 1926 r. – dlaczego więc nie rządy majowe? Wszelako głównym problemem dla Mauersbergera było coraz powszechniejsze stosowanie pojęcia „Polski przedwrześniowej” oraz wypieranie z oficjalnego języka słowa „niepodległość” w odniesieniu do państwa polskiego 1918–1939. Szukając różnych analogii, a właściwie wymyślając pseudoanalogie, Mauersberger ironizował: „Drugie cesarstwo francuskie, pobite przez Niemców 1 września, zostało zastąpione Trzecią Republiką, ogłoszoną 4 września. I nikt tych osiemnastu lat sanacji francuskiej nie nazywa «rządami przedwrześniowymi» […] Podobnie – pisał dalej – o rządach Metternicha tylko ktoś widzący wszystko od końca mógłby powiedzieć: «Austria przedwiośniana i przedludowa». A Wiosnę Ludów czy nazwałby kto «Austrią przedfranc-józefińską»?”.

Ten felietonowy styl był dla Mauersbergera tylko wstępem do postawienia dwóch zasadniczych tez. Po pierwsze, że takie terminy, jak „Polska przedwrześniowa”, czy jakieś zupełnie bezosobowe „międzywojnie”, mające określać polską państwowość, charakteryzują się – wedle jego słów – „obrzydliwą niechęcią do nazywania rzeczy po imieniu”, czyli de facto omijania „na wszystkie sposoby wyraz i samo pojęcie niepodległości, jakby w latach 1918–1939 nie było odrodzonej Polski”. Po wtóre zaś, że dziejów państwa nie powinno się oceniać wyłącznie z perspektywy „ostatniego rozdziału”, tj. jego klęski i upadku, a do tego się przecież zmierza, używając pojęcia „Polska przedwrześniowa”. Toteż Mauersberger pytał i zarazem postulował: „Czy zatem już nie pora, żeby zaprzestać tego i zacząć nazywać rzeczy po imieniu. Dawną Rzeczpospolitą królewską uznać za I Rzeczpospolitą. Polskę odrodzoną po pierwszej wojnie światowej nazwać II Rzeczpospolitą, a Polskę odrodzoną po drugiej wojnie światowej nazwać III Rzeczpospolitą?”. Widzimy, że Mauersberger, pisząc o odrodzeniu po II wojnie, musiał oddać cesarzowi, co cesarskie, a właściwie partii, co partyjne, lecz inaczej – mimo jeszcze dość łagodnej w 1946 roku cenzury – tekst do druku by nie poszedł. I tak opublikowano go na ostatniej stronie „Odrodzenia”, drobnym drukiem. Nic to! Ziarno zostało zasiane.

Podjął je inny krakowski publicysta, choć rodem z Warszawy, Stefan Kisielewski. Popularny Kisiel w ogłoszonym końcem 1946 r. szkicu poświęconym polskiej literaturze 1918–1939 uznał tekst Mauersbergera i jego hasło „II Rzeczypospolitej” za ważne i słuszne. Kisielewski tłumaczył: „Inicjatywa arcysłuszna, propozycja ze wszechmiar godna przyjęcia, cała sprawa zaś, wbrew temu, co sądzą niektórzy, jest nader ważna i daleko wykracza poza granicę jakiegoś pedantycznego sporu terminologicznego. Kwestia ta zahacza o cały kompleks psychologiczny, który określiłbym nazwą obrazoburczej pasji wobec własnej przeszłości, pasji usiłującej ukryć swój odwrócony związek z megalomanią narodową”.

Kisiel pisał, że po hekatombie II wojny światowej, podczas której Niemcom niemalże mogło się udać unicestwić – dosłownie, biologicznie – naród polski, sama „epoka dwudziestolecia”, choć minęło od niej ledwie kilka lat, może wydawać się już czymś zgoła egzotycznym. Ale dlatego właśnie, zdaje się mówić Kisiel, ciągłość państwowa i narodowa, jej poczucie, jest tym bardziej szalenie istotne. „Naród stanowi nie tylko jedność etniczną, kulturalną i cywilizacyjną – stwierdzał Kisielewski – naród musi stanowić jedność w czasie. Każde pokolenie – dodawał – musi czuć, że dobytek powstał z pracy ojców i dziadów, że kultura jego jest kontynuacją kultury pokoleń poprzednich. Bez tego poczucia ciągłości nie można być narodem”.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Van Gogh i sceny z życia malarskiego

Prozaiczna, zwykła, zdrowa

Nie można zatem przekreślać całości dorobku II Rzeczypospolitej, potępiać jej w czambuł, zohydzać jej już w nazewnictwie, stosując różne pejoratywne określenia, odbierać państwu polskiemu po 1918 roku tego, co było w nim dobre. Jak po latach stwierdzał Zbigniew Herbert, było to państwo, które chorowało, ale na katar, a nie na syfilis…

Mówiąc późniejszym Orwellem, rok 1946, ani to był czas, ani miejsce na ewaporację niepodległej Polski – jej wady, wady jej elit, zostały już zweryfikowane, to co było nie do obrony pozostawało nie do obrony, nikt nie szukał fałszywych usprawiedliwień. Nie do pomyślenia jednak było dla Kisiela, że „oto, gdy w dniu dzisiejszym stoimy na gruzach i zgliszczach, szykując się do odbudowania – jeszcze raz – nowej Polski, do owego tradycyjnego, niestety, wskrzeszenia z popiołów Feniksa, gdy stoimy wobec bankructwa politycznego i militarnego II Rzeczypospolitej – heroldowie »nowych czasów« proponują nam spalenie na stosie tej resztki dobytku, jaka nam jeszcze pozostała: kulturalnego dorobku Dwudziestolecia”. Tym więcej, że – jak oceniał Kisielewski literaturę tamtej doby – był to dorobek prawdzie niepodległy, dorobek z marzeń Stanisława Wyspiańskiego, dorobek „Polski zwyczajnej, takiej jak inne kraje, nie cierpiętniczej, patetycznej, koturnowej; nie Mesjasza narodów – lecz Polski prozaicznej, zwykłej, zdrowej”.

Już w kilka lat później artykuły Mauersbergera, a szczególnie Kisielewskiego z jego „heroldami nowych czasów”, nie mogłyby ukazać się w druku. Czasy nad Wisłą zmieniały się błyskawicznie, a rewolucja „odwschodnia” w Polsce przyspieszała. Rychło przykręcono śrubę i zadekretowano na słynnych zjazdach w Szczecinie i Otwocku, co i jak mają pisać polscy literaci i historycy, a nade wszystko, co mają myśleć o państwie polskim lat 1918–1939 – o jego polityce, stosunkach społeczno-gospodarczych, kulturze. A jednak postulat Mauersbergera, wzmocniony echem Kisiela, przetrwał ten najgorszy okres i dość szybko oficjalnie zatriumfował. Kto dziś wyobraża sobie dzieje Polski bez „II Rzeczypospolitej”? Warto wszakże pamiętać ów cały kontekst, skąd się ona wzięła w tak spopularyzowanej terminologicznie formie jak obecnie i wreszcie – pół żartem, pół serio – że powstała w Krakowie, piórami tamtejszych publicystów…

Autor jest historykiem, doktorem, pracownikiem Uniwersytetu Pedagogicznego im. KEN w Krakowie. Ostatnio wydał książkę „Piłsudski. Studium fenomenu Komendanta" (Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2021).

Czy wiecie państwo skąd się wzięło pojęcie II Rzeczpospolitej? Na pierwszy rzut oka problem wydaje się być sztucznie wydumany. Istniała wszak kiedyś I Rzeczpospolita, ta polsko-litewska, która wzięta na ząb imperialnych sąsiadów, ułatwiając im zadanie własną ułomnością, upadła z końcem XVIII wieku i zniknęła z map świata. Po okresie rozbiorów, budząc się w tym czasie narodowo, powstała jednak w wyniku I wojny światowej nowa, czyli siłą rzeczy II Rzeczpospolita. Dziś, z perspektywy czasu i znajomości całości dziejów XX wieku, w powszechnej opinii to wykładnia dość częsta, by nie powiedzieć naturalna.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich